Ta wizyta na Wyspie Księcia Edwarda na długo pozostanie mi w pamięci. Każdego
dnia bardzo dużo się dzieje i dzień dzisiejszy nie różnił się pod tym względem,
choć pogoda zdecydowanie się pogorszyła.
Wiem, że wszyscy zachwycają się
Zielonym Wzgórzem; ja też właśnie dla niego przyjechałam pierwszy raz na Wyspę.
Pierwsze kroki zawsze kierujemy na Zielone Wzgórze i mam nadzieję, że w
przyszłości będziemy kontynuować tę tradycję. Jest coś baśniowego w tym
dostojnym domostwie z zielonymi szczytami. Wiele osób marzy o tym, żeby właśnie
tu się znaleźć, zobaczyć facjatkę Ani, przespacerować się Aleją Zakochanych i
przejść przez Las Duchów... Zielone Wzgórze nie jest jednak miejscem, które
istniało, kiedy Montgomery pisała „Anię z Zielonego Wzgórza”. Dopiero po
sukcesie książki, kiedy farmę odkupił od krewnych pisarki rząd kanadyjski,
stworzono „Zielone Wzgórze” wzorowane na książkach o Ani. Kiedy Maud odwiedzała
ten dom, wyglądał on jednak zupełnie inaczej, choć nie ma wątpliwości co do
tego, że był inspiracją dla książkowego Zielonego Wzgórza.
Miejscem, które zawsze
odwiedzam w Cavendish i które według mnie jest najbardziej autentycznym jest
miejsce, w którym stał dom dziadków Macneill. Po domu niestety zostały jedynie
fundamenty, ale pomimo tego wizyta w miejscu, gdzie mieszkała pisarka pozostaje
na długo w pamięci. Być może za sprawą starych drzew, które ukochała Maud... Być
może dzięki atmosferze panującej w ogrodzie i na ścieżkach, którymi można się
przechadzać – tak, jak robiła to pisarka... Być może dlatego, że właśnie w tym
miejscu powstała „Ania z Zielonego Wzgórza” i 3 inne książki Montgomery... Nie
wiem, na czym polega czar tego miejsca, ale wracam tu podczas każdej wizyty i
słucham tej samej opowieści któregoś z krewnych Lucy Maud Montgomery.
Dziś miałam wyjątkowe szczęście, gdyż udało mi się zastać w księgarni/muzeum
zarówno Jennie Macneill, jak i Johna oraz ich syna Davida.
Z Jennie odbyłam dosyć
długą rozmowę na temat dzienników pisarki oraz różnych biografii.
Zapytałam również o pewną nieścisłość między dziennikami a biografią ”The Gift
of Wings”. Jennie nie pamiętała tego konkretnego fragmentu, więc poszukałam go w
obydwu książkach i pokazałam Jennie dosyć istotną rozbieżność. Będę nadal
drążyła temat, bo jeśli w ”The Gift of Wings” jest tak wielkie przekłamanie, to
trudno będzie mi traktować tę książkę jako rzetelną biografię.
Zdaję
sobie sprawę, jak wiele osób chciałoby tu być. Dziś mam więc małą niespodziankę
– fragment opowieści Davida Macneill na temat lat spędzonych przez Maud w domu
dziadków Macneill. Dostałam zgodę na upublicznienie tego nagrania, za którą
jestem niezmiernie wdzięczna krewnym Maud.
Po wizycie w domu
dziadków Maud w Cavendish pojechałam do Silver Bush. Była to już czwarta wizyta.
Tym razem zdobyłam coś wyjątkowego dla Zwycięzców konkursu 😊😊. Te śliczne
stempelki własnoręcznie przybiła Pam Campbell (żałowałam, że nie miałam wtedy
aparatu!). Jak widzicie mam problemy z utrzymaniem tajemnic.😊😊
Kolejny piękny dzień za nami. Ta wizyta na Wyspie Księcia Edwarda jest
niezwykła pod każdym względem...
Czytam, czytam i tak się czuję jakbym tam sama była. Dziękuję za kolejną relację, Mariola
OdpowiedzUsuńCzyli wywiazalam sie ze swojej misji :)
UsuńKażdy dzień spędzony na wyspie jest z pewnością wyjątkowy i niezapomniany i mam wrażenie, że przy następnej wizycie też tak będzie. A wiesz dlaczego Bernadko tak myślę? Bo patrzysz na wszystkie nie tylko oczami ale przede wszystkim sercem. O pasji i jej ciągłemu jej rozwijaniu nie wspomnę.
OdpowiedzUsuńDziekuje Elu za te slowa... Wyspe faktycznie odbieram glownie sercem. Pokochalam ja lojalna i gleboka miloscia, a ona odwdziecza mi sie wspanialymi widokami i wyjatkowymi chwilami.
UsuńMyślę, że to właśnie jest magia historii prawdziwej. Można "dotknąć" miejsc, które niegdyś ukochała autorka i ma się poczucie, że patrzy się na widoki, na które patrzyła, stąpa po ziemi, po której się przechadzała przed wielu laty i tak ukochała. To magia historii prawdziwej. Czuję to ilekroć bywam w może mniej uroczych, ale za to bardzo "historycznych" miejscach i zawsze to poczucie rzuca mnie na kolana, gdy moja wyobraźnia pokazuje mi widoki historii prawdziwych, czasem z przed setek lat. Jeśli dodamy do tego uczucie do osoby, która z takim miejscem była związana i to tak bardzo silnie jak Maud, to działa jeszcze silniej na zmysły. Tak sobie wyobrażam. I mogę tylko pozytywnie pozazdrościć :-)
OdpowiedzUsuńPewnie nie mogłabym się oderwać od podziwiania tych książek i kartek zapisanych przez samą Maud!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Magda
A kwiaty jak w polskich ogródkach :)
OdpowiedzUsuńKosmos podwójnie pierzasty :)
UsuńJesteśmy właśnie po lekturze powieści o Ani i odkryliśmy Pani fascynujący blog. Dziękujemy za skarbnicę ciekawych informacji. Pozdrawiamy z ZSM nr 3 w Grajewie.
OdpowiedzUsuńCiesze sie niezmiernie, ze trafiliscie tutaj :) Mam nadzieje, ze czasem bedziecie zagladac (juz za 3 dni znow bede na Wyspie!). Pozdrawiam goraco ZSM nr 3 w Grajewie!
Usuń