czwartek, 26 lipca 2018

Żorzanka z Zielonego Wzgórza


Żorzanka z Zielonego Wzgórza

Autor: Elżbieta Koczar


Życie samo pisze scenariusze zdarzeń, których sami lepiej nie moglibyśmy zaplanować. Oczekując na swój pierwszy wyjazd do Kanady, na warszawskim lotnisku kupiłam gazetę. Na okładce widniała postać Amybeth McNulty – aktorki z serialu o słynnej Ani Shirley. Przeczytałam artykuł z uwagą i sentymentem, a myśli same powędrowały w kierunku Zielonego Wzgórza. Syn natomiast, będący w stałym kontakcie z kolegami, powiedział akurat:„Mamo, mój znajomy jest na wyspie Księcia Edwarda”. Pomyślałam, że byłoby cudownie zobaczyć tę wyspę, o której w odległych czasach szkolnych czytało się z zapartym tchem. Tego punktu nie było co prawda w planie podróży, ale z niewiadomych powodów zaczęło mi coraz bardziej na nim zależeć. Książki Lucy Maud Montgomery czytałam w dzieciństwie, bardzo je lubiłam, a Ania - nie Andzia była moją pokrewną duszą. 

Na miejscu okazało się, że jest szansa na odwiedzenie zakątków, w których toczyła się akcja powieści. Z radością zaczęłam przeglądać informację na ich temat w Internecie. Natknęłam się na artykuł o Polce, która zamieszkała w sąsiedztwie Zielonego Wzgórza i prowadzi blog Kierunek Avonlea. Postanowiłam nawiązać z nią kontakt – to musiało być zrządzenie losu. Niestety podczas naszej wizyty na wyspie nie udało nam się spotkać. I tutaj nastąpiła seria niezwykłych zbiegów okoliczności. Okazało się, że ta Polka pochodzi z mojego miasta - Żor! A kolega, o którym wspominał mi mój syn, to siostrzeniec nowej znajomej! Kolejny raz odkryłam, jak mały jest świat, a jak wielka jest siła Internetu.

Bernadeta Milewski to żorzanka, która na co dzień mieszka w USA. Bada życie i twórczość Lucy Maud Montgomery. Jej największym marzenie było odbycie podroży na Wyspę Księcia Edwarda. Niesamowity los sprawił, że Bernadeta właśnie tam odnalazła swój Wymarzony Dom – w samym sercu Cavendish, który jest pierwowzorem literackiego Avonlea. Polka jednak zawsze powtarza, że prawdziwe Zielone Wzgórze to jej rodzinny dom na Śląsku. Oto rozmowa, którą udało mi się przeprowadzić z Bernadetą Milewski z Błękitnego Księżyca nad Jeziorem Lśniących Wód. Czy nie brzmi to pięknie?

Proszę, opowiedz, jak zaczęła się twoja przygoda z twórczością Lucy Maud Montgomery?

Kiedy miałam 7 lat, „Anię z Zielonego Wzgórza” i „Anię z Avonlea” podarował mi, o wiele starszy ode mnie, kuzyn (tak, to nie pomyłka!), również żorzanin. Chodziłam wtedy do I klasy SP nr 3, był początek lat 80. ubiegłego stulecia i rzeczywistość PRL-u nie oferowała nam zbyt wielu atrakcji — puste półki, kolejki, stan wojenny i wszechobecną szarzyznę. W książkach L.M. Montgomery odnalazłam bardziej interesujący i działający na moją wyobraźnię świat, którego piękno wciągało mnie z każdą przeczytaną stroną. Te moje „ucieczki” z Żor na Wyspę Księcia Edwarda trwały do czasu, kiedy skończyłam 15 lat i rozpoczęłam naukę w elitarnym rybnickim Liceum im. Powstańców Śląskich. Seria o wiernej przyjaciółce z dzieciństwa nadal co prawda była w mojej biblioteczce, ale jej honorowe miejsce zajęły bardziej ambitne dzieła literatury polskiej i światowej. Pamiętam jednak dokładnie, że Ania pojawiła się ponownie w moim pierwszym dłuższym wypracowaniu po angielsku, którego tematem były miejsca, jakie chciałoby się odwiedzić w przyszłości. Moim numerem 1 była od zawsze Kanada, a dokładnie Wyspa Księcia Edwarda. Już po przeczytaniu pierwszego tomu powzięłam decyzję, że kiedyś tam trafię. Do teraz moja sąsiadka pamięta te dziecięce postanowienia i przyznaje, że nikt nie traktował ich poważnie.

Co najbardziej zaskoczyło cię w biografii autorki? Co ciekawego udało ci się odkryć?

Cała biografia L.M. Montgomery to totalne zaskoczenie. Nie tylko dla mnie, ale również dla rzeszy czytelników i nawet krewnych pisarki. Dokładnie pamiętam krótką notkę biograficzną pojawiającą się w egzemplarzu „Ani z Zielonego Wzgórza”, który wprowadził mnie w świat Avonlea. „Przykładna żona prezbiteriańskiego pastora”, której życie było mało interesujące... Kiedy doktor Elizabeth Waterston na Uniwersytecie w Guelph próbowała w latach 70. zająć się L.M. Montgomery na poważnie, władze uczelni stanowczo odradzały jej ten krok — nikt nie miał pojęcia o tym, że największa spuścizna po L.M. Montgomery dopiero ujrzy światło dzienne. Dzienniki, bo o nich mowa, zawarte w dziesięciu obszernych tomach ukazały, jak trudne życie wiodła pisarka, która dała nam Anię. Miejscami trudno czytać zapiski z wyjątkowo trudnych chwil — jej ciągłe starania, aby nikt nie dowiedział się o chorobie psychicznej męża–pastora, wieloletnia walka z bostońskim Wydawnictwem L.C. Page, poważne problemy z najstarszym synem Chesterem, utrata w styczniu 1919r. kuzynki, a zarazem największej przyjaciółki, problemy finansowe po krachu na Wall Street i I wojna światowa, którą wrażliwa Maud przeżywała jakby toczyła się na jej własnych oczach przed plebanią w Leaskdale, w Ontario, w której zamieszkała po ślubie w 1911r.

Co jest takiego w postaci Ani Shirley, że w jej historii zaczytuje się praktycznie cały świat? Co stanowi o jej sile? W końcu wpłynęła w dużym stopniu na całe twoje życie.

Długo się nad tym zastanawiałam i doszłam do wniosku, że siła Ani tkwi w tym, że przemawia ona do każdego czytelnika indywidualnie. Na tym polegał moim zdaniem geniusz L.M. Montgomery, że umiała stworzyć relacje z każdym czytelnikiem. Dlatego zaczytują się w jej książkach ludzie z całego świata. Dla mnie Ania to wakacje na ul. Konopnickiej w Żorach, zapach truskawek, czereśni i świeżych ogórków – z nią spędzałam każde wakacje. Ale dla Japończyków, których rzesze przyjeżdżają na Wyspę, to zupełnie coś innego. Nie ulega jednak wątpliwości, że Ania nauczyła nas wszystkich marzyć... A te marzenia w moim przypadku przybrały własne życie.

To zupełnie niesamowita historia, Polka – w dodatku Żorzanka, zamieszkała na Wyspie Księcia Edwarda. I to w miejscu, które należało do rodziny Lucy Maud Montgomery. Jak reagują na Ciebie mieszkańcy wyspy? Czy są zmęczeni turystami?

Tak, to co zdarzyło się w moim życiu, to prawdziwa bajka. Nasz dom znajduje się nad Jeziorem Lśniących Wód (tak, tym samym, którym zachwycała się Ania Shirley!), z widokiem na Muzeum Ani z Zielonego Wzgórza i Złoty Brzeg. Jezioro to tak naprawdę staw Campbellów, krewnych L.M. Montgomery, do których mała (a później i starsza) Maud jeździła, aby poczuć ciepło matczynej miłości. Znajdowała je w objęciach cioci Annie Campbell, siostry przedwcześnie zmarłej matki – Clary. Tu bawiła się z kuzynostwem, które było z „rodu Józefa” (określenie to zostało pierwszy raz użyte przez kuzynkę Frederykę Campbell) i tu czerpała inspirację. Kiedy w 1904r. zaczęła pisać „Anię z Zielonego Wzgórza”, oczywistym wyborem na staw Barrych okazał się staw wujostwa Campbellów. Naprzeciw naszego domu na Wyspie stoi stateczny dom senatora Donalda Montgomery, dziadka pisarki, który stał się inspiracją dla Złotego Brzegu. Ziemia, na której znajduje się nasz dom, należała do senatora i pisarka widywała naszą działkę z pokoju, w którym czasem spała u dziadka. Nie zdarzało się to jednak zbyt często, gdyż o wiele częściej zatrzymywała się u cioci Annie po drugiej stronie jeziora. Obecnie dom cioci Annie jest Muzeum Ani z Zielonego Wzgórza.
Mieszkańcy Wyspy początkowo nieufnie podchodzą do obcych, choć oczywiście przyjaźnie odnoszą się do turystów. Turystyka to obok rybołówstwa i rolnictwa najważniejszy filar gospodarki Wyspy. Miałam wielkie szczęście, że wiele osób poznało mnie jako blogerkę — dzięki temu zawsze mogłam liczyć na większy kredyt zaufania niż typowy turysta. A teraz, kiedy mieszkam wśród nich, jestem częścią społeczności lokalnej. Czuję się nie tylko akceptowana, ale i bardzo lubiana. Moja córka Nadia Anne (to Anne to oczywiście po Ani) odgrywa czasem Anię w Muzeum, ja sama pomagam rodzinie Campbell w promowaniu pamiątek z Wyspy (Campbellowie poza Muzeum są właścicielami sieci sklepów Ani z Zielonego Wzgórza), a kiedy jest taka potrzeba, idziemy zapalić światło w hotelu na Złotym Brzegu dla turystów, którzy na ostatnią chwilę robią rezerwację.

Bardzo istotnym elementem w twórczości Montgomery jest natura, przyroda. Czy na wyspie rzeczywiście da się poczuć klimat opisany w książkach? Czy bieg czasu oraz nowa technologia wpłynęła mocno na krajobraz?

Zdecydowanie tak! Według mnie Wyspa to jedyna nadal żyjąca bohaterka książek L.M. Montgomery. Te strumyki, gościńce, czerwone dróżki, pola, plaże, lasy, skały i Zatoka Św. Wawrzyńca nadal tutaj są i dzięki nim można się przenieść w czasy L.M. Montgomery. Część północnego wybrzeża zamieniono w Park Narodowy, zaś inny kawałek pejzażu objęto ochroną—po to, aby świat ukazany przez L.M. Montgomery można było zawsze odnaleźć na Wyspie Księcia Edwarda. 

Napisałaś kiedyś, że Lucy Maud Montgomery nauczyła nas marzyć. Ty natomiast pokazujesz nam, jak należy spełniać swoje marzenia. Proszę, opowiedz, jakie masz plany na najbliższą przyszłość.

Planuję nadal inspirować ludzi, aby odgrzebali swoje dziecięce marzenia (jakiekolwiek mają). Dodatkowo przybliżam wszystkim wielbicielom Ani Wyspę — dzięki mojej współpracy z George’m Campbellem udało mi się sprowadzić do Polski sporo pamiątek z Wyspy Księcia Edwarda. Liczę, że kilka razy na rok będę nadal umożliwiała ich zakup. Poza tym oprowadzam czasem po Wyspie wielbicieli Ani — znam wszystkie miejsca, które należy odwiedzić i te, które nie pojawiają się w żadnych przewodnikach. W najbliższych planach jest też praca nad kolejnym tomem pełnego wydania Dzienników L.M. Montgomery. Od 2016r. pomagam Jen Rubio, redaktorce wydań w przypisach do tej nowej pełnej publikacji. Mam także nadzieję, że w przyszłym roku uda mi się ponownie zawitać do Żor.

Czyli jak często przyjeżdżasz do Polski? Czy kiedy odwiedzisz Żory, będziemy mogli zorganizować spotkanie miłośników Ani z Zielonego Wzgórza?

Kiedyś przyjeżdżałam co roku, ale od 2015r. niestety nie udało mi się przyjechać do Polski. Mam nadzieję, że w przyszłym roku wszyscy spędzimy część wakacji w Żorach i być może uda się zorganizować wówczas spotkanie miłośników Ani Shirley. W międzyczasie zapraszam wszystkich na mój blog „Kierunek Avonlea” i na fanpage na Facebooku. Bardzo dziękuję za rozmowę, szczególnie, że łączą nas Żory.






12 komentarzy:

  1. Wspaniały wywiad! Maud byłaby zaskoczona, gdyby wiedziała z jak odległego zakątka przybyła Osoba, która tak dba o jej spuściznę! Wyspa to zaczarowane miejsce pełne cudów, ot co! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Maud pewnie duma nad tym, jak to nasze polskie nazwisko miedzy Campbellami i Montgomerymi sie zadomowilo... :) Calusy!

      Usuń
  2. To niezwykłe Jak wielka jest siła marzeń .Wspaniały wywiad Bernadko ,Gratuluję <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuje Krzysiu! Dodam tylko, ze o domu nad Jeziorem Lsniacych Wod ja nawet nie marzylam :)

      Pozdrawiam Cie serdecznie!

      Usuń
  3. Mam 16 lat, uwielbiam Anię od dziecka, jednym z największych moich marzeń jest zobaczenie Wyspy Księcia Edwarda. I jakież było moje zdziwienie, kiedy dowiedziałam się, że Pani pochodzi z Żor. Sama mieszkam bardzo blisko (Pszczyna :D).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Karolinko na moim blogu :) Tak, jestem z Zor, a Pszczyne bardzo lubie (w Zorach dawno temu mieszkalam na ulicy Pszczynskiej przez kilka lat). Cala moja rodzina wspomina co jakis czas przepyszne lody, ktore jedlismy w Pszczynie. Z cala pewnoscia znow pojedziemy do tej lodziarni podczas kolejnej wizyty :)

      Ciesze sie, ze masz takie marzenie, jak ja mialam w Twoim wieku. Zobacz, gdzie mnie ono zaprowadzilo... Ciekawe, jak potocza sie Twoje losy. Moze zostaniesz moja sasiadka na Wyspie :)
      Pozdrawiam goraco!

      Usuń
  4. Trafiłam tutaj po przeczytaniu artykułu w magazynie Claudia. Szczerze zazdroszczę! Jestem wielką fanką Ani oraz Avonlea. Do serialu droga do avonlea wracam od lat i zawsze przez te kilka minut żyję innym światem. Widoki są piękne i wyspa księcia Edwarda to (tak mi się wydaje) moje miejsce na ziemi do którego jeszcze nie było mi dane trafić. Jestem zachwycona widokami i tym wszystkim co tam jest. Serdecznie pozdrawiam z okolic Katowic ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuje za komentarz i witam na blogu :) Dokladnie to samo czuje - ze Wyspa Ksiecia Edwarda to moje miejsce na ziemi. Musi Pani koniecznie pojechac, aby sie przekonac, czy to i Pani miejsce. Mysle, ze tak, bo trudno nie pokochac Wyspy, jesli kocha sie Anie i Avonlea. Pozdrawiam bardzo goraco i trzymam kciuki, aby sie udalo spelnic to marzenie.

      Usuń
  5. A ja trafiłam do pani po przeczytaniu artykułu w Dzienniku Zachodnim. Inspiruje pani do spełniania najbardziej szalonych marzeń! Zorganizowanie spotkania gdy bedzie pani odwiedzać Polskę to doskonały pomysł!
    Pozdrawiam serdecznie z okolic Jastrzębia-Zdroju!
    Panna Lawenda :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Panno Lawendo! Dziekuje za komentarz. Bede oczywiscie informowala, jesli dojdzie do spotkania podczas mojej wizyty w Polsce.
      Mam nadzieje, ze wiecej osob poczuje inspiracje do spelnienia swoich marzen. Tak wielu z nas zapomnialo, ze tak naprawde kiedys dokladnie wiedzielismy, czego nam do szczescia potrzeba...
      Pozdrawiam goraco!

      Usuń
  6. Czytam Pani bloga juz od dawna, jednak teraz dopiero komentuje. Przewaznie czytam wpisy w pracy, co umila mi dzien I pozwala przeniesc sie w czasy dziecinstwa :)
    Jakie bylo moje zdziwienie, ze pochodzi Pani z Zor!
    Pozdrawiam serdecznie z Jastrzebia-Zdroju :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuje za ten pierwszy komentarz :) Jak sie okazuje, swiat jest globalna wioska :) :) Powinnam chyba byla napisac, ze jestem z Zor i wszystko byloby jasne. Ale przynajmniej teraz wyszlo szydlo z worka. Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń