piątek, 30 sierpnia 2013

Wyspa Maud

Na zakończenie wspólnej podróży do Krainy Ani z Zielonego Wzgórza przygotowałam kilka zdjęć, które zainteresują miłośników Ani oraz jej autorki. Dodam, że miejsca związane z pisarką są w różnych odległościach od siebie. W ciągu 3 dni przejechałam ok. 350 kilometrów. Oto, gdzie byliście ze mną:




1. Zielone Wzgórze (Cavendish)
2. Miejsce, w którym stał dom dziadków Maud/Poczta „Zielone Wzgórze”/Kościół Prezbiteriański
3. Cmentarz, na którym spoczywa Maud
4. Miejsce urodzenia autorki  (New London)
5. „Mój” Wymarzony Domek (Springbrook)
6. Muzeum Dziedzictwa LM Montgomery (Park Corner)
7. Jezioro Lśniących Wód 
8. Muzeum Ani z Zielonego Wzgórza i Silver Bush (dom cioci Maud, w którym Maud brała ślub w 1911 roku)
Nie wstawiałam na blogu do tej pory zdjęć z Muzeum Ani z Zielonego Wzgórza oraz z cmentarza w Cavendish, więc naprawiam ten błąd :)






Kilka innych miejsc, które z pewnością zainteresują wielbicieli Ani:
1. Aleja Zakochanych




2. Las Duchów





Wyspa Księcia Edwarda jest przepięknym i wypełnionym magią miejscem. Za każdym zakrętem czekają na przybysza urocze zakątki i malownicze pola. Chyba nigdzie indziej na świecie nie ma tylu odcieni zieleni i błękitu. Wyjeżdzając z Wyspy czuje się smutek i tęsknotę – smutek, że kończy się coś cudownego i tęsknotę do czegoś, co pamiętamy z dzieciństwa, a co ożywa na Wyspie.














Autorka „Ani z Zielonego Wzgórza” tak pisała o Wyspie:
"Moja wyspa nie ma sobie równych, nie ma. Czuję, jakbym wyrządziła okrucieństwo swojej duszy opuszczając ją. Tutaj przynależę. Ona jest moja – ja jestem jej. Jest w mojej krwi. Część mnie żyje tylko tutaj."
Wyjątkowość tego miejsca, w którym zrodził się pomysł serii o rudowłosej Ani, można zrozumieć dopiero wówczas, kiedy poczuje się czerwony piasek na stopach, zobaczy zachód słońca nad Zatoką Św. Wawrzyńca, usłyszy, o czym szumią ukochane drzewa autorki, spróbuje soku malinowego i porozmawia z ludźmi mieszkającymi na Wyspie. Każdy, kto doświadczy tego choć raz w życiu, będzie chciał wracać... Tak, jak ja :)
Obiecuję, że za kilka dni będzie jeszcze jeden wpis na blogu, a w przyszłym roku zapraszam  na czwartą podróż na Wyspę :)

środa, 28 sierpnia 2013

Ludzie

Trzecia wizyta na Wyspie Księcia Edwarda już niestety się skończyła. Była ona wyjątkowa pod każdym względem, a szczególnego znaczenia dodali jej konkretni ludzie.

John Sylvester, słynny kanadyjski fotograf, pomógł mi znaleźć się w „moim” Wymarzonym Domku. Po nawiązaniu kontaktu z Johnem dużo czasu przeglądałam jego przepiękne zdjęcia robione w wielu urokliwych miejscach Wyspy. Dzięki opisom wynotowałam sobie kilka nazw miejsc, które postanowiłam tym razem odwiedzić. Nie są to miejsca z przewodników turystycznych, a to dodaje im jeszcze większego uroku. Sama próbowałam pokazać kilka malowniczych zakątków, a tych, których zaciekawiła Wyspa, zapraszam do albumu Johna. Naprawdę warto!

Album Johna Sylvestra - tutaj

Będąc na Wyspie, znaleźliśmy wiele śladów Johna. Jego dziełem jest między innymi najnowszy kalendarz z Wyspy Księcia Edwarda.
Tydzień przed wyjazdem dostałam kontakt do Johna od innego fotografa – Stephena DesRoches, z którym we wrześniu ubiegłego roku pisałam na temat mojego marzenia. Być może nasza wymiana skłoniła go wówczas do zamieszczenia poniższego wpisu na swoim blogu:

Blog Stephena - tutaj


Dziękuję z całego serca obydwu fotografom za okazaną życzliwość i pomoc.

W „moim” Wymarzonym Domku mieszka Andy – przesympatyczny człowiek, który nie boi się ryzyka. Zaprosił nas w odwiedziny po najdziwniejszym telefonie w swoim życiu (okazało się przy okazji, że na taki pomysł nikt przede mną nie wpadł :) ). Andy opowiedział mi, jak domek trafił do jego rodziny i o tym, jak próbuje zainteresować ludzi energią solarną. :) Sama interesuję się tym tematem, szczególnie w odniesieniu do Afryki, więc moglibyśmy rozmawiać godzinami. Domek z całą pewnością nie jest na sprzedaż, ale pojawiła się szansa, że być może uda mi się wynająć jedno zabudowanie (ta farma ma 44 hektary i kilka zabudowań). Mając na uwadze to, że tylko bardzo zdeterminowany człowiek korzysta z pomocy słynnego fotografa, aby znaleźć właściciela domku ze zdjęcia (cytat: „NAPRAWDĘ skontaktowałaś się z Johnem Sylvestrem?! Wiesz, jaki on jest sławny?!”), Andy oprowadził mnie po domku, w którym mogłabym zamieszkać. Domek ten jest najstarszym zabudowaniem – 150 lat temu służył jako kuchnia, w której przygotowywano jedzenie dla marynarzy udających się do Europy. Widoki z domku są cudowne i może on pomieścić 8 osób. Ja zadowoliłabym się nawet uroczą stodołą, więc oczywiście przystałam na opcję osobnego domku (byłabym wakacyjną sąsiadką Andy’ego :)). Zobaczymy, czy się uda...





Irena i Richard to para z Connecticut, która wraz ze mną podziwiała zachód słońca nad Zatoką Św. Wawrzyńca. Najpierw zaintrygował ich mój samochód z rejestracją z ich stanu, a za moment okazało się, że mamy sporo tematów – ich syn pracuje w Ambasadzie USA w Warszawie, gdzie i oni za 3 tygodnie się wybierają. :) „Small world” jak mówią Amerykanie... Irena i Richard przyjechali na Wyspę w 1997 r. i od tego czasu wracają każdego roku. Od 2004 r. mają swój domek wakacyjny na Wyspie. Właśnie oni polecili mi plażę Brackley i niesamowite miejsce zwane „The Dunes”. Trudno opisać, czym jest to miejsce, więc zamieszczam kilka fotek. Jak widać, na Wyspie są i miejsca dla ludzi lubiących sztukę i zakupy :)

Dzięki rozmowie z Lorine i Shelly poczułam się, jakbym wracała do znajomego miejsca. Nie ma to jak ploteczki podczas załatwiania sprawunków :) Z ich poczty do miejsca, gdzie stał kiedyś dom dziadków Maud idzie się ścieżką, której używała pisarka chodząc do Kościoła Prezbiteriańskiego (w tym kościele Maud poznała swojego przyszłego męża – Ewana).

Robert Montgomery sprawił, że wizyta śladami słynnej Lucy Maud Montgomery nabrała innego wymiaru.  Jestem niesamowicie szczęśliwa, że dane mi było rozmawiać z krewnym słynnej pisarki o niej samej i jej rodzinie.

Dzięki wszystkim, którzy towarzyszyli mi w tej podróży, przeżyłam ją bardzo głęboko. Czułam się jak wysłannik specjalny do Krainy Dzieciństwa i Marzeń. Mam nadzieję, że Was nie zawiodłam.


poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Poczta i pożegnanie z Wyspą


Dziś przyszedł w końcu czas na wizytę na poczcie „Zielone Wzgórze”. Już w sobotę próbowałam tam dotrzeć, ale „randka” z Wymarzonym Domkiem mi to uniemożliwiła. Poczta jednak nie zając – dla niej 2 dni później to żaden problem 😏😏.




Cieszyłam się na tę wizytę, bo zawsze poznawałam na poczcie bardzo miłe urzędniczki. Dziś już w drzwiach się uśmiechnęłam, bo zauważyłam przesympatyczną Lorine, którą pamiętałam z ubiegłego roku. Od razu się jej przypomniałam i zaczęłyśmy wspaniałą pogawędkę. Wkrótce do rozmowy włączyła się Shelley, która również pracuje na poczcie. Mój mąż dostał za zadanie zrobienie kilku zdjęć, a my rozmawiałyśmy o mojej wczorajszej wizycie w Muzeum Dziedzictwa LM Montgomery (żadna z nich nie była w tym muzeum, więc opowiedziałam im, co można w nim zobaczyć i zachęciłam do wizyty przed zimą), o znaczkach pocztowych z Anią, o moim Wymarzonym Domku, o tym blogu i wielu innych sprawach. Wszystko, co chciałam, zostało na pamiątke ostemplowane (w czasie pierwszej wizyty nie wiedziałam, że na stemplu pojawi się „Ania z Zielonego Wzgórza” i w efekcie nie skombinowałam sobie pamiątkowej pieczątki. Ci, którym wysłałam wtedy pocztówkę mieli więc stempelek z Zielonego Wzgórza, a my, którzy jechaliśmy taki kawał drogi, nie mieliśmy nic. Podróże jednak kształcą, więc z kolejnych wizyt mam już stempelki, równiutko przybite przez Lorine i Shelley 😊

W pewnym momencie Lorine poszła na zaplecze i wróciła z przemiłą niespodzianką dla mnie. W 2008 roku, kiedy Poczta Kanadyjska wydała 2 znaczki upamiętniające 100 rocznicę wydania „Ani z Zielonego Wzgórza”, Artyści, którzy je stworzyli, gościli na poczcie w czasie obchodów rocznicowych. Lorine poprosiła wówczas o ich autografy na karcie pamiątkowej, tuż pod znaczkami. „Chciałam je mieć dla wyjątkowych osób odwiedzających naszą pocztę” powiedziała Lorine, wręczając mi z uśmiechem jedną z nich. Bardzo mnie zaskoczył ten gest i jednocześnie uradował (pamiątkowe karty bez autografów były do nabycia na poczcie po 20 dolarów). Nie miałam się jak odwdzięczyć, więc zostawiłam im adres bloga i obiecałam relację z mojej wizyty na ich poczcie 😊😊

Dear Lorine and Shelley – once again thank you!! And I hope nothing went missing at Jennie’s bookstore today :)) I will be back next year with more of you know what and then some :) Love to both of you!

Po wizycie na poczcie pojechaliśmy na plażę Brackley Beach, która znana jest z wydm. Nazbieraliśmy na niej dużo czerwonych kamyków dla wszystkich, którzy marzą o posiadaniu czegoś z Wyspy Księcia Edwarda 😉

W drodze powrotnej udaliśmy się na plażę w Thunder Cove, gdzie zaopatrzyliśmy się w czerwony piasek (do nabycia w sklepach za duże pieniądze). Ze sklepu z pamiątkami nie wyszliśmy jednak z pustą ręką :) Oto, co zabieramy ze sobą do domu poza pięknymi wspomnieniami:

Jutro wyjazd do domu. Myślę, że po powrocie postaram się tu zamieścić dodatkowe dwa wpisy. :) Dziękuję wszystkim, którzy towarzyszyli mi w tej podróży. Dzięki Wam zobaczyłam tym razem dużo nowych miejsc.
Z serii „Dlatego właśnie kocham tę Wyspę” kilka zdjęć z dzisiejszego pożegnania Wyspy:

niedziela, 25 sierpnia 2013

Ciąg dalszy

Dziś miał być dzień przede wszystkim wakacyjny – Wyspa ma tyle pięknych miejsc, że grzechem byłoby ich nie zaliczyć. Miałam więc zaplanowane tylko 2 krótkie (5–10 minut na każdą) wizyty związane z Lucy Maud Montgomery. Po pierwsze odwiedziłam dom rodzinny Maud w Cliffton (obecnie New London), gdzie pisarka przyszła na świat 30 listopada 1874r. Jak pisałam wcześniej, czas spędzony przez Maud w tym domu nie był długi. Kiedy dziewczynka miała 21 miesięcy, zmarła bowiem jej 23-letnia mama, a Maud została oddana na wychowanie dziadkom ze strony matki. Niemniej jednak dom ten ma znaczenie dla wielbicieli autorki, gdyż to właśnie w nim rozpoczęło się jej życie i w nim maleńka Maud doświadczyła ciepła rodzinnego domu; ciepła, którego jej później często brakowało w domu surowych dziadków. Podczas dzisiejszej wizyty w domu rodzinnym Maud myślałam o tym, że właśnie w nim wypowiedziała ona pierwsze słowa, zrobiła pierwsze kroki i przeżyła ogromną stratę. Ciekawe, jak potoczyłyby się losy dziecka, gdyby nie zmarła jej mama... Czy i wówczas Maud byłaby genialną pisarką?



W domku można zobaczyć replikę ślubnej sukni Maud i organy, na których grano hymn podczas zaślubin. Poza tym można zobaczyć pokój, w którym urodziła się Maud. Żaden eksponat (poza organami) nie jest oryginalny. Wszystkie z nich zostały, podobnie jak w przypadku Zielonego Wzgórza, podarowane przez lokalne rodziny, które dysponowały sprzętem z tamtej epoki.
  





Kolejna dzisiejsza wizyta była miłą niespodzianką... Nastawiałam się na Muzeum Ani z Zielonego Wzgórza, kiedy zauważyłam, że Muzeum Dziedzictwa LM Montgomery (to, które zostało wystawione na sprzedaż) jest dziś otwarte. Nie wiedząc, czy już za kilka miesięcy muzeum nie zostanie przekształcone w hotel, skierowałam swe kroki do domu Senatora Mongomery, czyli dziadka Maud. Była to trafna decyzja. W muzeum poznałam Roberta Montgomery, prawnuka senatora, który oprowadził nas po domu, do którego Maud często jeździła ze swoim ojcem. Dom ten również stanowił inspirację dla Złotego Brzegu, w którym Ania zamieszkała z Gilbertem. Najważniejsze jest jednak to, że całe wyposażenie i wszystkie eksponaty są oryginalne. Robert, widząc moje zainteresowanie tematem, pokazał mi nawet, w jaki sposób Maud lubiła trzymać filiżankę do światła i przyglądać się swoim palcom. :) Tego nie wyczyta się w żadnej książce, dlatego niesamowicie jest mi smutno, że za kilka miesięcy ktoś inny przejmie to miejsce i nie będzie już takich opowieści.





Czas zatrzymał się w domu rodziny Montgomery. Wchodząc do niego, znajdujemy się w epoce Lucy Maud Montgomery. Jest tu wiele rzeczy, które Maud widywała podczas swoich wizyt,  niektóre z nich wykorzystała nawet w swoich książkach. Wielbiciele Ani odnajdą je na poniższych zdjęciach, zaś mnie najbardziej zauroczył Magog, sypialnia Maud, biblioteczka, jadalnia z serwisem w pączki róż  i „biblia” rodziny Montgomery, w której Senator Montgomery odnotowywał przepięknym charakterem pisma narodziny wszystkich swoich dzieci. Ojciec Maud to Hugh John, który przyszedł na świat w 1841 r., zaś dziadkiem Roberta był James, urodzony w 1850r.










Zabawiłam w muzeum prawie godzinę. Była to niezwykła godzina w moim życiu. Robert z całą pewnością zna Józefa. Pod koniec razem szukaliśmy, czy w biblioteczce jest wydanie Ani z 1908 roku :) Okazało się, że jest to wydanie z 1908 roku, ale 11-ty dodruk. Robert powiedział mi natomiast, że jeden egzemplarz pierwszego wydania poszedł za 38 tys. dolarów. Ciekawe, za ile poszedłby Magog, który trafił do rodziny Montgomery w 1775 roku?



W sklepiku zakupiłam replikę Goga i Magoga. Nie były tanie, gdyż Robert nie chciał, aby były produkowane masowo w pewnym kraju, który znany jest z masowej produkcji. Zaproponowano mu jakiś czas temu ich produkcję na wielką skalę, dzięki czemu jego koszt wyniósłby niecałe 2 dolary za sztukę. Robert jednak chciał reprodukcje wysokiej jakości tworzone na Wyspie i sam płaci 16 dolarów za zestaw, aby móc je później sprzedawać z niewielką marżą.
Rozmawialiśmy o wielu sprawach, jak to bywa między ludźmi znającymi Józefa. Mam nadzieję, że czasem wymienimy w przyszłości e-maile. Dom będzie sprzedany przed zimą, a ja wiem już teraz, że jeśli nie trafi do kogoś, kto podejmie się kontynuacji tego pięknego dzieła zachowania miejsca ważnego dla Maud, będzie mi niesamowicie przykro. Wizyta w nim pozostanie na zawsze w mojej pamięci.

Może ktoś z Polski chciałby zainwestować w muzeum na Wyspie Księcia Edwarda?

Z serii „Dlatego właśnie kocham tę Wyspę” kilka zdjęć z dzisiaj :):)