piątek, 14 lutego 2020

Z miłości do LMM


W czerwcu 2016r. po raz pierwszy udało nam się zobaczyć dom Corneliusa Learda, dom, w którym L.M. Montgomery poznała miłość swojego życia — Hermana Learda. Dom w 2015r. kupiła July Edgcomb, która postanowiła go wyremontować i otworzyć w nim herbaciarnię. Niestety z powodu lokalizacji domu, biznes kręcił się w najlepszym wypadku średnio. Wszyscy, którzy mieli okazję odwiedzić herbaciarnię i zjeść ciasto, sałatkę czy wypić herbatkę, bardzo cenili to miejsce, jednak bywały dni, w których nikt nie zawitał do Lower Bedeque, a jedzenie się marnowało. Herbaciarnia Fable Tea Room funkcjonowała krótko — zaledwie trzy miesiące w 2016r. i miesiąc w 2017r. W lipcu 2017r. July zaprzestała działalności gospodarczej, a dom trafił w ręce jej pełnoletniej córki. 

Wiele razy byłam w Lower Bedeque z wielbicielami twórczości Maud i żałowałam, że nie można już zwiedzić domu Leardów. W ubiegłym roku również szkoła w Lower Bedeque zamknęła swoje drzwi przed zwiedzającymi. Pozostał grób Hermana w Bedeque, który znalazłam bez problemu po naszej popołudniowej herbatce w czerwcu 2016r. Łatwo go wówczas odnalazłam, gdyż July dokładnie mi go opisała i dodała, że właśnie udekorowała go kwiatami.
 
Być może uważni Czytelnicy bloga pamiętają też, że przed domem Corneliusa Learda znajduje się słynne drzewo życzeń. Wystarczyło, że zawiązałam na nim wstążeczkę, zamarzyłam, aby móc częściej przebywać na Wyspie i TEGO SAMEGO DNIA dowiedziałam się o Blue Moon! To drzewo ma naprawdę wielką moc!

Na początku stycznia wysłałam July życzenia noworoczne i w trakcie naszej rozmowy dowiedziałam się, że July kupuje nowy dom w Victorii i będzie zmuszona sprzedać dom Leardów. Bardzo jej było z tego powodu przykro, gdyż kocha ten dom i poświęciła mu wiele czasu, pracy i serca. Zależało jej, aby dom trafił do kogoś, kto doceni jego wartość historyczną, a także związek z L.M. Montgomery. Przyznałam, że i ja mam do tego domu sentyment i że będzie mi przykro, kiedy zostanie sprzedany. Zaczęłam więc intensywnie myśleć, czy znam kogoś, kto mógłby kupić ten dom... Kogoś, kto kochałby ten dom, bo kocha L.M. Montgomery. Kogoś, kto nie tylko jest Pokrewną Duszą, nie tylko pochodzi z rodu Józefa, ale ZNA Józefa (to nie jest, wierzcie mi, to samo...) 

Nagle przypomniałam sobie, że 70 dni wcześniej dwoje Polaków zwiedzało ze mna Wyspę i przy grobie Hermana pojawiły się łzy wzruszenia... Pamiętam dokładnie słowa, które wtedy padły: „Czy kiedyś, czytając Dzienniki Maud, mogłam marzyć o tym, że pewnego dnia będę stała przy grobie Hermana Learda i omiatała go z pajęczyn”?

Nie zastanawiałam się długo... Czułam, że moja wiadomość może odwrócić czyjeś życie do góry nogami, ale taki dom nie pojawia się na czyjejś drodze dwa razy w życiu. Taką szansę dostaje się od losu jeden, jedyny raz. Albo się z niej skorzysta, albo się całe życie żałuje... 

Po pierwszej wiadomości była euforia... Dom Leardów na sprzedaż? Naprawdę? W ciągu następnych dni trochę wszystko przygasło, bo jednak trudno kupować dom na odległość, a przy okazji decydować, jak potoczy się całe życie. Czasu było mało, bo pod koniec stycznia dom miał znaleźć się na rynku nieruchomości (cała sprawa rozgrywała się przed oficjalnym wystawieniem domu na sprzedaż). Przez jakieś 10 dni marnie oceniałam perspektywy transakcji (muszę dodać, że w międzyczasie odbywały się procedury zakupu innego domu, na zupełnie innym kontynencie i chyba tylko opieszałość prawników sprawiła, że tamten zakup nie został sfinalizowany, a tym samym można było rozważać zakup domu Leardów i pomysły na nowe życie w Kanadzie!)...

Nagle dostaję wiadomość — dom Leardów znów jest na tapecie! Uwierzcie mi, że po wymianie kilkunastu wiadomości, zaczęłam się trząść z emocji! Sprawy nabrały zawrotnego tempa i miała zostać wysłana oferta kupna z nadzieją, że zostanie zaakceptowana... Wszystko działo się wieczorem mojego czasu, więc w Europie było już dobrze po północy. W trzech domach na dwóch różnych kontynentach emocje sięgały zenitu, a radość mieszała się ze smutkiem i niedowierzaniem...

Jeśli myśleliście, że jestem szalona kupując Blue Moon po namowie siostry i dwóch przyjaciółek, będąc 1100 km od tego domu, pomyślcie o tym, że kolejna Polka zdecydowała się na kupno domu, który widziała z drogi przez jakieś 5 sekund... Mamy szaleńczą moc, prawda?

Pół nocy nie spałam myśląc o tych wszystkich cudach, które zdarzają się dzięki miłości do twórczości LMM. Terry z Blue Winds Tea Room przyjechała na Wyspę z Japonii i zdecydowała się zostać... Mnie trafił się dom nad Jeziorem Lśniących Wód na ziemi, która należała do dziadka LMM. Kolejna wielbicielka kupuje dom Leardów... Jednak to wszystko tylko wydaje się szaleństwem. Doskonale wiem, że to najważniejsze i najlepsze życiowe decyzje, jakie podjęłyśmy. Czasem jedna właściwa decyzja jest tym brakującym elementem układanki — po jej podjęciu wszystkie dotychczas niepasujące elementy układają się w piękną całość, a powstały obraz zachwyca barwami, widokiem i napawa spokojem. Jeszcze dostrzegasz gdzieś w rogu znajomy podpis z kotkiem i czujesz, że również ktoś inny chciał, żeby tak się właśnie potoczyły Twoje losy i Ci sprzyjał na tej drodze... Patrząc na nowe dzieło stwierdzasz, że w końcu jesteś w domu... 

Spokój! Nie dowiesz się, czym jest spokój, 
dopóki nie przespacerujesz się brzegiem lub polami 
Wyspy Księcia Edwarda podczas letniego zmierzchu, 
gdy osadza się rosa, wyłaniają się stare stare gwiazdy, 
a morze podejmuje swoją nocną schadzkę z kawałkiem ukochanej ziemi.
 Wówczas odnajdujesz swoją duszę... 
Uświadamiasz sobie, że młodość nie jest zaginioną rzeczą, 
ale czymś, co żyje wiecznie w sercu. 
Patrząc wokół (...) stwierdzasz: ’Jestem w domu’."

L.M. Montgomery

***

Odkąd 40 lat temu wymarzyłam sobie podróż na Wyspę Księcia Edwarda (co wydawało się w Polsce stanu wojennego marzeniem na miarę podróży w kosmos), stale przybywało mi miejsc, związanych z LMM, które chciałam zobaczyć. Po pierwsze Zielone Wzgórze, oczywiście. Po drugie dom dziadków Macneillów, w którym pisarka się wychowała i który bardzo kochała. A wreszcie i dom Leardów, w którym znalazła i przeżyła nieco tajemniczą największą miłość swego życia...

Będąc na Wyspie w ubiegłym roku przekonałam się, że Zielone Wzgórze to niestety czysta komercja i już nawet spacer w pobliskim Lesie Duchów porusza serce bardziej niż wizyta w samym domu, zamienionym w sterylne muzeum. Dom dziadków Maud został dawno temu brutalnie zburzony przez zazdrosnego wujka Johna F. i można rzucić okiem tylko na jego fundamenty oraz na przywróconą niedawno do Cavendish oryginalną kuchnię, w której LMM napisała Anię z Zielonego Wzgórza (dzięki Bogu i za to!).

Najprawdziwsze wzruszenia pojawiły się zatem w Bedeque... Dom Leardów udało nam się zobaczyć tylko z drogi, ale już jedyną zachowaną szkołę, w której pracowała Maud, obeszłam dookoła kilka razy, zaglądając do każdego okna i czując się, jakbym podróżowała w czasie... Niebo było błękitne, śpiewały ptaki, pachniała trawa i kręciło mi się w głowie. Stąpałam przecież po śladach Maud...

Ścisk w gardle i łzy w oczach pojawiły się na uroczym małym cmentarzu, przy białym pomniku na grobie Hermana. Marzyłam, ale czy wierzyłam, że uda mi się kiedyś tu postawić stopę, pomodlić się, oczyścić go z pajęczyn? A jednak, przynajmniej niektóre marzenia się spełniają..

Dzień, w którym wybraliśmy się do Bedeque zapamiętałam jako najbardziej poruszający z całego pobytu na Wyspie i tylko pozostał mi niedosyt, że do samego domu Leardów nie udało się już zajrzeć. Bo poza krótkim okresem, kiedy był herbaciarnią, zawsze pozostawał domem prywatnym... A tak o tym marzyłam przecież!

I tutaj wkracza Przeznaczenie i wiadomość od naszej cudownej BernadetyDom Leardów będzie na sprzedaż!" Już prawie kupiliśmy inny dom, w innym kraju, na innym kontynencie. Już mieliśmy wszystko ułożone i zaplanowane. Ale serce zawsze ciągnęło na Wyspę i tylko sobie mówiłam: Jeśli w ogóle taka szalona decyzja, to musi być dom związany z Maud...". A czy może być dom bardziej z nią związany niż dom Leardów, w którym poznała, co to miłość i który zapewne do końca życia pozostał jej własnym Wymarzonym Domem?

A zatem, jakkolwiek nie byłoby to niewiarygodne, zdecydowaliśmy się złożyć ofertę i rozpocząć starania o kupno domu, którego nawet jeszcze nie widzieliśmy od środka! Robimy, co możemy i modlimy się, aby wszystko się udało... Bardzo chcemy, aby ten dom był już na stałe otwarty dla pokrewnych dusz z całego świata, żeby już nikt nie musiał stać na drodze i tylko wytężać oczu, by go dojrzeć zza drzew. Mamy wiele planów i pomysłów jak to zrobić, życie pewnie przyniesie swoje rozwiązania, na co też jesteśmy otwarci.

Dom naznaczony tak wielką miłością Lucy Maud Montgomery na pewno ma jeszcze niejedno do zaoferowania jej czytelnikom i wielbicielom, nawet jeśli przyjdzie nam jeszcze trochę zaczekać, zanim otworzy swoje podwoje... Ale już dzisiaj serdecznie wszystkich zapraszamy i prosimy o przesyłanie dobrej energii! Do zobaczenia w Wymarzonym Domu Maud (i Kasi)".





13 komentarzy:

  1. Kolejna cudowna historia! Niesamowita :) Trzymam kciuki, żeby wszystkie plany udało się zrealizować i skoro marzenia u Bernardetki się spełniają :P , to ja po cichu wypuszczam w świat własne o tym, żeby kiedyś odwiedzić Wyspę!
    Serdeczności!

    OdpowiedzUsuń
  2. Co za historia! Przebierałam nogami, gdy ją czytałam, choć przecież wiedziałam, jak się zakończy :) To prawda, że Polacy kolonizują Wyspę, a Ty Bernadetko trzymasz wciąż rękę na pulsie i wybierasz sobie sąsiadów, choć zazwyczaj nie ma się na to wpływu:D

    OdpowiedzUsuń
  3. Niesamowita, piękna historia❣️ Kolejny poruszający wpis i następny polski akcent na Wyspie, super❣️Życzę Pani Kasi, z całego serca, realizacji wszelkich marzeń i samych cudownych chwil w Wymarzonym Domku❣️ Proszę korzystać z drzewa marzeń, bo ma ono moc, co już udowodniło ��. Jestem pewna, że tak jak Pani może "Patrząc wokół" - stwierdzić- "Jestem w domu! ", tak i dom, z pewnością, czuje - znalazłem znowu Moich Domowników! ��

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspaniała niecodzienna historia ,takie metafizyczne sytuacje nie zdarzą się zbyt często na pewno Maud miała w to duży wkład i sprzyjała tej transakcji . Z tego co czytam dom trafił w najodpowiedniejsze ręce , a ja coś czuję Bernadko że i Ty pomożesz Pani Kasi Aby ten dom jak najszybciej stał się domem otwartym dla wszystkich pokrewnych dusz .Pozdrawiam serdecznie , trzymam kciuki za wszystkie przedsięwzięcia do tego dążące .

    OdpowiedzUsuń
  5. Piękna sprawa, nigdy nie wątpiłam że marzenia się spełniają. Życzę pani Kasi samych cudownych chwil w tym wymarzonym domu ❤️😀

    OdpowiedzUsuń
  6. Po prostu ścisk w gardle, oczy szeroko otwarte i uśmiech od ucha do ucha,kiedy czytam o szczegółach tej historii... Wyspa sama wybiera, a być wybranym to dar... Trzymam kciuki za Kasię i Jej plany!

    OdpowiedzUsuń
  7. Piękne, wzruszające i dające nadzieję! Czytając te relacje czułam jakbym sama była bohaterką tych wydarzeń. <3 <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Niesamowita, wspaniała historia... Aż serce rośnie i gardło ściskają wielkie emocje wiedząc, że dzieją się takie rzeczy, że marzenia można tak spełniać... Zrobiła Pani coś niewiarygodnego, nie mogę nawet sobie wyobrazić radości i ekscytacji obu Pań!
    Chwała Bogu (cieszy to, że Pani Kasia położyła nadzieję w Nim, w modlitwach i widocznie taki był Jego plan!)
    Bardzo bardzo się cieszę i mam nadzieję zawitać kiedyś w te progi ❤️

    OdpowiedzUsuń
  9. Jaka magia. Popłakałam się... Czytam teraz pamiętniki L.M.M i opisy tego domu i tej intrygującej miłości bardzo poruszają moje serce i wyobraźnię... Co za wyjątkowa historia. Wszystkiego dobrego pani Kasiu! Pozdrawiam Wszystkich i wysyłam dobre myśli :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie potrafię tak pięknie pisać...i opisać tego co czuję 🙂
    Bardzo wzruszający wpis.
    Przesyłam dobrą energię i życzę powodzenia 😘❤
    Ps. Marzenia się spełniają jak pisze Pani Bernadka, wiec może...Do zobaczenia na Wyspie...najpiękniejszym miejscu na świecie 😍💚💚
    Pozsrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  11. Świetna sprawa. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń