Dzisiejszy dzień był tak intensywny, że nie wiem, czy uda mi się o wszystkim
opowiedzieć. Pogoda miała być podobna do wczorajszej, więc nie mieliśmy w
planach robienia zdjęć. Wyspa jednak ma swoje niespodzianki i kiedy zgrałam
wieczorem zdjęcia z karty pamięci, okazało się, że padł rekord. :) Ponad 400
zdjęć!! Wiem, że czytając to, zastanawiacie się z pewnością, iloma z nich
podzielę się na blogu. Obiecuję, że będzie ich sporo.
Dzień
rozpoczęliśmy od przepięknego spaceru po naszej plaży...
Mieszkając w Moim
Wymarzonym Domku mamy dostęp do miejsc, o których turyści mogą zazwyczaj tylko
pomarzyć. Ja jednak nie czuję się jak turystka – w końcu jestem na Wyspie już
czwarty raz i mam tu Wymarzony Domek. Chyba więc należy mi się coś od życia! :)
Andy uważa, że zdecydowanie mi się coś należy, a to coś w jego odczuciu to
więcej niż jeden tydzień. Proponuje nam, abyśmy zostali dłużej :). Mamy też już
zaklepany przyszły rok :). Dzisiejszy lunch (czyli pesto) był strzałem w
dziesiątkę, bo podobno na Wyspie trudno o dobre włoskie dania. Po dwóch
dokładkach Andy stwierdził, że już nie muszę nic więcej robić – przyszły rok mam
jak w banku :) :) :) On zasieje bazylię :). Co się będę czarować... Wpadłam z tą
miłością do Wymarzonego Domku i Wyspy Księcia Edwarda jak śliwka w kompot. Ale
nie tylko ja... Wszyscy jesteśmy zakochani w Wyspie... Czwarta wizyta na Wyspie
z pewnością nie będzie ostatnią...
Po lunchu oglądaliśmy z Andy'm mapy
Springbrook, aby dokładnie ustalić, gdzie znajdował się Wymarzony Domek Ani.
Rozmawialiśmy też o latarni morskiej Kapitana Jima. Samo wspomnienie rozmowy 3
dorosłych osób na temat postaci i miejsc z książek Montgomery wywołuje u mnie
ogromny uśmiech... Sama magia...
A skoro już mowa o latarniach morskich, to udało nam się bliżej zaznajomić z
latarnią morską, którą widzimy z sypialni. Oto ona...
Na przyległej plaży spędziliśmy ponad godzinę w prawdziwie wakacyjnych
klimatach...
Kolejnym punktem dzisiejszego harmonogramu była wizyta na
Zielonym Wzgórzu. Po drodze jednak zatrzymaliśmy się na moment przy domu, w
którym urodziła się Lucy Maud Montgomery w New London (Cliffton).
Wizyta na Zielonym Wzgórzu była
trochę inna od tych poprzednich, bo skupiliśmy się na Lesie Duchów. Wybraliśmy
się na wieczorny spacer po lesie, aby się przekonać, czy faktycznie są tam
jakieś duchy. Jeśli są, to dziś postanowiły się nie ujawniać i spacer odbył się
bez większych zakłóceń. Zapraszam na wspólne zwiedzanie Lasu Duchów. :)
Skoro przeżyliśmy spacer bez uszczerbku na zdrowiu, wypadało jeszcze
pozachwycać się Zielonym Wzgórzem i zrobić kilka zdjęć w sposób, jaki w ciągu
poprzednich wizyt nie przyszedł mi do głowy. Nie wiem, czy mi się udało tego
dokonać – sami ocenicie :).
Tu jestem na fotce :) |
Na Zielonym Wzgórzu zrobiliśmy też sesję
zdjęciową mojej Ani z Xenis i Anielskiej Ani z Filipowego Aniołowa. Obydwie były
zachwycone Zielonym Wzgórzem, co widać na zdjęciach.
Jutro ogłoszenie wyników konkursu! Emocje sięgają zenitu!!
Obie Anie odwiedziły swój dom, więc nic dziwnego, że mają takie wzruszone miny :) Przypomina mi się jak Ania wracała na przerwy wakacyjne i świąteczne z Kingsport i to jej zachwycone "och, Marylo...".
OdpowiedzUsuńBernadko, Las Duchów bez duchów? Nie dotykało cię żadne niemowlę zimnymi rączkami? Nie widziałaś wisielców żadnych? Gdyby nie tabliczki, pomyślałabym, że lasy pomyliłaś :D Żartuję oczywiście!
Plaża i latarnia nieopisanie malownicze. Znowu mam gęsią skórkę i z podekscytowania, że mogę to widzieć łezka się kręci. Nie jestem fanką Ani. Jestem psychofanką!
Zaczynam tu zaglądać nałogowo. Pięć razy na dzień sprawdzam, czy czegoś nie dodałaś, a to Zielone Wzgórze, to sobie chyba na tapetę ustawię, bo oderwać wzroku nie potrafię!
Bajecznie i wspaniale. Cudny początek dnia. Dziękuję po raz setny i nie ostatni :*
P.S. Emocje naprawdę sięgają zenitu!! Któż by nie chciał nagrody, jaką sobie obmyśliła taka niezwykła osoba jak Ty?
Ja tez chyba jestem psychofanka, wiec witaj w klubie :))))
UsuńTen nalog jest nieszkodliwy Nikki, wiec zapraszam do czestych wizyt :)))) Pozdrawiam goraco!
PS. W Lesie Duchow nie spotkalismy zadnych duchow niestety :( A szkoda....
Las Duchów!!! To zdecydowanie miejsce dla mnie. Duchy są dobre i czynią dużo dobrego. Trochę szkoda, że nie spotkaliście żadnego, moglibyście sami się o tym przekonać. Ale jeszcze wszystko przed Wami i innymi, którzy zechcą pójść w Wasze ślady. Dobra robota Bernadko :)
OdpowiedzUsuńTwój blog to nieoceniona kopalnia wiedzy. Przewodnik dla wszystkich miłośników wyspy i L.M.Montomery. Naprawdę szczegółowo wywiązujesz się z obiecanego zadania. Dziękujemy!! Nikki nie tylko ty wpadłaś w ten nałóg :) Te 5 godzin różnicy czasowej jest naprawdę okropne w tym przypadku :P
OdpowiedzUsuńP.S. Mogłabym zamieszkać w tej latarni morskiej (kocham latarnie morskie!!!)
Dziekuje za cieple slowa. Chce pokazac Czytelnikom, jak wiele jest tutaj poza miejscami zwiazanymi z Ania. Mam nadzieje, ze mi sie udaje :)
UsuńJest jedna latarnia na sprzedaz :))))
I ja też nałogowo tu zaglądam, także, dziewczyny, łączmy się! ;)
OdpowiedzUsuńWyspa jest naprawdę boska! Cieszę się bardzo, Bernadko, że Twoje wprawne oko potrafi wyłowić tyle pięknych ujęć. Znać wrażliwą duszę! :)
Pozdrawiam,
Magda
Mysle, ze widze te Wyspe sercem i stad wychodza takie ujecia :)
UsuńNalog wchodzenia na ten blog nie jest szkodliwy dla zdrowia, wrecz przeciwnie... Byc moze zainspiruje na tyle, aby zaplanowac swoja wlasna podroz do tej przepieknej Krainy... :)
Bernadko, a sprawdzałaś, czy w latarni czasem nie mieszka kapitan Jim? :)))
OdpowiedzUsuńW tej nie, ale mieszka w innej. :)
UsuńO, nie dziwię się Ani wcale, że lękała się iść przez Las duchów :)
OdpowiedzUsuńJust looked through your blogs with Tanner. As an enrichment part of his Anne study:))
OdpowiedzUsuńFunny, I look through all your blogs to destress & gather inspiration ;) the top photo is amazing...
OdpowiedzUsuń