wtorek, 3 marca 2015

Zimowo

Wygląda na to, że mój blog zapadł w  zimowy sen... Pogoda za oknem nie nastraja do pisania o lecie — zarówno mój stan, jak i Wyspa Księcia Edwarda pokryte są grubą warstwą śniegu. Zaczynam martwić się, czy śnieg stopnieje przed końcem czerwca! Kilka dni temu firma Cows, której lody można kupić na Wyspie Księcia Edwarda, opublikowała na Facebooku zdjęcie przedstawiające ich sklep w Cavendish. Zdjęcie to następnie było można zobaczyć na kilku stronach związanych z Wyspą Księcia Edwarda. Myślę, że łatwo je będzie znaleźć. Ja natomiast pokażę Wam zdjęcie tego miejsca w lecie... Jak widac, krowa Betsy jest na dachu!


Staliśmy się szczęśliwymi posiadaczami biletów na musical „Ania z Zielonego Wzgórza” – przyszły one do nas z Charlottetown już ponad miesiąc temu! Jeśli wystarczy nam czasu, być może skusimy się też na musical „Ania i Gilbert“, w którym przedstawione są dalsze losy Ani. Jeśli się nie uda w tym roku, to zawsze pozostaje kolejna wizyta :). Mój mąż kupił niedawno drona. Udało nam się go przetestować kilka dni temu, ale najbardziej cieszymy się na zdjęcia z lotu ptaka z Wyspy Księcia Edwarda.

Zaczęłam też czytać „Anię z Wyspy Księcia Edwarda” (w oryginale "The Blythes Are Quoted"). Ta ostatnia książka Lucy Maud Montgomery, w całości opublikowana dopiero w 2009r., zasadniczo różni się od wcześniejszych książek o Ani. Członkowie rodziny Blythe są wspominani w opowiadaniach, których bohaterami są mieszkańcy Glen St. Mary i okolic. Pomiędzy opowiadaniami natykamy się na poezję autorstwa Ani i Waltera, którą analizują mieszkańcy Złotego Brzegu po śmierci Waltera w bitwie pod Courcelette we wrześniu 1916r. Do książki zabierałam się już wcześniej, ale nie udało mi się wówczas przebrnąć przez pierwsze opowiadanie. Być może nie byłam w odpowiednim nastroju... 2 dni temu sięgnęłam po nią ponownie i dziś powinnam ją skończyć. Czyta mi się ją całkiem dobrze, a wiele opowiadań pozwala mi się przenieść do książkowego Glen St. Mary (w rzeczywistosci to rejon Springbrook, French River i Park Corner). Niewiele jest w książce na temat Ani i jej rodziny — czytelnik nie pozna nowych losów Blythe’ów, ale pozna opinię innych na ich temat. Początkowo wstawki dotyczące Blythe’ów wydają się być dosyć wymuszone, a przez to irytujące, jednak można się do nich przyzwyczaić i jeśli zaakceptuje się, że cała książka jest utrzymana w podobnym klimacie, jej lektura jest całkiem przyjemna. Nie postawiłabym jej na równi z pierwszymi tomami serii, jednakże uważam, że wielbiciele Lucy Maud Montgomery znajdą w tym tomie coś dla siebie. 

2 komentarze:

  1. Dziękuję bardzo za tę recenzję, bo właśnie w zeszłym miesiącu kupiłam Ani z Wyspy Księcia Edwarda i myślała, że tylko mnie jakoś tak w pierwszej próbie lekko odstręczyło ale w związku z Twoim wpisem chętniej zrobię drugie podejście, jak złapię nastrój :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie się nawet TBAQ całkiem podobało ;) W sumie to zabierałam się za nią na raty - pierwszym razem czytałam "Opowieści ze Złotego Brzegu", potem rozszerzone "Spełnione marzenia", a dopiero już w całości za sprawą "Ani z WKE" ;) I jeżeli przymknęło się oko na te wymuszone wtręty, to było dokładnie tak, jak piszesz, Bernadko!

    Oooch! Zdjęcia Wyspy z drona!! Nie mogę się doczekać! Proszę, Bernadko, przekaż mężowi, że uczynił naprawdę świetny zakup i zachwycił Czytelników Twojego bloga pewnie bardziej niż samego siebie :)

    Pozdrawiam,
    Magda

    OdpowiedzUsuń