Po idealnej niedzieli nadszedł idealny poniedziałek. Rano jeszcze o tym nie wiedzieliśmy, jednak już o wschodzie słońca, który miałam okazję podziwiać na werandzie, pomyślałam, że z pewnością czeka nas interesujący dzień. I nie myliłam się.
Po śniadaniu wyruszyliśmy do Cavendish, gdzie na poczcie chciałam wysłać pocztówki. Po drodze zatrzymaliśmy się w Stanley Bridge (książkowe Carmody). Poprzedniego wieczora moja znajoma próbowała wyjaśnić mi, gdzie znajduje się kuchnia z domu dziadków Macneillów. Pokazywałam jej kolejne zdjęcia terenu, aby mieć pewność, że znalazłam właściwy budynek. Rano w poniedziałek wiedziałam na 100%, który to budynek. Znajduje się on jednak na prywatnej działce, a jej właściciel jest dosyć słynną na Wyspie osobą, więc pozostało mi robienie zdjęć z dużej odległości (wiedziałam, z którego miejsca można wypatrzyć kuchnię nikomu przy tym nie przeszkadzając). Tak się szczęśliwie złożyło, że akurat w tym rejonie prowadzono prace, w wyniku których ta pięknie czerwona ziemia zamieniła się w równie czerwony pył i robienie zdjęć z odległości stało się mało atrakcyjnym wyjściem. Moja znajoma napomknęła, że właściciel najprawdopodobniej przebywa w Charlottetown, gdzie ma mieszkanie, więc stwierdziliśmy, że wprosimy się na działkę i spróbujemy zrobić zdjęcia zanim ktoś wezwie policję. Dojechaliśmy do posesji i niestety zauważyliśmy zaparkowany samochód. Miałam jeszcze nadzieję, że to nie jest równoznaczne z obecnością właściciela w domu i uzbrojona w aparat podeszłam do domu, z którego miałam świetny widok na kuchnię Macneillów. Zapukałam do drzwi i szybko zrobiłam 3 zdjęcia w razie, gdyby właściciel nie okazał się pokrewną duszą. Po cichu miałam nadzieję, że jednak nią będzie, ale nigdy tak naprawdę nie wiemy, co czeka na nas za niektórymi drzwiami...
Kuchnia Macneillów |
To, co wiedziałam na pewno, to to, że dom i kuchnia należą do dr. Francisa Bolgera, historyka z Wyspy Księcia Edwarda, który ma na swoim koncie spore zasługi i ogromną wiedzę na temat życia Lucy Maud Montgomery. Tego dnia nasze ścieżki się przecięły i od razu było oczywiste, że nikt nie będzie niepokoił policji :) Francis zaprosił mnie do środka i ucięliśmy sobie przemiłą pogawędkę. Oczywiście dostałam pozwolenie na zrobienie zdjęć, a dodatkowo prezent — książkę ”My Dear Mr. M” zawierającą listy LMM do jej korespondencyjnego przyjaciela George’a Boyda MacMillana, którą Francis Bolger edytował wraz z Elizabeth Epperly. W domu mam książkę jego autorstwa pod tytułem ”Years Before Anne“ i żałowałam, że nie mam jej przy sobie — wiecie, jak lubię książki z autografem :) Umówiliśmy się, że wrócę z wizytą w sierpniu (czy wiecie, że planuję kolejną wizytę na Wyspie?) i wtedy dostanę autograf. W międzyczasie zadowoliłam się autografem na listach.
Dr Francis Bolger |
Ze Stanley Bridge pojechaliśmy na pocztę w Cavendish. Na szybko przywitałam się z Lorine i wysłałam pocztówki do Polski. Zrobiłam też kilka zdjęć. Nigdy wcześniej nie zwróciłam uwagi na to, że na wystawie na poczcie znajduje się przesyłka do bostońskiego wydawnictwa... Każdy doskonale wie, co było w środku.
W bezpośrednim sąsiedztwie poczty znajduje się kościół, w którym LMM grała na organach i w którym poznała wielebnego Ewana Macdonalda, swego późniejszego męża.
Z Cavendish udaliśmy się do Vernon Bridge, który zauroczył mnie w ubiegłym roku. Nie leży on blisko Avonlea, ale warto wybrać się w to malownicze miejsce. Po raz pierwszy zobaczyłam ten przeuroczy zakątek na zdjęciach Johna Sylvestra. Stephen DesRoches podał mi dokładne współrzędne geograficzne, abym mogła tam trafić. W okresie kwitnięcia łubinu jest to jedno z najpiękniejszych miejsc na Wyspie. Przeżyłam tam jeden z tych ulotnych momentów, których czasem doświadczamy — uczucie, że nie chce się nigdzie indziej znaleźć i życzenie, aby zatrzymał się czas. W Vernon Bridge w drugiej połowie czerwca można przenieść się do czasów, za którymi tęskni nasza dusza...
W ubiegłym roku nie udało nam się dotrzeć do latarni Point Prim, więc tym razem zaplanowaliśmy harmonogram poniedziałkowy tak, aby w końcu wyszło. Każda latarnia morska ma w sobie urok i wydawało mi się, że jestem przygotowana na to, co zobaczę w Point Prim. Idealny poniedziałek miał jednak wiele niespodzianek w zanadrzu — to, co ukazało się moim oczom było jednym z najbardziej urodziwych miejsc na Wyspie! Dostojna biała latarnia otoczona czerwonymi skałami i wodami cieśniny Northumberland...
Tuż przy latarni znaleźliśmy pole dmuchawców. Nie pamiętam, czy w Polsce dmuchawce symbolizują życzenia, ale w USA tak właśnie jest. To pole dmuchawców zadedykowałam Wam wszystkim — niech spełnią się Wasze marzenia o odwiedzeniu Wyspy. Życzę Wam tego z całego serca!
Wydawać by się mogło, że to, co opisałam zajęło nam cały dzień. Nic bardziej mylnego. Z Point Prim pojechaliśmy znów do Cavendish, do Parku Narodowego Wyspy Księcia Edwarda. Zaczęliśmy od przystanku w Orby Head, po czym zatrzymywaliśmy się co kilka chwil na innych malowniczych postojach. Pora była idealna — miękkie światło powoli gasnącego słońca dodało jeszcze więcej uroku dramatycznej linii brzegowej. Kolejna uczta dla serca i oka!
Po długim dniu nadeszła pora wracać do domu. Chyba nie byliśmy jednak dostatecznie zmęczeni i zamiast skręcić do domu, pojechaliśmy na plażę Branders Pond. Kończył się idealny poniedziałek. Kolejny dzień z pewnością nie będzie gorszy!
Dziękuję za życzenia ;) O właśnie, widziałam zdjęcia na facebooku tej kuchni i zastanawiałam się dlaczego jest osobnym budynkiem ? To jakaś specyfika ówczesnego budownictwa? :)
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy zazwyczaj kuchnie bywaly wtedy jakby dolaczone do domu i stad mozliwe bylo ich odlaczenie, ale w przypadku domow Macneillow wlasnie tak sie stalo.
UsuńO tej kuchni wspomina jeden z artykułów na stronie The L. M. Montgomery Literary Society:
Usuńhttp://lmmontgomeryliterarysociety.weebly.com/the-birthplace-of-anne-of-green-gables-the-macneill-homestead.html
Przypuszczam, że podczas rozbiórki niepotrzebnego już domostwa, część kuchenna nadawała się jeszcze do wykorzystania, a konstrukcja jednego, niewielkiego pomieszczenia pozwalała na jej wydzielenie...
Kolejny Twój przepiękny, sielski wpis o Wyspie i kolejna porcja smakowitych zdjęć z Wyspy, które to rzeczy nigdy nie mogą się znudzić miłośnikom Ani i Maud. Dziękuję, że zabierasz nas tam ze sobą i że możemy również cieszyć się nadal Twoimi barwnymi, ciepłymi opowieściami i widokami tego cudnego, urokliwego miejsca.
OdpowiedzUsuńBardzo prosze! Ciesze sie niezmiernie, ze choc a malym stopniu moje opisy i zdjecia pomagaja Wam poznac Wyspe. Pozdrawiam Cie goraco!
UsuńZdjecia sa fantastyczne,klimat Wyspy zatrzymany w kadrze.Latarnia inaczej prezentuje sie na tle pola lubinu,a plaza w kolorze czerwonym jest niepowtarzalna.
OdpowiedzUsuńDmuchawce z pewnoscia pomoga spelnic marzenia!
Odnosze jednak wrazenie Bernadetko,ze na Wyspie wiekszosc jest ludzi starszych i wiekowych.Nigdzie nie widac dzieci i mlodziezy.
Pozdrawiam
Ewa z Krakowa
Dziekuje Ewo za cieple slowa. Ja w ogole unikam fotografowania ludzi, wiec na zdjeciach ich po prostu nie ma. Co do ludzi na Wyspie, to duzo mlodych ludzi wyjezdza z niej na studia i do pracy. W samym Cavendish w zimie pozostaje zaledwie okolo 50 osob. Ale tez ludzie przyjezdzaja na Wyspe. Jesli ktos ma dobry pomysl, to moze tu zaistniec.
UsuńWitaj Bernadko ,Miałaś bardzo ekscytujący poniedziałek ,na pewno było dużo emocji kiedy chciałaś zrobić zdjęcie kuchni z domu Macneillów ,nie wiedziałaś kogo spotkasz ,jak piszesz jest to prywatna posesja,ale na szczęście znów spotkałaś pokrewną duszę , jednak pokrewne dusze nie są taką rzadkością :). Myślę że tak piękne dnia nie mogłaś sobie chyba nawet wymarzyć , spotkałaś słynnego Kanadyjskiego Historyka . Tak też przypuszczam że nie może się skończyć na jednym spotkaniu. A może w przyszłości Pan dr. Francis Bolger udzieliłby wywiadu dla bloga ? . Zdjęcia są wspaniałe , to niezwykłe dotknąć żywej historii , poczuć miniony czas. Dziękuję za dmuchawcowe życzenia , ja tobie Bernatnko życzę aby każda wizyta na Wyspie Księcia Edwarda była dla ciebie pełna zachwytu i pięknych doznań .Pozdrawiam cieplutko , i czekam na nowy wpis .
OdpowiedzUsuńMysle, ze taki wywiad jest bardzo prawdopodobny :) Dziekuje za cieple slowa i zyczenia. Pozdrawiam!
UsuńByłoby wspaniale :)
UsuńPiękne zdjęcia, przepiękne miejsce! Rozmarzyłam się, ja chce się tam znaleźć! Jest pięknie!:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na dalsze relacje
Patrycja
Jest bardzo pieknie! Zycze, aby marzenie stalo sie rzeczywistoscia.
UsuńSerdecznie pozdrawiam i zapewniam, ze beda kolejne relacje.
Szkoda, że ani listy do Macmillan ani do Webera nie zostały przetłumaczone na polski :( Jestem właśnie po lekturze dwóch pierwszych części pamiętników LMM i tak bardzo chciałabym przeczytać więcej -jej przemyśleń, zmagań, historii. Obawiam się jednak, że w oryginale miałabym z tym problem - język LMM jest tak bujny, kwiecisty i momentami wręcz wyrafinowany że mogłabym utknąć że słownikiem i stracić całą radość czytania... :(
OdpowiedzUsuń