Od kilku dni nosiłam się z zamiarem opisania kilku zdarzeń i ciekawostek, ale
nie wiedziałam, jak zatytułować taki wpis... Niech więc będzie to wpis „Bez
tytułu” :).
W dniu, kiedy wybrałam się pierwszy raz na pocztę, zatrzymaliśmy
się na chwilkę w Informacji Turystycznej, gdyż chciałam pokazać Lorine i
Shelley, gdzie mieszkam w tym roku, a nie wzięłam ze sobą przewodnika po
Wyspie. Kiedy weszłam na pocztę, od razu rzucił mi się w oczy kalendarz, który
wisiał za uśmiechniętą Lorine... Zdjęcie Mojego Wymarzonego Domku ozdabiało
pocztę na Zielonym Wzgórzu przez cały sierpień, czyli w miesiącu, kiedy ja się
zjawiłam na Wyspie, żeby w nim zamieszkać. Nie musiałam nawet pokazywać
przewodnika. Wystarczyło, że wskazałam na zdjęcie w kalendarzu po retorycznym
pytaniu: „Zgadnij, gdzie mieszkamy w tym roku!”. :) I jak tu wierzyć w
przypadki...
W jednym z komentarzy napisaliście, że rzeczywistość
wymieszała się z książkami i właśnie tak jest. Każdego dnia pisałam relacje,
żeby udokumentować moją podróż śladami Ani i Maud, ale zdarzeń było o wiele
więcej od tych, które opisałam. Ani słowem nie wspomniałam na przykład o tym, że
od pierwszego dnia pobytu na Wyspie moja 6-letnia córka zaprzyjaźniła się z
dwoma dziewczynkami z sąsiedztwa. Przyjaźń od pierwszego wejrzenia! Opisy ich
zabaw mogłyby śmiało znaleźć się na przykład w „Historynce”. Między innymi odbył
się pochówek zdechłej myszy w obrządku chrześcijańskim – grób wykopano łyżkami,
krzyż zrobiono z patyków, a Nadia dostała zadanie specjalne zorganizowania płyty
nagrobnej, czyli dużego czerwonego kamienia z plaży oraz odprawienia modłów nad
doczesnymi resztkami ofiary kota. Kot miał na imię Tessa, choć był kocurem.
Podobno przez rok uważany był za kotkę, a kiedy okazało się, że to jednak kocur,
dziewczynki nie były gotowe na zaakceptowanie tej zmiany. W związku z tym do
teraz kot nosi imię Tessa i nie wiadomo, jakich zaimków dzierżawczych i
osobowych powinno się używać mówiąc o nim.
Być może pamiętacie, że
jednym z pomysłów, który miałam na zbliżenie się do Mojego Wymarzonego Domku
było napisanie do znajdującego się obok Kościoła. Dziś przedstawiam kilka zdjęć
tego Kościoła, który pomimo tego, że jest bliskim sąsiadem MWD, znajduje się w
odległości 600 metrów od niego.
Piękna aleja prowadząca do Mojego
Wymarzonego Domku ma pół kilometra! Cudownie się nią spaceruje, wspaniale wraca
się nią do domu... Niesamowite uczucie móc nazwać to miejsce, choćby tylko przez
tydzień, DOMEM i być Bernadką ze Springbrook. Do teraz uśmiecham się na samo
wspomnienie tych pięknych 7 dni w Krainie Maud.
Czy tylko ja widzę podobieństwo? |
W dniu, kiedy
odwiedziliśmy latarnię w New London, udało mi się zrobić zdjęcie Mojego
Wymarzonego Domku od strony latarni. Na filmiku o Wybrzeżu Lucy Maud Montgomery
również go widać, w prawym górnym rogu między 1:52 i 1:56. Stephen posłał mi
zdjęcie zrobione z samolotu, a ja do kompletu dodaje zdjęcie od strony plaży.
Czerwona kałuża |
www.stephendesroches.com |
Badacze życia i twórczości Lucy Maud Montgomery napotykają na wiele
kontrowersji i rozbieżności. Często coś, co odbiera się jako pewnik,
przestaje nim być. Dziś słów kilka o Jeziorze Lśniących Wód... W Park Corner
jest tabliczka informująca, że staw Campbellów jest Jeziorem Lśniących Wód, z
takimi informacjami spotykamy się w przewodnikach oraz w samym Pamiętniku LM
Montgomery. Jednak odległość Zielonego Wzgórza od Jeziora Lśniących Wód (ponad
20 km) sprawiła, że zaczęto szukać innego stawu, który autorka mogła mieć na
myśli pisząc „Anię z Zielonego Wzgórza”. Do dnia dzisiejszego większość
mieszkańców Cavendish uznaje staw Macneillów za pierwowzór Jeziora Lśniących
Wód (źródło: Jennie Macneill).
Pisałam w którejś relacji, że widok z okna w MWD jest niezwykle dynamiczny.
Niestety nie udało mi się uwiecznić tego na zdjęciu, wszelkie próby
fotografowania krajobrazu przez szybę kończyły się fiaskiem. Poniżej kilka
nieudanych prób, jak również zdjęcie jadalni, z której zazwyczaj pisałam (okno
po lewej stronie wychodziło na Zatokę New London).
Jadalnia w MWD |
Na Wyspie spotkaliśmy
rudego kota, który towarzyszył nam w drodze do latarni New London. Ania miała
rude włosy, a Maud uwielbiała koty... Może to duch pisarki nam towarzyszył? :)
O, ile smaczków! Koci duch Maud jest przecudowny. Urzekła mnie aleja - oj, podobieństwo istnieje bez dwóch zdań!
OdpowiedzUsuńA zdjęcia tak piękne, że przechodzą mnie autentyczne ciarki.
Pozdrawiam,
Magda
Moglam zatytulowac ten wpis "Smaczki" :) :)
UsuńJak sie ciesze, ze nie tylko ja widze podobienstwo alei z okladki z roku 1938 do alei wiodacej do Mojego Wymarzonego Domku :)
Pozdrawiam goraco!
Bernadko, nie wierzę w przypadki. Jestem pewna, że wszystko jest z góry ukartowane. Ty miałaś zamieszkać w Domku, kot miał być rudy, a my miałyśmy trafić d Ciebie ;) Czekam z niecierpliwością co tam jeszcze nas czeka :) Życie jest pełne niespodzianek.
OdpowiedzUsuńZdjęcia są piękne, ale wyobrażam sobie jak dużo bardziej niesamowicie wszystko musiało wyglądać na żywo!
Pozdrawiam :*
Zadne zdjecie niestety nie oddaje piekna Wyspy i tych wszystkich szalenie urokliwych miejsc, ktorych jest od zatrzesienia.
UsuńMam nadzieje, ze trafiaja tu osoby, ktore powinny tu trafic, a jesli jeszcze nie trafily, to mam nadzieje, ze kiedys trafia :) :) W koncu w zyciu nie ma przypadkow, a jeden z moich ulubionych pisarzy twierdzi, ze "Przypadkowe spotkania sa czyms najmniej przypadkowym w naszym zyciu" :) Pozdrawiam!
Właśnie miałam napisać, że post ten mógłby się nazywać "Bernadka ze Springbrook" albo "Smaki i smaczki pobytu w Springbrook" :-) ale myślę też, że nie są one jedynymi i też ciekawa jestem następnych :-) To w istocie musi być Kocia Dusza Maud wędrująca pośród jej ulubionych miejsc! Nie może być inaczej.
OdpowiedzUsuńBardzo mi sie podoba tytul "Bernadka ze Springbrook". A jeszcze bardziej podobaloby mi sie, gdybym mogla juz nia na zawsze byc :)
UsuńPrawda, ze ten kot jakis tajemniczy? Nagle sie zjawil nie wiadomo skad. I ten dajacy do myslenia kolor siersci...
No to sie zgadzamy Aniu :) Nic nie dzieje sie z przypadku, a ja mialam zamieszkac w okolicy, ktora zamieszkiwala po slubie Ania. Pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuńPS. Kot rzeczywiscie byl piekny i wcale sie nie bal. Czekal na nas przy samochodzie :)
Dzięki za piękne zdjęcia, każda ich "porcja" to dla mnie ogromna frajda.
OdpowiedzUsuńChciałam wam dzisiaj pokazać ciekawe miejsce w Japonii. W Ashibetsu jest dokładna replika Zielonego Wzgórza z Cavendish. Jak wam się podoba.
http://talk-hokkaido.blogspot.com/2013/07/green-gables-in-ashibetsu-cuty-2.html
http://talk-hokkaido.blogspot.com/2013/07/green-gables-in-ashibetsu-city-3.html
http://4.bp.blogspot.com/-NRzs1CLQJtc/Udy0bRvcyuI/AAAAAAAAN7w/5eW0mtLXZ4Y/s1600/DSC_0319.jpg
Marta
Witaj Marto! Dziekuje za te linki. Jakies 2 tygodnie temu wyslalam informacje na temat tego japonskiego Zielonego Wzgorza jednej z uczestniczek konkursu, zastanawiajac sie, czy w Polsce cos takiego by sie przyjelo. Filmik z youtube:
Usuńhttps://www.youtube.com/watch?v=Gu81PoCMxF8
Pozdrawiam serdecznie!
Kiedy tak oglądam te piękne zdjęcia i czytam kolejne informacje z Wyspy to zastanawiam się, czy doba w tym czasie nie była dłuższa. A przecież jestem pewna, że na tym nie koniec.
OdpowiedzUsuńElu, tez mam wrazenie, ze niesamowicie duzo udalo nam sie zaliczyc w ciagu tego tygodnia. A nie pokazalam nawet zdjec, ktore Evan robil swoim ludzikom z LEGO (Wyspa to prawie Mars :))
Usuń