Wyspa Księcia Edwarda słynie ze swoich latarni morskich. Jest ich tutaj aż 63. Z
Mojego Wymarzonego Domku można dostrzec jedną z nich – latarnię New London (New
London Lighthouse). Bardzo łatwo do niej dotrzeć, w przeciwieństwie do Cape
Tryon Lighthouse, która była pierwowzorem latarni Kapitana Jima z
„Wymarzonego Domu Ani”. Mieszkamy dokładnie 6 kilometrów od tej latarni – jak
już kilkakrotnie wspominałam przenieśliśmy się z Avonlea do Glen St. Mary, czyli
z Cavendish do okolic New London. Zupełnie jak Ania po ślubie z Gilbertem
:).
Latarnia Cape Tryon nosi przydomek ”Keep Trying Lighthouse” (gra słów
polegająca na zliżonej wymowie). Wiele osób próbuje podobno ją znaleźć, ale bez
skutku. Nam udało się za pierwszym razem. Prowadzi do niej około kilometrowa
dróżka, którą trzeba przebyć pieszo. Krocząc nią można bardzo łatwo wyobrazić
sobie, że jest się Anią idącą z wizytą do zaprzyjaźnionego Kapitana.
Bardzo cieszę się, że odświeżyłam sobie wszystkie części Ani przed przyjazdem
na Wyspę, gdyż dzięki temu bardzo przeżywałam dzisiejszy spacer do latarni
Kapitana Jima. Zdaję sobie oczywiście sprawę, że jest on zmyśloną postacią, ale
bardzo go lubiłam i dziś dużo myślałam o zaginionej Małgorzacie, Księdze Życia
Kapitana i jego cichej samotnej śmierci. Kiedy ujrzeliśmy w końcu czubek
latarni, pojawiły się łzy wzruszenia...
Kolejnym punktem dzisiejszego
harmonogramu była plaża Cousins Shore. Następna przepiękna plaża z masą
czerwonych kamyków! Właśnie z niej będą pochodziły kamyki dla Zwycięzców
konkursu :) :).
Następnie wróciliśmy na lunch do Mojego Wymarzonego Domku. To, co
niesamowicie lubię, to powroty do Wymarzonego Domku. Kiedy zbliżamy się długą
aleją, a nasze serca wypełnia po brzegi szczęście... Nie wiem, jak przeżyję
rozstanie z tym cudownym miejscem...
Po południu pojechaliśmy do Dalvay
By the Sea – hotelu, który posłużył jako hotel w Białych Piaskach w filmach
Sullivana. Do filmu wykorzystano tylko zewnętrzne ujęcia hotelu, ale my
weszliśmy i do środka, więc zapraszam i Was.
W drodze z Dalvay By the Sea odwiedziliśmy jeszcze jedną latarnię – Covehead
Harbour Lighthouse.
Bardzo dziękuję Wam za wszystkie komentarze, e-maile i za to, że ze mną
zwiedzacie Wyspę Księcia Edwarda. Mam bardzo mało czasu w tej chwili, ale
obiecuję, że odpowiem na wszystkie komentarze i pytania w nich zawarte.
Pozdrawiam Was serdecznie ze Springbrook!
Brakuje mi słów, by wyrazić zachwyt nad tym, co widzisz i opisujesz, Bernadko.
OdpowiedzUsuńW swojej "The Alpine Path" Montgomery pisała: "<> jest dobrym miejscem, by się na niej urodzić – dobrym miejscem, by spędzić na niej dzieciństwo. Lepsze nie przychodzi mi na myśl [...] Gdzieś indziej roztaczają się bardziej imponujące krajobrazy i wspanialsze scenerie, ale ze względu na prostą, kojącą urokliwość jest ona niedościgniona. <> unosi się na falach błękitnej zatoki, zielone zacisze i <>. Wiele swojego piękna Wyspa zawdzięcza wyrazistym, barwnym kontrastom – intensywnie czerwonym wijącym się drogom, błyszczącemu szmaragdowi wyżyn i łąk, wspaniałemu szafirowi otaczającego morza." Kiedy czytam i oglądam Waszą podróż, to tak jakbym słyszała słowa L. M. M., i te z "Alpejskiej ścieżki", i te z jej powieści.
Bardzo staram sie, aby zdjecia pokazywaly piekno Wyspy i miejsc zwiazanych z LMM. Mysle, ze widzac miejsca, ktore odwiedzala pisarka, mozna latwo zrozumiec, skad czerpala inspiracje tworcza. Na Wyspie watek LMM laczy sie z watkiem Wyspy i tym razem probuje to pokazac. Mozna przyjechac dla Ani, ale wyjezdza sie zakochanym w Wyspie. Dziekuje, ze mi towarzyszysz Agnieszko! Pozdrawiam goraco!
UsuńLatarnia Kapitana Jima to również dla mnie wyjątkowe miejsce, podobnie jak jego książkowa postać. Tak bardzo jestem szczęśliwa, mogąc cieszyć oczy tymi wyjątkowo urokliwymi miejscami, tym, że mnie zaprosiłaś do tej podróży! Jest wyjątkowa i też nie wiem, czy będę umiała "wrócić", choć tak na prawdę nie ruszałam się fizycznie z miejsca. Mogę tylko wyobrażać sobie, jak bardzo trudno będzie Tobie, ale jak mawia p. Linde " Całe życie składa się tylko z powitań i pożegnań" ale myślę, że piękne jest to, że po każdym pożegnaniu, można liczyć, że nastąpi również powitanie :-) Nawet jeśli trzeba będzie na nie trochę poczekać.... O oczekiwaniu już pisałaś, więc nie będę plagiatować :-) Ja osobiście bardzo liczę na to, że nie jest to Twoje ostatnie powitanie i pożegnanie z PEI :-) Liczę, że będzie ich jeszcze bardzo wiele!
OdpowiedzUsuńJa tez licze na jeszcze wiele powitan z Wyspa Inez! Ta latarnia jest wyjatkowa i warto bylo ja odwiedzic. Ciesze sie, ze sie udalo. I ciesze sie, ze sprawilam Ci radosc ta relacja :) Pozdrawiam cieplutko i dziekuje za wierne towarzyszenie mi na Wyspie :).
UsuńTe latarnie są absolutnie bajeczne! Tworzą cudowny klimat...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Magda
Teraz to ja muszę odświeżyć wszystkie Anie a potem jeszcze raz bloga :)
OdpowiedzUsuńSerdecznie polecam! :)
UsuńBernadko, nie wiem jak to robisz, zastanawiam się po raz kolejny nad Twoim fenomenem, ale od kilku minut siedzę i snuje wspomnienia o kapitanie. Zaglądając w zdjęcia, na których jest jego latarnia... I łezka się kręci.
OdpowiedzUsuńWłasnie dziś po raz kolejny skończyłam czytać Wymarzony dom Ani. Spłakałam się i uśmiałam. Trafiłam tutaj, w poszukiwaniu czegokolwiek na temat tej części. Przy zdjęciach się popłakałam, zwłaszcza przy tych z latarnią. Taki prawie "namacalny" dowód na istnienie tego świata.
OdpowiedzUsuń