Dzisiejszy dzień rozpoczął się deszczowo i aura ta utrzymała się przez większość
popołudnia i wieczoru. Kiedy Lucy Maud Montgomery rozpoczynała pisanie swoich
„dorosłych” pamiętników, obiecała sobie, że nie będzie w nich opisywała pogody,
jednak ja nie jestem sławną pisarką, a wzmianka o pogodzie posłuży za
usprawiedliwienie gorszych zdjęć.
W Moim Wymarzonym Domku kuchnia
połączona jest z jadalnią, która ma z trzech stron okna. Z największego jest
widok rodem z „Wymarzonego Domu Ani” (opisywałam już kiedyś, jak to zupełnie
nieświadomie zakochałam się w domku, który znajduje się w bezpośrednim
sąsiedztwie Wymarzonego Domku Ani :). I jak tu wierzyć w przypadki...). Okno
to podzielone jest na 6 części, dzięki czemu ma się wrażenie, że ogląda się te
zachwycające widoki jak oprawione w ramy żywe dzieła sztuki. W zależności od
tego, gdzie się usiądzie, zmieniają się obrazy. Czasem wystarczy lekko się
przesunąć, żeby zobaczyć całkowicie nową odsłonę zapierającego dech w piersiach
krajobrazu. Dziś doszłam do wniosku, że mogłabym spokojnie cały tydzień spędzić
w Moim Wymarzonym Domku i nigdzie więcej się nie ruszać... Wiem jednak, że mam
misję, więc czasem opuszczam Domek i uśmiecham się, kiedy widzę, jak powoli
oddala się się w lusterku wstecznym... Wiem, że niedługo do niego wrócę, a każdy
powrót przeżywam na nowo... Trudno mi będzie stąd wyjeżdżać... Wszystkim nam
będzie trudno... Nie zamierzamy się jednak smucić! Akcja "Wymarzony Domek na
bis” została już wczoraj zainicjowana. :) :) Okazuje się, że do serca
właścicieli Wymarzonych Domków można trafić dokładnie tak, jak do serca
wszystkich mężczyzn, czyli przez żołądek :) :). Jutro planuję drugie podejście,
czyli pesto, sałatka cesarska i pieczywo z czosnkiem i ziołami prowansalskimi.
Trzymajcie kciuki :) :).
Dziś, w deszczowym dniu, załatwialiśmy
sprawunki. Odwiedziliśmy pocztę, gdzie uśmiechnięta Lorine ładnie przybiła
stempelki na pocztówkach, które obiecałam pięciu osobom. Pocztówki te później
zaczęłam wypisywać podczas obiadu w restauracji „Lost Anchor”, z okna której
widać Informację Turystyczną w Cavendish.
W miejscu tym stał kiedyś dom, który
posłużył jako inspiracja dla domu pani Małgorzaty Linde (Rachel Lynde). Jego
centralne położenie gwarantowało avonlejskiej kumoszce widoki, które mogłyby z
powodzeniem konkurować z wiadomościami lokalnymi i telenowelami :). Dom w chwili
obecnej stoi po przeciwnej stronie i służy jako gospoda. Można więc wynająć
pokój w domu pani Małgorzaty :).
Założyłam sobie, że będąc na Wyspie
każdego dnia postaram się zobaczyć coś, czego jeszcze nie widziałam. Dziś
odszukaliśmy stację kolejową z Hunter River, która była inspiracją dla
książkowej stacji w Szerokiej Rzece (Bright River). Stację tę odwiedzała pisarka
w czasie swoich podróży do Charlottetown. Niestety budynku nie można zobaczyć w
środku, więc zrobiłam tylko kilka zdjęć z zewnątrz.
Jak już wspominałam, odwiedziliśmy też pocztę i kościół, do którego
uczęszczała Lucy Maud Montgomery. W nim grała na organach i poznała swojego
przyszłego męża – Ewana Macdonalda (to, że mój mąż ma na imię Evan jest zwykłym
zbiegiem okoliczności :)). Maud miała bardzo blisko do kościoła – tuż za nim
znajduje się dróżka, którą chadzała Maud na nabożeństwa.
Poczta z zewnątrz
Poczta wewnątrz
Kościół
Pomyślałam, że z
pewnością stęskniliście się za Zielonym Wzgórzem, więc oto, jak prezentowało się
ono w dniu dzisiejszym.
W wiosce Avonlea zrobiłam szybkie zakupy. Mam dobrą nowinę! Prezenty dla
zwycięzców konkursu zostały zakupione!! Ogłoszenie wyników już jutro, czyli 20
sierpnia. Muszę ustawić sobie powiadomienie, bo jeszcze mogę przy tych
wszystkich emocjach zapomnieć! :) :)
W ubiegłym roku zamieszczałam podczas wizyty na Wyspie Księcia Edwarda
zdjęcia z serii „Dlatego właśnie kocham tę wyspę”... Oto dzisiejsza dawka, choć
zdjęcia były zrobione wczoraj.
Chyba nigdy nie przestanie mnie dziwić, że kraina z moich dziecięcych marzeń istnieje naprawdę. Za każdym razem kiedy mi to uświadamiasz mam gęsią skórkę, ciarki i całą serię fajerwerków w brzuchu :) Bernadko, podobnie jak Montgomery potrafisz malować słowami. Myślę,że nikt poza Tobą nie mógłby zauważyć tych zmieniających się obrazków na oknem i nikt prócz Ciebie nie mógłby nam tego piękniej opisać. Myślę, że cała magia kryje się w tych szczególikach, których pędzący i zaabsorbowany życiem człowiek nie zauważa. Jak to wspaniale się czasem zatrzymać i dostrzec otaczające nas piękno :) Dziękuje za kolejny dzień wycieczki! Było super!
OdpowiedzUsuńCo więcej, piękne jest nie tylko to, że "kraina dziecięcych marzeń" istnieje naprawdę, ale również to, że potrafi zachwycać po latach. A wszystkie relacje i reakcje Bernadety są tego niezbitym dowodem. Dziękuję i pozdrawiam, Mariola
UsuńNie mogę napatrzeć się na te wszystkie zdjęcia, wciąż oglądam je na nowo :) Dziękuję :)
OdpowiedzUsuńMój Boże, tam jest tak pięknie! Z każdym Twoim kolejnym postem, Bernadko, co raz bardziej czuję, że odwiedzenie PEI jest jednak realne... Niecierpliwie wyczekuję kolejnego :)))
OdpowiedzUsuńOj, i jeszcze jak zobaczyłam koperty, to mnie taka radość napadła, że aż zaczęłam się śmiać z radości... Jedna leci do mnie, hurraaaa!!! :))) Nie mogę opanować radości, przepraszam, jeśli kogoś irytuję ;)
Pozdrawiam,
Magda
Pięknie malujesz słowem! Dotychczas miałam zawsze, czytając post, rozbiegane oczy bo: i żal mi było uronić tekstu, i żal nie spojrzeć na zdjęcie. Ponieważ jednak już mnie jako czytelnika przyzwyczaiłaś do tego, że w każdym milimetrze kwadratowym postu jest taka masa smakowitości i niespodzianek, wyrobiłam sobie Specjalną Technikę Czytania Twojego bloga, by zaspokoić swoją ciekawską, wygłodniałą duszę i nie uronić niczego :-) Potrzeba matką wynalazku, jak to mówią :-)
OdpowiedzUsuń