W sobotę mieliśmy wracać do domu. Na szczęście Andy'emu udało się nas
przekonać i przedłużyliśmy sobie nasze wakacje o dodatkowy dzień. Zapowiadał się
słoneczny dzień, a słonko nas w ciągu tygodnia pobytu na Wyspie zbytnio nie
rozpieszczało. Już piękny sobotni wschód słońca nad Zatoką New London dobrze
wróżył... Bardzo zależało nam na pięknej pogodzie, gdyż o 12:30 mieliśmy
zarezerwowaną przejażdżkę konną z Mateuszem w Muzeum Ani z Zielonego Wzgórza w
Park Corner.
Zanim jednak pojechaliśmy do Park Corner, musieliśmy zająć
się drobnymi sobotnimi sprawunkami. Szybka wizyta na poczcie w Cavendish (16 km
w kierunku przeciwnym od Park Corner) i wysyłka pocztówek, które udało mi się
cudem w ciągu ostatnich dwóch dni wypisać, ekspresowe zakupy i droga powrotna,
aby dojechać na czas do Park Corner.
Ledwie zdążyliśmy! Warto tu napomknąć o tym,
że na Wyspie jeździ się o wiele wolniej. Nie chodzi tu o samą prędkość jazdy,
ale o liczne postoje, które trzeba zrobić, aby mieć okazję sfotografować jakieś
nowe miejsce lub miejsce znajome w nowej odsłonie. Pobocze zazwyczaj jest
niezwykle skromnych rozmiarów, więc pozostaje modlić się, żeby samochód nie
wylądował w rowie... Ten wielokropek nie oznacza, że wylądowaliśmy w rowie,
jedynie daje do myślenia, że tak mogło się stać :). Czasem natomiast
przeskakiwaliśmy rowy, żeby zbliżyć się do różnych miejsc :).
W Muzeum
czekała już na nas uśmiechnięta Pam Campbell. Mieliśmy bardzo mało czasu, ale na
szybko udało mi się nagrać dla Was kilka słów na temat Srebrnego Gaju. Jakość
kiepska, ale naprawdę strasznie się spieszyliśmy.
Mateusz okazał się być przesympatycznym panem pochodzącym z Wyspy Księcia Edwarda, który wraz z koniem, Królewiczem (Prince), zabrał nas na przejażdżkę, która rozpoczynała się przy Srebrnym Gaju, następnie kontynuowaliśmy ją wzdłuż brzegu Jeziora Lśniących Wód, aby dojechać po około 20 minutach na prywatną plażę... Będąc na Wyspie Księcia Edwarda rozumie się od razu, jak wielkim talentem obdarzona była Maud. Umiała perfekcyjnie opisać piękno, wobec którego zwykły śmiertelnik pozostaje bez słowa. Całe szczęście noszę ciągle ze sobą aparat fotograficzny i mogę pokazać, jak wielką atrakcją jest przejażdżka z Mateuszem. Muszę przy tym dodać, że ścieżka, którą jedzie się na plażę nie jest dostępna ani dla pieszych, ani dla samochodów. Aby zobaczyć Jezioro Lśniących Wód w takiej wersji, trzeba wybrać się na przejażdżkę, którą gorąco polecam.
A tak to mniej więcej wyglądało:
Cdn...
Czytając to pożegnanie nr1 jak zawsze w takich razach myślę sobie, że ktoś gdzieś kiedyś tworzył, tworzy i będzie tworzył historię i nie zmieni się to aż do skończenia świata. I zawsze mnie to wzrusza.
OdpowiedzUsuńJa jeszcze chcę zostać... Mariola
OdpowiedzUsuńPrzejażdżka z Mateuszem, och!!! Jakie to piękne! Aż mnie ciarki przeszły... <- heh, mnie non stop przechodzą ciarki przy czytaniu Twojego bloga, chyba przestanę o tym wspominać, bo to oczywiste ;) Pięknie, pięknie tam!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Magda
Żegnaj niezwykła Wyspo ! Cudownie było poznać Cię bliżej dzięki Bernadecie, mam nadzieję, że wrócę tu razem z nią w przyszłym roku ;p ... a może kiedyś osobiście
OdpowiedzUsuń