czwartek, 11 września 2014

Bez tytułu

Od kilku dni nosiłam się z zamiarem opisania kilku zdarzeń i ciekawostek, ale nie wiedziałam, jak zatytułować taki wpis... Niech więc będzie to wpis „Bez tytułu” :).


W dniu, kiedy wybrałam się pierwszy raz na pocztę, zatrzymaliśmy się na chwilkę w Informacji Turystycznej, gdyż chciałam pokazać Lorine i Shelley, gdzie mieszkam w tym roku, a nie wzięłam ze sobą  przewodnika po Wyspie. Kiedy weszłam na pocztę, od razu rzucił mi się w oczy kalendarz, który wisiał za uśmiechniętą Lorine... Zdjęcie Mojego Wymarzonego Domku ozdabiało pocztę na Zielonym Wzgórzu przez cały sierpień, czyli w miesiącu, kiedy ja się zjawiłam na Wyspie, żeby w nim zamieszkać. Nie musiałam nawet pokazywać przewodnika. Wystarczyło, że wskazałam na zdjęcie w kalendarzu po retorycznym pytaniu: „Zgadnij, gdzie mieszkamy w tym roku!”. :) I jak tu wierzyć w przypadki...




W jednym z komentarzy napisaliście, że rzeczywistość wymieszała się z książkami i właśnie tak jest. Każdego dnia pisałam relacje, żeby udokumentować moją podróż śladami Ani i Maud, ale zdarzeń było o wiele więcej od tych, które opisałam. Ani słowem nie wspomniałam na przykład o tym, że od pierwszego dnia pobytu na Wyspie moja 6-letnia córka zaprzyjaźniła się z dwoma dziewczynkami z sąsiedztwa. Przyjaźń od pierwszego wejrzenia! Opisy ich zabaw mogłyby śmiało znaleźć się na przykład w „Historynce”. Między innymi odbył się pochówek zdechłej myszy w obrządku chrześcijańskim – grób wykopano łyżkami, krzyż zrobiono z patyków, a Nadia dostała zadanie specjalne zorganizowania płyty nagrobnej, czyli dużego czerwonego kamienia z plaży oraz odprawienia modłów nad doczesnymi resztkami ofiary kota. Kot miał na imię Tessa, choć był kocurem. Podobno przez rok uważany był za kotkę, a kiedy okazało się, że to jednak kocur, dziewczynki nie były gotowe na zaakceptowanie tej zmiany. W związku z tym do teraz kot nosi imię Tessa i nie wiadomo, jakich zaimków dzierżawczych i osobowych powinno się używać mówiąc o nim.  

Być może pamiętacie, że jednym z pomysłów, który miałam na zbliżenie się do Mojego Wymarzonego Domku było napisanie do znajdującego się obok Kościoła. Dziś przedstawiam kilka zdjęć tego Kościoła, który pomimo tego, że jest bliskim sąsiadem MWD, znajduje się w odległości 600 metrów od niego. 





Piękna aleja prowadząca do Mojego Wymarzonego Domku ma pół kilometra! Cudownie się nią spaceruje, wspaniale wraca się nią do domu... Niesamowite uczucie móc nazwać to miejsce, choćby tylko przez tydzień, DOMEM i być Bernadką ze Springbrook. Do teraz uśmiecham się na samo wspomnienie tych pięknych 7 dni w Krainie Maud.


Czy tylko ja widzę podobieństwo?
W dniu, kiedy odwiedziliśmy latarnię w New London, udało mi się zrobić zdjęcie Mojego Wymarzonego Domku od strony latarni. Na filmiku o Wybrzeżu Lucy Maud Montgomery również go widać, w prawym górnym rogu między 1:52 i 1:56. Stephen posłał mi zdjęcie zrobione z samolotu, a ja do kompletu dodaje zdjęcie od strony plaży. 


Czerwona kałuża


www.stephendesroches.com



Badacze życia i twórczości Lucy Maud Montgomery napotykają na wiele kontrowersji i rozbieżności. Często coś, co odbiera się jako pewnik, przestaje nim być. Dziś słów kilka o Jeziorze Lśniących Wód... W Park Corner jest tabliczka informująca, że staw Campbellów jest Jeziorem Lśniących Wód, z takimi informacjami spotykamy się w przewodnikach oraz w samym Pamiętniku LM Montgomery. Jednak odległość Zielonego Wzgórza od Jeziora Lśniących Wód (ponad 20 km) sprawiła, że zaczęto szukać innego stawu, który autorka mogła mieć na myśli pisząc „Anię z Zielonego Wzgórza”. Do dnia dzisiejszego większość mieszkańców Cavendish uznaje staw Macneillów za pierwowzór Jeziora Lśniących Wód (źródło: Jennie Macneill).








Pisałam w którejś relacji, że widok z okna w MWD jest niezwykle dynamiczny. Niestety nie udało mi się uwiecznić tego na zdjęciu, wszelkie próby fotografowania krajobrazu przez szybę kończyły się fiaskiem. Poniżej kilka nieudanych prób, jak również zdjęcie jadalni, z której zazwyczaj pisałam (okno po lewej stronie wychodziło na Zatokę New London).










Jadalnia w MWD

Na Wyspie spotkaliśmy rudego kota, który towarzyszył nam w drodze do latarni New London. Ania miała rude włosy, a Maud uwielbiała koty... Może to duch pisarki nam towarzyszył? :)






11 komentarzy:

  1. O, ile smaczków! Koci duch Maud jest przecudowny. Urzekła mnie aleja - oj, podobieństwo istnieje bez dwóch zdań!

    A zdjęcia tak piękne, że przechodzą mnie autentyczne ciarki.

    Pozdrawiam,
    Magda

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moglam zatytulowac ten wpis "Smaczki" :) :)
      Jak sie ciesze, ze nie tylko ja widze podobienstwo alei z okladki z roku 1938 do alei wiodacej do Mojego Wymarzonego Domku :)
      Pozdrawiam goraco!

      Usuń
  2. Bernadko, nie wierzę w przypadki. Jestem pewna, że wszystko jest z góry ukartowane. Ty miałaś zamieszkać w Domku, kot miał być rudy, a my miałyśmy trafić d Ciebie ;) Czekam z niecierpliwością co tam jeszcze nas czeka :) Życie jest pełne niespodzianek.
    Zdjęcia są piękne, ale wyobrażam sobie jak dużo bardziej niesamowicie wszystko musiało wyglądać na żywo!
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zadne zdjecie niestety nie oddaje piekna Wyspy i tych wszystkich szalenie urokliwych miejsc, ktorych jest od zatrzesienia.
      Mam nadzieje, ze trafiaja tu osoby, ktore powinny tu trafic, a jesli jeszcze nie trafily, to mam nadzieje, ze kiedys trafia :) :) W koncu w zyciu nie ma przypadkow, a jeden z moich ulubionych pisarzy twierdzi, ze "Przypadkowe spotkania sa czyms najmniej przypadkowym w naszym zyciu" :) Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Właśnie miałam napisać, że post ten mógłby się nazywać "Bernadka ze Springbrook" albo "Smaki i smaczki pobytu w Springbrook" :-) ale myślę też, że nie są one jedynymi i też ciekawa jestem następnych :-) To w istocie musi być Kocia Dusza Maud wędrująca pośród jej ulubionych miejsc! Nie może być inaczej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi sie podoba tytul "Bernadka ze Springbrook". A jeszcze bardziej podobaloby mi sie, gdybym mogla juz nia na zawsze byc :)
      Prawda, ze ten kot jakis tajemniczy? Nagle sie zjawil nie wiadomo skad. I ten dajacy do myslenia kolor siersci...

      Usuń
  4. No to sie zgadzamy Aniu :) Nic nie dzieje sie z przypadku, a ja mialam zamieszkac w okolicy, ktora zamieszkiwala po slubie Ania. Pozdrawiam serdecznie!
    PS. Kot rzeczywiscie byl piekny i wcale sie nie bal. Czekal na nas przy samochodzie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzięki za piękne zdjęcia, każda ich "porcja" to dla mnie ogromna frajda.
    Chciałam wam dzisiaj pokazać ciekawe miejsce w Japonii. W Ashibetsu jest dokładna replika Zielonego Wzgórza z Cavendish. Jak wam się podoba.

    http://talk-hokkaido.blogspot.com/2013/07/green-gables-in-ashibetsu-cuty-2.html
    http://talk-hokkaido.blogspot.com/2013/07/green-gables-in-ashibetsu-city-3.html
    http://4.bp.blogspot.com/-NRzs1CLQJtc/Udy0bRvcyuI/AAAAAAAAN7w/5eW0mtLXZ4Y/s1600/DSC_0319.jpg

    Marta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Marto! Dziekuje za te linki. Jakies 2 tygodnie temu wyslalam informacje na temat tego japonskiego Zielonego Wzgorza jednej z uczestniczek konkursu, zastanawiajac sie, czy w Polsce cos takiego by sie przyjelo. Filmik z youtube:

      https://www.youtube.com/watch?v=Gu81PoCMxF8

      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  6. Kiedy tak oglądam te piękne zdjęcia i czytam kolejne informacje z Wyspy to zastanawiam się, czy doba w tym czasie nie była dłuższa. A przecież jestem pewna, że na tym nie koniec.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Elu, tez mam wrazenie, ze niesamowicie duzo udalo nam sie zaliczyc w ciagu tego tygodnia. A nie pokazalam nawet zdjec, ktore Evan robil swoim ludzikom z LEGO (Wyspa to prawie Mars :))

      Usuń