Po wyjątkowo długich 50 tygodniach czekania nadszedł wreszcie 18 czerwca i wyruszyliśmy w kolejną podróż na Wyspę Księcia Edwarda. Po 11 godzinach przywitał nas Most Konfederacji i przepiękny słoneczny dzień (podobno pierwszy od dłuższego czasu).
Oczywiście zatrzymaliśmy się przy Moście — tym razem po obydwu stronach. Okazało się, że w sklepiku w Informacji Turystycznej po stronie Nowego Brunszwiku również można kupić pamiątki z Wyspy! I co ciekawe – w atrakcyjniejszych cenach! Zachwycona Nadia chciała wykupić cały sklep, a ja skusiłam się na naklejkę na samochód obwieszczającą wszem i wobec, którą wyspę pokochaliśmy całym sercem.
”Shop and Play” już na Wyspie przeżywało prawdziwe oblężenie. Masa Japończyków przebierających się za Anię, bez względu na wiek i płeć. Co kilka sekund słychać było salwy śmiechu, które rosły wprost proporcjonalnie do wieku tych, którzy chcieli choć przez chwilę poczuć się jak pewna znana na całym świecie sierotka. Inni ruszyli ochoczo na zakupy — w tym roku szczególne zainteresowanie wzbudziła nowość na Wyspie, czyli mydło z ziemniaków w cenie $5 za kostkę.
Na nas czekał jednak Mój Wymarzony Domek, więc na chwilę obecną mydło zostało zepchnięte na dalszy plan i udaliśmy się do Springbrook. Pomimo obietnic, że w tym roku nie będziemy zatrzymywać się przy każdym urodziwym polu, po 15 minutach już strzelaliśmy zdjęcia z rowu... Nie przypominam sobie innych miejsc na świecie, w których odwiedzałabym rowy tak często, jak robię to na Wyspie :) Tym razem jednak nie udało mi się dobrze uchwycić dramatyzmu nieba w połączeniu z czerwonymi polami i przecinającą je zielenia drzew i krzewów.
Na nas czekał jednak Mój Wymarzony Domek, więc na chwilę obecną mydło zostało zepchnięte na dalszy plan i udaliśmy się do Springbrook. Pomimo obietnic, że w tym roku nie będziemy zatrzymywać się przy każdym urodziwym polu, po 15 minutach już strzelaliśmy zdjęcia z rowu... Nie przypominam sobie innych miejsc na świecie, w których odwiedzałabym rowy tak często, jak robię to na Wyspie :) Tym razem jednak nie udało mi się dobrze uchwycić dramatyzmu nieba w połączeniu z czerwonymi polami i przecinającą je zielenia drzew i krzewów.
Do Springbrook docieramy dokładnie o 12:30! Warto tu nadmienić, że wyjechaliśmy przed północą naszego czasu. W planie był sen od 18:00 do północy, ale emocje nie pozwalały mi w ogóle zasnąć, więc po wysprzątaniu całego domu i spakowaniu wałówki na drogę i pobyt, obudziłam męża i wyruszyliśmy nawet wcześniej niż planowaliśmy. Od tej chwili jednak sen stał się towarem deficytowym.
Jak już wiecie w domku czeka na nas nowa weranda, łubin i widok na latarnię w New London. Dotychczas widywaliśmy latarnię z sypialni na górze, ale tym razem widać ją z kuchni i jadalni. Chyba zniknęło jedno z drzew dotychczas zasłaniających widok. Niesamowite! Właściwie pełnią szczęścia byłoby spędzenie całego tygodnia w Moim Wymarzonym Domku... Moglibyśmy godzinami wpatrywać się w zmieniający się krajobraz i rozkoszować się szumem drzew i fal. Niestety jednak mamy wiele planów. Nie będziemy mieć dużo czasu, aby nacieszyć się tym widokiem, choć z pewnością nie zabraknie innych, równie imponujących scenerii.
Szybko się rozpakowujemy i wyjeżdżamy przywitać się z naszymi ulubionymi miejscami. Zatrzymujemy się kolejno przy latarni w New London, na Przylądku Tryon, przy Wymarzonym Domku Nadii, Złotym Brzegu, nad Jeziorem Lśniących Wód i na kilka chwil wpadamy do Muzeum Ani z Zielonego Wzgórza, gdzie witamy się z Pam Campbell.
Następnie jedziemy do Cavendish — na Zielone Wzgórze. Pisałam chyba już kiedyś, że kocham odwiedzać Zielone Wzgórze po godzinach. Ma się wtedy wrażenie, że jesteśmy domownikami, a nie turystami. Wielu badaczy życia Maud bojkotuje Zielone Wzgórze. Dla nich jest ono pułapką turystyczną. Na szczęście ja sama nie należę do tego grona — to Zielone Wzgórze przyciągnęło mnie do tej przepięknej Wyspy i zawsze będę je odwiedzać. Tak samo, jak grób wybitnej pisarki, bez której książek nie przeżyłabym żadnej z tych niesamowitych chwil, jakie mam szczęście doświadczać na Wyspie.
Bernadko, płaczę i śmieję się jednocześnie czytając o Waszym włażeniu do rowów i myśląc, że to jest po prostu niemożliwe, że Ania i jej świat zostały wymyślone... No, powiedz? Przecież ludzie związani z tym światem są tak zaangażowani, a miejsca tak realne...
OdpowiedzUsuńOczywiscie, ze Ania jest prawdziwa. Co wiecej, jest niesmiertelna. Zyje w naszych sercach i wyobrazni!
UsuńPrzepieknie i to slowo bedzie sie przewijac w moich komentarzach.
OdpowiedzUsuńTak jakby na czesc Twoich odwiedzin na Wyspie,Bernadko tworze swoja Anie z wloczki.
Aktualnie mecze sie nad sukienka,ktora musze uszyc w rekach,a dawno tego nie robilam.Jak Ania bedzie sensownie wygladac to pokaze na facebooku!
Pozdrawiam
Ewa z Krakowa
"Przepiekne" jest idealnym slowem opisujacym Wyspe.
UsuńCiekawa jestem tej wloczkowej Ani. Mam jedna, ktora zrobila dla mnie Przyjaciolka z Polski. Zycze powodzenia w dzierganiu!
Dziękuję Bernadko.Z przyjemnością przeczytałem twój nowy wpisz z pierwszego dnia pobytu na wyspie , pochwalałem całą treść w jednej chwili ,teraz z czekam z niecierpliwością na kolejny dzień. Serdecznie cię pozdrawiam Krzysiek
OdpowiedzUsuńJuz jest opis kolejnego dnia :) Pozdrawiam serdecznie!
UsuńI od razu wiem, że zaczęły się wakacje :) Patrząc na zdjęcia prawie czuję zapach Wyspy :)
OdpowiedzUsuńSwietnie! Ciesze sie, ze pomimo odleglosci, mozna poczuc klimat :) Pozdrawiam!
UsuńZa każdym razem pobytu na Wyspie opisujesz niby te same miejsca ale zawsze inaczej. Mam nadzieję, że nigdy Ci się to nie znudzi...
OdpowiedzUsuń