niedziela, 27 marca 2022

Kolekcje cz. II

Agnieszka Maruszewska, autorka bloga Pokrewne Dusze:

Moja kolekcja powstała pewnej pięknej majowej niedzieli, kiedy w prezencie komunijnym dostałam Anię z Zielonego Wzgórza. To było wydanie z Naszej Księgarni w „serii z paskiem”. Dalsze części ciocia Ela – bo to ona obdarowała mnie pierwszą „Anią” – wręczała mi przy okazji kolejnych odwiedzin; łatwo sobie wyobrazić, z jaką niecierpliwością czekałam na te wizyty! W przeciągu następnych dziesięciu lat mój zbiór twórczości L. M. Montgomery uzupełniała Mama, kilka książek dostałam w prezencie gwiazdkowym, zaś w ostatnie brakujące tytuły zaopatrzyłam się już na studiach. Książki Maud Montgomery zawsze były najważniejszymi egzemplarzami w mojej biblioteczce, a zaczęły w niej niepodzielnie królować około roku 2010, kiedy od kilku już lat byłam pracownikiem akademickim. Podeszłam do sprawy swojej fascynacji twórczością Maud Montgomery dość metodycznie, jak na biologa przystało: w tabelach zestawiłam dane o tłumaczach, okładkach, datach wydań… i równie metodycznie zaczęłam uzupełniać kolekcję. Najpierw zebrałam pojedyncze egzemplarze wszystkich tłumaczeń, potem dokupowałam wydania z różnymi projektami okładek. Nadszedł w końcu czas, że sięgnęłam po polskie wydania przedwojenne – najpierw była to Ania z Zielonego Wzgórza z 1939 roku, a później ta pierwsza z 1911/1912. Z biciem serca czekałam na decyzję Pana Sławka, antykwariusza, co do sprzedaży książki. Od tamtej pory to właśnie kolekcja wydań sprzed 1945 jest moim oczkiem w głowie. Dziś liczy ona trzydzieści egzemplarzy. Te stare wydania są niezwykłe! Ileż lat i zawiłości historii przetrwały, przez ile rąk przeszły…, a nawet ile krajów przemierzyły – tak jak Ania z Wyspy wydana w Palestynie (1944). Ostatnio, do tych wiekowych woluminów dołączyło pierwsze wydanie mojej ukochanej spośród wszystkich powieści Pisarki – Emily’s Quest.

Dzisiaj cała kolekcja liczy ponad trzysta pięćdziesiąt woluminów. Są to nie tylko polskie wydania, ale także różnego przekroju anglojęzyczne – książki Maud i o niej samej. Do tego jeszcze pozycje związane z twórczością Pisarki, takie jak książki kucharskie, książki-podręczniki do nauki języka, książeczki inspirowanie Anią z Zielonego Wzgórza, polska literatura, w której wzmiankowane są książki L. M. Montgomery, sporo fachowej literatury na potrzeby bloga. Plus różne mniej i bardziej intrygujące przedmioty: rękodzieło, figurki, taśma szpulowa ze słuchowiskiem radiowym, plakat teatralny… Dużo tego!

Właśnie, blog… Pokrewne dusze. Powstał z inspiracji koleżanki, która stwierdziła, że powinnam opowiadać o tych wszystkich książkowych skarbach.






Joanna Lipinski:

Ania cierpliwie czekała na mnie na regale w pokoju, pośród innych książek mojej mamy. Nie
zachęcała mnie swoim wyglądem - papier był szorstki, okładka już trochę wytarta na krawędziach, grzbiet groził rozpadnięciem się, a siedmioletniej mnie ilustracje wydawały się ,,za dorosłe’’. Długo opierałam się sugestiom, bym w końcu sięgnęła po pierwszy tom przygód rudowłosej bohaterki. Wtedy mama zaczęła czytać pierwszy rozdział na głos. Usłyszałam o pani Linde, o Mateuszu i Maryli. O gadatliwej sierocie, czekającej na stacji w Szerokiej Rzece, gdzieś na nieznanej do tej pory Wyspie Księcia Edwarda, gdzie drogi były czerwone, a każde drzewo miało magiczne imię. I przepadłam. A raczej - na kartach powieści odnalazłam siebie - marzycielkę, zawsze mówiąca za dużo, łatwo poddającą się emocjom i ze zdecydowanie zbyt bujną wyobraźnią. Połykałam kolejne tomy, czytając je często z latarką, płacząc rzewnie przy ostatnim. Widziałam trzy tomy Emilki, stojące zaraz za zbiorami opowiadań, ale nie chciałam zdradzać ukochanej Ani, dlatego czytałam w kółko tylko o jej losach, aż mój tata musiał zabezpieczyć okładki całej serii. W końcu przełamałam się i sięgnęłam po kolejne książki - Historynkę, Jane, Kilmeny, Błękitny Zamek - i oczywiście Emilkę. Wtedy nie mogłam jeszcze wiedzieć, że nazwę tak kiedyś moją córkę. Te wszystkie książki należały jednak do mojej mamy. Moja własna kolekcja zaczęła się skromnie, w Boże Narodzenie 1992 r., od „Dzbanu Ciotki Becky’’. Nie mogłam uwierzyć, że są książki LMM, o których jeszcze nie słyszałam! Potem na moją półkę trafił zbiór ,,Panna młoda czeka’’ i ,,Miłość Pat’’. Pamiętam radość gdy w pobliskiej księgarni znalazłam „Opowieści ze Złotego Brzegu” i rozczarowanie, gdy odkryłam, że w moim wydaniu „Błękitnego Zamku” nie ma nagle Joanny! Wszystkie znalazły się w mojej walizce, kiedy po ślubie przeprowadziłam się do Anglii. Był to czas po studiach, kiedy miałam dość czytania (nic tak nie zniechęca do siedzenia nad książką jak polonistyka). Ale Ania znowu była cierpliwa. Tym razem czekała na mnie na półce w sklepie charytatywnym. Kiedy tylko zobaczyłam znajome imię na grzbiecie, wiedziałam, że muszę ja przygarnąć pod swój dach (z dwoma szczytami). Dokupiłam brakujące tomy ,,Doliny Tęczy’’ i ,,Rilli’’, serię z Emilką. Rok temu na IG zdradziłam, że jestem fanką książek LMM i dostałam wiadomość o istnieniu grupy ,,Wakacyjne czytanie’’ na FB. Ania by powiedziała, że ten moment był epokowy. Pochłonęło mnie odkrywanie na nowo znajomych słów, odnajdywanie ciekawostek, rozważanie znaczenia pojedynczych słów. Na mój regał zaczęło trafiać coraz więcej książek, pomiędzy kartkami jednej z nich tkwi majownik, na kominku stanął porcelanowy pies, a na stole - ponad stuletnia niebieska waza do zupy. Nasza przyjaźń, trwająca już ponad 30 lat, jest silniejsza niż kiedykolwiek wcześniej, a Ania czeka na mnie w niespodziewanych miejscach, wołając mnie do siebie w momentach, kiedy jej najbardziej potrzebuję.



Dorota Zawadzka, Superniania:

Moja przygoda z Anią zaczęła się w 1970, gdy dostałam płócienne 3 tomowe (sześć części) wydanie Naszej Księgarni. Mam je do dziś. Gdy byłam nastolatką dostałam od kogoś Anię po angielsku - żebym się uczyła języka obcego. Potem kupowałam polskie wydania i miałam oprócz angielskiego, dwa zagraniczne, po niemiecku i francusku. 
Na półce miałam wszystkie Sary, Emilki, Pat i wszystko co się w Polsce ukazało. 
W sumie wiele tomów. Potem było kilka życiowych zawirowań, kilka przeprowadzek i poza moimi pierwszymi Aniami - wszystko poszło do ludzi. Do dziś żałuję tamtej decyzji.
Od kilku lat zbieram i odtwarzam swoje zbiory.
W sumie zaczynam... Mam 82 różne polskie wydania pierwszego tomu serii, 24 tomową kolekcję (w dwóch wersjach okładek) i różne książki Maud i o Maud. Po polsku i angielsku. Mam też 14 obcojęzycznych wydań Ani z Zielonego. Notes, pamiętnik...
Kolekcję uzupełnia kubek, bombka, laleczka na choinkę, autograf Sarah McCoy (autorki „Maryli z Zielonego Wzgórza’’), kamyk i magnesy z PEI.
Teraz zbieram pieniądze na dużą licencjonowaną lalkę (kiedyś miałam taką zwykłą Anię, siedziały razem z krakowianką na mojej dziecięcej półce.)
Mam kilka marzeń - jednym z, na 100% niespełnialnych, jest wizyta w Muzeum Ani. Bo nie latam. Inne będę cierpliwie realizować.
Planuję namówić jakieś wydawnictwo do wydania uproszczonej wersji Ani dla młodszych czytelników i chciałabym zrobić adaptację dla dorosłych fanek rudowłosej dziewczynki, która przecież wyrosła na wspaniałą kobietę.




4 komentarze:

  1. Gratuluję Wam drogie Panie ,i dziękuję za tak barwne opisanie Historii swoich zbiorów .A Tobie Bernadko za publikację .

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękne historie, pełne pasji! Dobrze wiedzieć, że jest tyle Pokrewnych Dusz. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajnie sie czyta. Wspaniała jest swiadomość, że Pokrewne Dusze, myślą podobnie, czuja tak samo, a każda książka LMM to dla nas prawdziwy skarb.

    OdpowiedzUsuń
  4. Super historie❤️ fajnie było znaleźć po tylu latach fanów Ani 🙈 bo czułam się jak dziwak...opowiadając że już przeczytałam Anię naście razy...nie pamiętam dokładnie ile...lubię ją czytać i za każdym razem tak szybko przebiegam przez strony....a potem tak ciężko odnaleźć się w naszej rzeczywistości 🙈

    OdpowiedzUsuń