Ostatni dzień na Wyspie Księcia Edwarda pozostanie nam na długo w pamięci. Rozszalała się bowiem ogromna burza i pierwszy raz odczuliśmy potęgę natury — natury, która tego dnia udowodniła, że jest w stanie pokrzyżować wszelkie plany. Najbardziej pokrzyżowane zostały plany turystów, którzy tego dnia mieli odbyć wycieczkę śladami Ani i Maud, a tymczasem zmuszeni zostali pozostać na statku wycieczkowym, który przypłynął na Wyspę. Żal mi było tych turystów. Być może niektórzy z nich wybrali się na ten rejs, żeby poznać Wyspę Księcia Edwarda, a tu taki pech! Pewnie niektórzy z nich przebywali w otchłani rozpaczy...
Nas pogoda nie martwiła! Na obiad miała przyjść Pam Campbell z Muzeum Ani z Zielonego Wzgórza, a na brunch Vickie z Wymarzonego Domu Nadii. Vickie dzień wcześniej zjawiła się na Wyspie (Wymarzony Dom Nadii jest jej drugim domem) i z radością przyjęła nasze zaproszenie. Blue Moon jest świetnym miejscem do przyjmowania gości :). Po wyjściu Vickie zaczęliśmy się powoli pakować i przygotowywać dom na dłuższą nieobecność, kiedy nagle straciliśmy prąd... W czeluściach naszej piwnicy znajduje się co prawda generator, jednak przy takiej pogodzie nie było mowy o jego uruchomieniu. Następnego ranka mieliśmy wyjeżdżać, więc postanowiliśmy nie martwić się brakiem prądu. Blue Moon był bardzo przytulny, mieliśmy latarki i świeczki oraz sporo do czytania — na brak rozrywek nie mogliśmy więc narzekać. W Kanadzie w tym dniu obchodzono Święto Dziękczynienia, a burza nie odpuszczała, więc nikt nie spodziewał się, że 2 godziny później prąd zostanie ponownie włączony. Obiad, który po stracie prądu został odwołany, teraz mógł dojść do skutku :). Pam zjawiła się punktualnie (jako ciekawostka dodam, że pomimo bliskiego sąsiedztwa odwiedzamy się samochodami :) ) i przywiozła ze sobą pieczątkę z autografem L.M. Montgomery. Wymyśliłam sobie, że ta pieczątka wyglądałaby wybornie w moich polskich Aniach :) Podczas wizyty Pam doszłam dodatkowo do wniosku, że dobrym pomysłem byłoby poprosić ją o dedykację. Kiedy więc za oknem szalała jedna z największych burz na Wyspie, przy naszym stole było wesoło i miło.
Gdzieś w okolicach deseru pojawił się Paul Montgomery, który obiecał mi domowej roboty małże. Dodatkowo przyniósł też salsę. Jak widać, żadna wichura nie jest w stanie przeszkodzić Wyspiarzowi w spełnieniu obietnicy :). Dobrze się stało, że przyszedł, bo wspólnie doszliśmy do tego, że „śmieci”, które pojawiły się wcześniej na naszej działce (sami podejrzewaliśmy, że to nasza antena satelitarna), to różne części sprzętu ze Złotego Brzegu... Ja oczywiście musiałam przez moment poprzeżywać... Po mojej działce porozrzucany jest sprzęt ze ZŁOTEGO BRZEGU!! Nie śnię!! To prawda!
Jak na Wyspiarza przystało, Paul nie martwił się zbytnio sprzętem ani tym, że wichura strąciła ich szyld. Jak wiadomo, po burzy będzie czas, aby się tym wszystkim na spokojnie zająć... Blue Moon wyszedł z burzy obronną ręką, jeśli nie liczyć wyłamanych drzwi do budynku gospodarczego, które udało się następnego dnia znaleźć wraz ze skoblem... Zreperowanie drzwi zajęło nam kilka minut i po wizycie hydraulika mogliśmy udać się w drogę powrotną, zatrzymując się na chwilkę w Srebrnym Gaju i na naszej ulubionej plaży. Będziemy niesamowicie tęsknić za Blue Moon i naszym wspaniałym sąsiedztwem...
|
Po burzy... |
|
Widok na Blue Moon z Muzeum Ani z ZW |
|
Srebrny Gaj |
Ha! Gdybym miała spędzić burzę w towarzystwie ludzi, którzy znają Józefa, to mogłaby nawiedzać mnie codziennie :D Piękne zdjęcie Srebrnego Gaju po burzy :)
OdpowiedzUsuńW stu procentach popieram :)
UsuńZgadzam się zdjęcia są przepiękne :)
UsuńJa tez bym mogla byc na Wyspie bez wzgledu na to, czy jest prad, czy go nie ma, kiedy wokol jest tyle osob znajacych Jozefa... To jest naprawde magiczne miejsce!
UsuńPiękna dedykacja w książce:). Bilans strat po wichurze lekko ujemny, chociaż mieszkańcy jak piszesz są przyzwyczajeni i nie robi to na nich wielkiego wrażenia. Czy dlatego, że takie wichury zdarzają się dość często? Czy też takie jest usposobienie wyspiarzy? Ciekawi mnie to:)
OdpowiedzUsuńPaul stwierdzil, ze byla to jedna z najgorszych wichur, jakie pamieta, ale sadze, ze bliskosc Zatoki Sw. Wawrzynca sprawia, ze nie dziwia ich rozne anomalia pogodowe. Reperowanie szkod to z pewnoscia czesc ich codziennosci, wiec nie stresuja sie tym, czego nie sa w stanie zmienic. A to chyba dobre podejscie :)
UsuńDziękuję za odpowiedź:)
UsuńNajważniejsze że nikomu nic się nie stało , i Blue Moon nie ucierpiał , ale że wiatr rozrzucał śmieci po całej wyspie to rzeczywiście musiało być nie bezpiecznie . Ale gdyby nawet nie został włączony prąd w nie co opóźnionej porze obiadu, i goście nie bali by się zawitać u Ciebie w nie sprzyjającej pogodzie ,było by to nie zwykłe Święto Dziękczynienia , przy świecach w nowym domu pierwsze Święto po zakupieniu domu , i przeżyć je w takiej atmosferze jak za czasów Lucy Maud Montgomery , to było by coś nie nienapomnianego nie sądzisz Bernadko ? Ale najważniejsze ze cali i zdrowi wróciliście do domu .
OdpowiedzUsuńMysle, ze mialoby to wiele uroku... Takie przeniesienie sie w czasy L.M. Montgomery, kiedy przy lampie pisala "Anie z Zielonego Wzgorza" i "Anie z Avonlea".
UsuńNajwazniejsze, ze dom nie ucierpial i ze spokojnie moglismy wrocic do domu.
Tak , to prawda Bernadko :)
UsuńO właśnie! I to byłaby najlepsza przygoda, gdyby z powodu burzy rzeczywiście przenieść się w czasy Maud. Ciekawe czy byś ją poznała i się zaprzyjaźniła? Może Twoja osoba znalazłaby odzwierciedlenie w jednej z Jej powieści lub opowiadań :)
Usuń