W niedzielę przywitał nas przepiękny wschód słońca nad Zatoką New London.
Wydawało się, że będziemy mieli słoneczny dzień, jednak przed południem słońce
przysłoniły chmury i stało się jasne, że będą one nam towarzyszyć przez resztę
dnia. Wybraliśmy się więc do Muzeum Plebanii w Bideford, które odwiedziłam we
wrześniu ubiegłego roku. W niedzielne popołudnie w Bideford planowano
rozpoczęcie letniego sezonu — były więc występy muzyków, sok z rabarbaru i
ciasteczka imbirowe. Przede wszystkim byli jednak wolontariusze, czyli Janice,
Barbara i Paul, którzy bardzo ucieszyli się z naszej wizyty. Zwiedziliśmy
Muzeum, zjedliśmy zbyt dużo ciasteczek, popiliśmy je sokiem z rabarbaru i
pojechaliśmy w miejsce, w którym stała szkoła nr 6 — szkoła, w której przez rok
uczyła Lucy Maud Montgomery.
Z Bideford pojechaliśmy do Alberton. Z pewnością zastanawiacie, jakie
znaczenie miało Alberton w życiu słynnej kanadyjskiej pisarki... Otóż nie miało
żadnego! Alberton znalazło się w harmonogramie naszej wizyty na Wyspie, gdyż
jedna z czytelniczek bloga ma tam swój Wymarzony Domek. Obiecałam, że się
postaram go odwiedzić i tym razem udało się do niego dotrzeć. GPS zakupiony
przed wyjazdem do Ontario i nazwany przez nas Gilbertem spisał się na medal —
nie mieliśmy żadnych problemów ze znalezieniem Wymarzonego Domku Kasi :).
Niestety właścicieli nie było w domu. A szkoda, bo z pewnością ucieszyliby się
słysząc, że ich dom śni się po nocach komuś w dalekiej Polsce. :)
Z
Alberton udaliśmy się do Mojego Wymarzonego Domku. Powrót zajął nam 1,5 godziny
i choć widoki były wspaniałe, pogoda uniemożliwiła nam robienie zdjęć. Cudownie
było natomiast wrócić do Mojego Wymarzonego Domku! Kocham tę farmę w Springbrook
całym sercem...
W poniedziałek nawet słońce postanowiło przespać cały
dzień. Ciężkie chmury sprzyjały lenistwu, ale nam było szkoda dnia, więc
wybraliśmy się do miejsca urodzenia pisarki, które dokładnie zwiedziłam i
obfotografowałam w 2013r.
Po krótkiej wizycie w Muzeum pojechaliśmy do Wioski Avonlea. Od dawna miałam
napisać na blogu o szykujących się na ten rok zmianach, o których dowiedziałam
się podczas ostatniej wizyty na Wyspie Księcia Edwarda. Wioska Avonlea, w której
do ubiegłego roku można było spotkać bohaterów książki Lucy Maud Montgomery,
przekształcona została w miejsce typowo komercyjne — w każdym budynku znajduje
się teraz sklep lub restauracja. Jak już wspomniałam, wiedziałam o zmianach, ale
byłam przekonana, że nadal będzie można zwiedzać plebanię, szkołę i Kościół. Na
miejscu okazało się jednak, iż było to błędne założenie — zarówno plebania, jak
i szkoła zamienione zostały w sklepy. Jedynie można nadal odwiedzić Kościół, w
którym o 14:00 odbywają się darmowe koncerty. Wielka szkoda...
Przesympatyczny
Jason, który w ubiegłym roku grał Gilberta i Moody’ego, jest obecnie
kierownikiem lodziarni Cows. Lody z Cavendish są przepyszne — podobno najlepsze
na świecie. 4 razy wracaliśmy, aby się upewnić, czy naprawdę zasługują na to
wysokie miejsce w światowym rankingu. Myślę, że w przyszłym roku znów trzeba
będzie to sprawdzić :).
Po krótkim odpoczynku w Moim Wymarzonym Domku
pojechaliśmy do Cousin Shore, gdzie mieliśmy zwiedzić oryginalną latarnię Cape
Tryon. W ubiegłym roku pisałam, że obecna latarnia nie jest tą, którą widywała
Maud. Wiedziałam, że oryginalna latarnia jest w posiadaniu potomków kapitana
Williama Bella, który być może był pierwowzorem Kapitana Jima. Alberta,
praprawnuczka kapitana Bella, oprowadziła nas po latarni, która służy jako
prywatna posesja. Nie chciałam robić dużo zdjęć, gdyż jest to jej dom — byliśmy
wdzięczni, że w ogóle zgodziła się na naszą wizytę. Najistotniejsza dla nas była
możliwość wejścia na samą górę — widok był cudowny pomimo pochmurnego nieba.
Niestety nie mieliśmy zbyt dużo czasu. Na 18–tą zaproszeni byliśmy do ...
Wymarzonego Domu Nadii! Pamiętacie z pewnością, że w ubiegłym roku odwiedziliśmy
ten dom w ostatnim dniu pobytu na Wyspie. Po ukazaniu się artykułu w ”The
Guardian” właścicielka domu znalazła mnie na Facebooku i zaprosiła do grona
znajomych. Tak się świetnie złożyło, że podczas naszego pobytu na Wyspie i ona
na niej była (choć co prawda tylko do wtorku) i że mogliśmy się spotkać. Czekała
na nas wyśmienita kolacja, łubin w wazonie i świetne towarzystwo. Niesamowite,
co spotyka nas na tej przepełnionej magią wyspie...
(...)nawet słońce postanowiło przespać cały dzień. (...) Bardzo mi się spodobało to wyrażenie. W wyobraźni od razu zobaczyłam obrazy z tego snu. Szkoda, że komercja wkrada się w takie piękne miejsca, ale pewnie dzięki niej właśnie mogą one przetrwać i cieszyć oczy zwiedzających. Ponadto odnoszę wrażenie, że albo ta Wyspa jest jednym z najpiękniejszych miejsc na świecie albo Bernadeta Milewski jest mistrzynią świata w Jej fotografowaniu.
OdpowiedzUsuńZza chmur wychodzi Słońce, kiedy na naszej drodze pojawiają się dobrzy, życzliwi ludzie. Nie dziwię się, że właśnie tam jest Pani Wymarzony dom:)
OdpowiedzUsuń