wtorek, 15 lutego 2022

Kolekcje cz. I

Dokładnie miesiąc temu pojawił się w naszej grupie na Facebooku wpis na temat „Aniowych” kolekcji. Z prywatnych wiadomości wiedziałam, że w grupie są kolekcjonerzy z większym lub mniejszym stażem, z wielkimi, średnimi i raczkującymi zbiorami. Miałam więc nadzieję, że zainteresuje ich ten wątek, w którym będzie okazja zaprezentowania swoich skarbów (bo chyba właśnie tak wielbiciele LMM myślą o swoich kolekcjach). Pod wpisem dosyć szybko zaczęły pojawiać się komentarze i zdjęcia, a kilka dni później wpadł mi do głowy pomysł, aby i na blogu znalazł się ślad tego wątku. Poprosiłam wówczas kilka kolekcjonerek o ich historie, które zamieszczę na blogu w dwóch wpisach. A zaraz po nich opiszę i swoją kolekcję... 

Yvonne:

„Ania z Zielonego Wzgórza” była pierwszą lekturą szkolną, którą przeczytałam z zapartym tchem i która zachwyciła mnie bezgranicznie. Zazdrościłam bohaterce piegów i rudych włosów, chociaż dla niej samej to była udręka. Zostało mi to do tej pory. Ta książka była też pierwszą w mojej kolekcji książek L. M. Montgomery. Odkąd ją przeczytałam, zaczęłam interesować się tą pisarką i jej twórczością. Nie miałam wtedy internetu do dyspozycji, nie miałam nawet komputera. Miałam jednak bibliotekę i cudowną „Księgarnię pod kasztanami” i jej właścicielkę, która powiedziała mi o innych książkach tej autorki. Od tego momentu zbierałam każdy grosz i szukałam uparcie opowieści Maud w bieszczadzkich księgarniach. Nie było to łatwe, ale mi się udało. Po kilku latach dzięki temu miałam w swojej biblioteczce wszystkie wydane w Polsce powieści i zbiory opowiadań autorki, oraz trzy książki o niej samej. Przeczytane kilkakrotnie. 

Każda z tych książek jest dla mnie niezwykle ważna. W każdej odkryłam coś dla siebie i każdą czytałam z zapartym tchem. Kształtowały one moją wrażliwość, spostrzegawczość, wyczulenie na otaczające mnie drobiazgi, na piękno przyrody. Dzięki Ani, Emilce i innym bohaterkom rozwijałam swoją wyobraźnię. To dzięki nim okazało się, że mieszkam na Wyspie Strzelistych Wież, niedaleko Jagodowego Lasu i Mgielny Wzgórz. Zaczęłam nazywać świat wokół siebie, który dzięki temu stał się bogatszy i piękniejszy. „Błękitny zamek” zaś dał mi poczucie, że życie jest kompletnie nieprzewidywalne i może się w nim odmienić wszystko, nawet, jak jest bardzo źle. Śmiało mogę powiedzieć, że L. M. Montgomery miała ogromny wpływ na to jakim człowiekiem teraz jestem i jak postrzegam różne rzeczy.

W swojej kolekcji mam również trzy piękne zakładki z motywami Ani, które przyjechały do mnie zza oceanu, z samej Wyspy Księcia Edwarda, co dla mnie, nadaje im jeszcze większą wartość.

Niedawno do mojej kolekcji dołączyła też piękna seria pięciu książek o Ani w płóciennej okładce z 1956 roku. A wkrótce obok nich stanie nowy przekład, na który odważyła się Pani Anna Bańkowska – „Anne z Zielonych Szczytów”. Zupełnie inna niż dotychczasowe, ważna, prawdziwa i taka, jaką chciała nam dać L.M. Montgomery, co pomimo wielu sentymentów do Zielonego Wzgórza, jest dla mnie najważniejsze.



Katie:



Był gorący dzień lipcowy a słońce wpadało do malutkiego pokoiku, gdzie Felicja siedziała przy biurku i korzystając z wolnej chwili próbowała zapisać najważniejsze informacje w Kronice, w której zapisała wcześniej dopiero trzy strony. 31 lipca 1945. W dniu dzisiejszym zakończono rok szkolny w szkole naszej. Ogółem liczba dzieci wynosi 183. Dziatwa w tym krótkim okresie, w szczególności starsza robiła znaczne postępy, pracowała rzetelnie".  Felicja westchnęła, odłożyła pióro i spojrzała przez okno. Szkoła, której była kierowniczką od maja, przyjmowała coraz więcej uczniów, osadnicy zjeżdżali się z całego okaleczonego wojną kraju. Szkołę urządzono w prywatnym mieszkaniu, większe budynki dalej zajmowały szpitale wojskowe. Brakowało wszystkiego. Ławki przyniesiono z  kościoła ewangelickiego, prawdziwych tablic nie było, tak samo jak podręczników. Na pobliskiej opuszczonej poczcie dzieci znalazły tysiące kwitariuszy, które z drugiej strony były puste, korzystały więc z nich zamiast zeszytów. Nie było łatwo, ale Felicja nie poddawała się. Sięgnęła znowu po pióro i zapisała - Poza tym zakupiono około 30 książek, 30 książek ofiarowano szkole i stworzono pierwszy zalążek przyszłej biblioteki szkolnej…

Felicja Waliszko, pionierka mojego miasta dzięki swojej sile i odwadze stworzyła w mieście pełnym gruzów szkołę dla dzieci osadników. Szkoła otrzymała imię Marii Konopnickiej, jak wiele innych na Ziemiach Odzyskanych. Kiedyś byłam jej uczennicą a dzisiaj jestem nauczycielką i bibliotekarką, a Felicja, której nigdy nie poznałam jest dzięki swojej Kronice osobą mi szczególnie bliską. Wiedziała, że czytanie książek przez dzieci jest szczególnie ważne. Czy wśród tych pierwszych sześćdziesięciu książek znalazła się Ania z Zielonego Wzgórza? Nie wiem. Wszystkie książki zaczęto zapisywać w Księdze Inwentarzowej w 1949 roku. Ania ma tam numer 319. Było to wydanie z 1911 a zaczytano je doszczętnie w 1962 roku. Dzisiaj kolekcja książek Montgomery w mojej bibliotece powiększa się, a dziewczynki dalej chętnie poznają dzieje Ani, Emilki i Pat. Gdy biorę te książki do ręki często przechodzi mnie dreszcz (nie taki jak przy białych liszkach!), bo są to dokładnie te same egzemplarze, które z wypiekami na twarzy czytałam jako dziewięcioletnia dziewczynka. Nie da się słowami opisać radości jaką czuję, kiedy jakieś dziecko przychodzi oddać Anię i pyta czy mam coś podobnego. Tak, całą półkę! - mówię i wiem, że resztę zrobi za mnie Ania.



Natalia:




Opary jaśminu wplotły się beztroską słodyczą w zielone liście mojej ulubionej herbaty. Herbaty–przyjaciółki, dobrej towarzyszki, która przywołuje piękne wspomnienia Starczewic. To właśnie tam mieszkała prababcia Anna (nazywana przez nas wszystkich „Andzią”), mistyczna postać w mojej dziecięcej głowie. Srebrny długi warkocz, drobne dłonie gęsto oplecione cienkimi żyłkami, wzrok z początku tak pełny, który pustoszał z każdą kolejną wizytą, aż stał się zwykłą wiązką percepcji. Często siadała przy oknie swojej drewnianej chatki i spoglądała na drzewo drobniutkiego jaśminu, opadającego subtelnie na podniszczony płot. Jaśminu, którego woń czuję właśnie teraz, spoglądając na piętrzącą się wieżę mojej „aniowej” kolekcji.

Książki ułożone są jedna na drugiej, w kolejności takiej, w jakiej stawały się „moimi”. Sięgam po tę, która leży najwyżej…

„Działo się to w piękne sierpniowe popołudnie na Wyspie Księcia Edwarda (…)”. Wprowadzający rozdział o nazwie „awanturniczy sąd” uchyla moje pierwsze drzwi do świata rudowłosej bohaterki. Ania z Avonlea w przekładzie Bernsteinowej to książka, która od zawsze słodko spała w skromnej biblioteczce w moim domu rodzinnym. Od zawsze, czyli od kiedy moja dziecięca głowa zyskała cenną umiejętność świadomego zapamiętywania. Zdejmowałam ją z półki, rozsiadałam się na zielonym dywanie i wpatrywałam w obrazek na okładce. Młoda dziewczyna, prawie moja rówieśniczka, beztrosko upstrzona kilkoma piegami i patrząca gdzieś w górę, w dal – dokąd? Z nadzieją, czy raczej ze smutkiem? Przewracałam pożółkłe kartki, strona po stronie i przeciągałam palcami po obrazkach kreślonych śmiałą, czarną kreską. To były moje pierwsze chwile z Anią, choć nie zdawałam sobie sprawy z tego, że właśnie poznaję się z moją życiową przyjaciółką, bratnią duszą, kimś ważnym.

„Co zadziwiło Panią Małgorzatę”? Tym rozdziałem Agnieszka Kuc zaprosiła mnie do swojego przekładu rdzenia, środka wszechświata, zerowego południka – Ani z Zielonego Wzgórza. Pozbawiona ilustracji wewnątrz, jednak pachnąca słodką obietnicą czegoś wyjątkowego, z okładką w kolorach soczystej zieleni. Moja Ania.

Po przepełnionej bzem wiośnie przyszło upalne lato i wakacje spędzane w restauracji mojego taty, na której zapleczu był pokój. Drobna graciarnia wszystkiego i niczego konkretnego zachęcała do eksplorowania tajemniczych zakamarków. Stara drewniana szafa z kilkoma szufladami okazała się być prawdziwą, ale jakby bajkową skrzynią ze skarbem. Pod cienką warstwą kurzu i małym pajączkiem, który na okładce utkał swój delikatny pałac zobaczyłam młodą dziewczynę z dzieckiem na rękach. „Rilla ze Złotego Brzegu” w przekładzie Janiny Zawiszy – Krasuckiej była nagrodą dla mojej mamy za dobre wyniki w nauce i wzorowe sprawowanie w klasie VII. Nagrodą wręczoną w 1983 roku. Trzymając ten egzemplarz w dłoniach, w ciemnym pokoju na tyłach restauracji, pierwszy raz poczułam potęgę czasu, piękno zniszczeń, zachwycający zapach książki. Poczułam coś ważnego.

Wszystkie następne książki o Ani nabywałam w namiętnym szale uzupełniania kolekcji. Droga do Zielonego Wzgórza w przekładzie Agnieszki Kuc otuliła moje serce współczuciem i podziwem dla dzielnej bohaterki, której szare i trudne dzieciństwo tak bardzo odbiegało od tego mojego. Starsza już Ania ze Złotego Brzegu (opowiadana przez Agnieszkę Drong) i ta, która znalazła swój Wymarzony Dom (w przekładzie Anny Dorożalskiej) to woluminy, w które wpleciona jest morska bryza mojej ukochanej Ustki, a między ich kartkami ukrył się gwar targu taniej książki, na którym to odnalazłyśmy się wzajemnie. Potężna wysokością Ania z Wyspy Księcia Edwarda w przekładzie Pawła Ciemniewskiego machała do mnie z empikowej półki, lekko uginającej się od propozycji z innymi przygodami. Czy uwierzycie, że moja dziecięca wersja czuła wtedy prawdziwą dumę przy kasie, gdy kupowała tę książkę za własne, odłożone pieniądze?

Po tym nastąpiło długie, długie nic… aż niespodziewanie zapukała do drzwi całego świata pandemia. Zamknięci w czterech ścianach, z zupełnym chaosem w ówczesnych priorytetach i plątaniną emocji radziliśmy sobie tak, jak wtedy potrafiliśmy. Mnie serce zaprowadziło do Ani – być może tak bardzo pragnęło dawnego spokoju, dziecięcej ciekawości, zachwytu nad drobnostką w treści? W tamtym momencie brakowało mi 3 części całej serii, więc korzystając z dobrodziejstw współczesności nabyłam je w internetowych księgarniach, a później wyglądałam na kuriera z taką tęsknotą, jakby był ostatnim ocalałym, przynoszącym dobrą nowinę. Ania z Szumiących Topoli w przekładzie wspomnianej już Agnieszki Kuc i Ania na Uniwersytecie w przekładzie Janiny Zawiszy – Krasuckiej dołączyły do mojej kolekcji, swobodnie rozsiadając się w towarzystwie pozostałych przyjaciółek. Dolina Tęczy zamknęła proces szycia patchworkowego pledu z aniowych książek, w którym ostatnie nici przeszyła jedna z mieszkanek mojego miasta, wystawiając na sprzedaż ten wyjątkowy dla mnie egzemplarz, opowiedziany także przez Janinę Zawiszę – Krasucką. 

I kiedy myślałam, że to koniec… Bernadka przysłała mi znad Oceanu jeszcze jeden fragment aniowego pledu. Pistacjowy materiał w stokrotki okazał się być książką – podróżniczką, która przeżyła, usłyszała, zobaczyła tak wiele. Na której schronienie znalazły emocje otoczeń, w których była, a drobne rysy i zadrapania udekorowały ją wyjątkowością na zawsze. Taka właśnie jest, Ania z Zielonego Wzgórza znad oceanu, pisana obcym dotychczas w mojej kolekcji, angielskim językiem. Otwierając pierwszą jej stronę słyszę szum głębokiej wody, gwar szczęśliwych ludzi, płacz tych zmartwionych, czuję dotyk Bernadety i woń pola pełnego stokrotek. Czuję, że żyję.

Dopijam łyk ostatków jaśminowej herbaty. Zauroczona jej wonią przymykam oczy, a pod drżącymi powiekami widzę babcię Andzię. Kładzie swoją delikatną dłoń na mojej i obie, wtulone w siebie, spoglądamy na białe płatki jaśminu przed jej domem. Wyciągam dłoń w kierunku drzewa, choć tak naprawdę dotykam teraz książki. Tej pierwszej mojej, Ani z Avonlea. Przesuwam palcami po powierzchni okładki i odkrywam to, co pod nią. Nierówny, skrzypiący, ususzony upływającym czasem jaśmin. Pamiątka po Andzi, która pewnego letniego popołudnia spojrzała na białe płatki po raz ostatni. Czując moc tego spotkania biorę głęboki oddech i napełniam swoje serce, myśli i duszę zadumą. 



4 komentarze:

  1. Ciekawe historie,szczególnie interesująca jest ta o tajemniczej Felicji Która , w trudnych powojennych czasach postanowiła zadbać o edukację młodych ludzi.Nie dziw się Bernadko że tak się o tym rozpisuję ,ale bardzo lubię takie ciekawostki.Gratuluję autrom, a tobie Bernadko dziękuję za pomysł z publikacją .

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękne historie :-)
    Jak dobrze je przeczytać! To był znakomity pomysł, żeby je zamieścić na blogu.
    Dziękuję!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Historia Ani ma ciągle dalszy i dalszy ciąg, chociaż już w innej czasoprzestrzeni. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Pięknie dziewczyny/kobiety piszecie, jestem Wami zauroczona..... Czekam na kolejną część :)

    OdpowiedzUsuń