sobota, 27 października 2018

Październik


”Październik był śliczny na Zielonym Wzgórzu. Brzozy w kotlinie złociły się jak światło słoneczne, a klony poza sadem mieniły się najwspanialszą purpurą. Dzikie wiśnie wzdłuż alei przystroiły się w najcudniejsze ciemnoczerwone i brunatnozielone odcienie, a tymczasem świeża, powtórna zieleń pokryła łąki i pola.” 
L.M. Montgomery




KOLORY JESIENI

W koszu kolory trzyma jesień,
już idzie przez pola do lasu je niesie.
Każdy uczuciem jest przepełniony,
jesień rozrzuca je na wszystkie strony.

Czerwień miłością płonie nieśmiało,
jeszcze niewinna, jeszcze jej mało.
Może ją wskrzesi czyjś pocałunek,
wyryty na drzewie serca rysunek.

Żółty to radość słońcu zabrana,
w niej biała brzoza stoi skąpana.
I każdy listek głośno się śmieje,
gdy wiatr łaskocząc w koronie wieje. 

W pomarańczu śpiewa jakaś tęsknota,
bo ktoś kogoś kiedyś tak bardzo kochał,
a dzisiaj mu tylko zdjęcie zostało,
jednak dla serca, to trochę za mało.

Jest też i przyjaźń w brązie ukryta,
zawsze wierna, niesamowita.
Ona wysłucha i zawsze pocieszy,
ma na to czas, bo się nie spieszy.

Na dnie koszyka została zieleń,
małe, nieśmiałe wiosny wspomnienie.
Jesień ją lubi, do sukni przypina,
niech o młodości jej przypomina.


Aneta Sulejewska






NOSTALGIA

Świeże promienie jesiennego słońca,
powiew wiatru tańczący wśród drzew,
między nimi Nostalgia krocząca,
zbiera liście, opadły wspomnień zew.

Ciche westchnienia pierwszej miłości,
rozczarowania, czyjś śmiech,
wspomnienie smutku i radości,
w jej dłoniach skryte jest.

Zebrała już pełny bukiet,
zrosiła kroplami łez, 
związała w trawy pukiel,
schowała w leśny mech.

Gdy znowu zajdzie tą drogą,
odnajdzie wspomnień skarb.
Te chwile jej pomogą,
zrozumieć życia czar.

Aneta Sulejewska



„Ta Wyspa to wspaniały, kwitnący ogród! Już ją kocham i jestem taka szczęśliwa, że będę tu mieszkała. Słyszałam zawsze, że Wyspa Księcia Edwarda to najpiękniesze miejsce na świecie, i nieraz wyobrażałam sobie, że mieszkam na niej. Lecz nigdy nie sądziłam, że będę tu mieszkać naprawdę. A czyż to nie rozkoszne, jeśli sen się spełnia?“ 
L.M. Montgomery










środa, 24 października 2018

Noc w Muzeum


Noc z czwartku na piątek spędziłam w Muzeum Ani z Zielonego Wzgórza! Spałam w pokoju, który Maud nazywała „swoim pokoikiem”! Przede mną pięć innych osób dostąpiło tego honoru, więc było mi niezwykle miło znaleźć się w tak niewielkim gronie szczęśliwców. 

Dwa lata temu Pam wspomniała, że kiedykolwiek będę chciała, mogę zatrzymać się w Muzeum. Być może nie wiecie o tym, że Pam na stałe w nim mieszka. Na parterze po prawej stronie ma wydzieloną część prywatną, a na pierwszym piętrze jeden dodatkowy pokój, w którym zazwyczaj śpi w lecie. Skąd to zaproszenie Pam pomimo tego, że mam przecież Blue Moon i nie muszę zastanawiać się, gdzie spędzę noc? Otóż nasz dom zostaje zamknięty na zimę i po tym zdarzeniu nie mamy wody aż do maja. W ten sposób nie trzeba go ogrzewać w zimie, co byłoby dosyć kosztowne ze względu na niskie temperatury i szaleńcze wiatry. Dwa razy w roku odwiedza nas więc hydraulik i między tymi wizytami nie mogę właściwie mieszkać w Blue Moon. To znaczy mogę, jeśli zdecyduję się nie używać wody, co oczywiście byłoby trudne. Wiedząc o tym, Pam zapraszała mnie więc do siebie, gdybym kiedyś zapragnęła odwiedzić Wyspę między listopadem a majem. Kiedy wspomniałam jej, że rozważam jesienny przyjazd, Pam ponowiła zaproszenie, choć tym razem nie było problemu z wodą, gdyż hydraulik wstrzymywał się z wizytą wiedząc, że planuję przyjazd. Kiedy rozważałam wszystkie plusy i minusy przyjazdu (aż strach pomyśleć, że minusy mogły zwyciężyć i nie zobaczyłabym jesiennej Wyspy!), zadzwoniłam do Pam i zapytałam, czy mogłabym spędzić jedną noc w Muzeum... Pam odpowiedziała, że mogę spędzić tyle nocy, na ile mam ochotę i że mogę spać w pokoju .... MAUD!!! Oczywiście po stronie plusów wyrósł po tej rozmowie mega plus, a mój cudowny mąż powiedział, że po prostu muszę pojechać na Wyspę! 

Umówiłam się z Pam, że spędzę w Muzeum czwartkową noc, a wcześniej miałyśmy zjeść obiad w Blue Moon. Pam co prawda sugerowała restaurację w Summerside, ale szybko poszłyśmy na kompromis, bo pogoda była niezbyt ciekawa, a do Summerside mamy z Park Corner 30 minut drogi. Zresztą miałam zamrożone pierogi i krokiety, więc nie miałam z tym żadnej pracy (to miał być tydzień dla mnie, bez gotowania i zajmowania się potrzebami innych). Zjadłyśmy pyszny polski obiad, wypiłyśmy herbatkę z Polski (Pam uwielbia „Owocowe Love Story”) i zjadłyśmy z herbatką czekoladowe ciasto mojej produkcji. Pam opowiadała mi, że zazwyczaj coś się dzieje, kiedy ktoś śpi w tym pokoju w Srebrnym Gaju. Wiem, że niektórzy są bardzo wrażliwi, więc nie dziwiły mnie przytaczane przez Pam historie. Prawdę mówiąc było to tak wielkie dla mnie przeżycie, że nie dowierzałam, iż ma się to naprawdę stać. Nie wybiegałam w myślach w przyszłość, skupiając się jedynie na trwającej właśnie chwili. W końcu Pam wyszła, a ja miałam zjawić się w Muzeum po spakowaniu potrzebnych mi na noc rzeczy... Od tej chwili dopiero zaczęło do mnie dochodzić, że spędzę noc w pokoju, który L.M. Montgomery nazywała „swoim pokoikiem”. Zaczęło do mnie też dochodzić, że Maud spędziła w nim wiele ważnych nocy — noc po powrocie z Prince Albert, noce po śmierci babci, ostatnią panieńską noc, noce po pogrzebach bliskich, wiele nocy spędzonych na rozmowach ze Stellą, Clarą i Frederyką... Tak, ten pokój był świadkiem wielu istotnych momentów w życiu pisarki. Pakując rzeczy sięgnęłam po polskie wydanie „Ani z Zielonego Wzgórza”, które tak bardzo zmieniło moje losy. Gdyby ta książka nie pojawiła się kiedyś w moim życiu, nie miałabym teraz domu nad Jeziorem Lśniących Wód i pewnie nigdy nie odwiedziłabym Wyspy Księcia Edwarda... Gdyby nie ta książka, nie miałabym okazji spędzić nocy w pokoju słynnej pisarki. Czy wtedy, kiedy wraz z Anią przybyłam do Avonlea i zakochałam się w Wyspie, mogłam sobie wyobrazić, jak książka ta wpłynie na moje losy? Absolutnie nie... Od kilku lat czuję, że to wszystko mi się po prostu przytrafia — tu nie ma tak naprawdę jakichś wielkich planów. Na mojej drodze stawiani są pewni ludzie, żebym doświadczyła tego, co jest mi pisane. I mam wrażenie, że Maud ma w tym swój wielki udział... 

Wracając jednak do nocy w Muzeum... Moje podniecenie sięgało zenitu, kiedy podjechałam pod Srebrny Gaj. Zazwyczaj ciemne w nocy, a dziś oświetlone okn0 części muzealnej było znakiem, że jestem oczekiwana... 



Zostałam przywitana przez Pam, Pipę (pies Pam), CC i Boy Boy’a (koty) już w progu. Poszłyśmy od razu do pokoju Maud, gdzie zostawiłam swoje rzeczy przy rozkładanym łóżku, które Pam dla mnie przygotowała. Rozejrzałam się po słabo oświetlonym pokoju i przypomniała mi się moja pierwsza wizyta w Muzeum Ani z Zielonego Wzgórza... I znów chwila na refleksję... Czy to wszystko dzieje się naprawdę, czy też śnię (a miałam powody przypuszczać, że śnię, o czym napiszę w innym wpisie)... W rogu gablota z zawartością niebieskiej skrzyni z „Historynki”, pod ścianą komoda z domu cioci Emily z Malpeque, na ścianach zdjęcia... Ze zdjęcia postawionego na innej komodzie zerka uśmiechnięta Maud... Czy jest zadowolona, że tej nocy będę spała w jej pokoju? Że na kilka godzin moja energia połączy się z przeszłością i stanę się jej częścią? 




Pam zjawia się z hasłem do wifi, ale postanawiamy trochę pobuszować po domu. Idziemy na strych, gdzie podobno są jakieś pierwsze wydania... Na strychu jest ciemno, ale mamy latarkę, która oświetla zawartość różnych skrzyń. Znajdujemy jakieś książki, ale nie ma podpisów Maud. Pam nie daje za wygraną i idziemy do jej pokoju. Szuka w szufladach i znajdujemy różne ciekawe przedmioty... Robi się jednak późno, a ja muszę jeszcze zadzwonić do domu, żeby życzyć wszystkim dobrej nocy. Chcę też wstawić coś na Facebook — podzielić się moim doświadczeniem z innymi wielbicielami LMM.


Żegnam się z Pam i zamykam drzwi do pokoju Maud, a tej nocy mojej sypialni... Jest chłodno pomimo grzejnika, który Pam włączyła dla mnie kilka godzin wcześniej. To stary dom, w którym nocą skrzypią różne wspomnienia. Porywisty wiatr dmucha w szyby i uważnie przygląda się tej nowej mieszkance w starym domostwie Campbellów... Zastanawiam się, czy powinnam wyłączyć dwie starodawne lampy, czy spać z jedną włączoną... Zaczynam sobie przypominać opowiadane przez Pam historie i nagle uświadamiam sobie, że przecież i mnie może się tu coś przydarzyć tej nocy! A co, jeśli nie dam rady tu zasnąć?! 

Postanawiam być odważna i gaszę światło. W ciemności trafiam do łóżka i wtulam się w cieplutką pościel. Próbuję się wyciszyć i myśleć o szczęściu, które mnie spotkało... Zamykam oczy i jest mi już całkiem dobrze, kiedy nagle czuję, jakbym była w wielkim tłumie. Z każdej strony idą w moim kierunku ludzie. Jest ich cała masa. I ja w samym środku tego zgiełku. Ludzie są przyjaźni, ale idą w moją stronę... I nagle zaczynam się zastanawiać, co się dzieje i czy dam radę zasnąć... Kieruję moje myśli na inne tory i się powoli relaksuję... Udaje mi się zasnąć. Śpię dobrze, choć kilka razy się budzę. O świcie budzi mnie zapach — wanilia! Czuję go bardzo wyraźnie przez kilka minut. Przychodzi mi od razu na myśl Frederyka, która świetnie gotowała i piekła. Na pograniczu snu i jawy zaczynam widzieć obrazy z TAMTYCH lat. Maud i Frederyka w swoich długich sukniach opowiadają sobie coś szeptem, po czym wybuchają śmiechem. Maud stroi się przed lustrem, a wujek John Campbell przynosi jej wałki do włosów (ale nie współczesne!)... Obrazy są wyraźne, a ja jestem obserwatorką... Poranna szarość delikatnie wkrada się przez nieszczelne okno... Z każdą minutą robi się jaśniej, a obrazy bledną. 







Nie wstaję z łóżka jeszcze przez jakieś pół godziny. Próbuję odgadnąć, co Maud czuła budząc się w tym pokoju 5 lipca 1911r., w dniu swojego ślubu. Myślę o nocach spędzonych na ważnych rozmowach z kuzynkami... I o smutku, który jej towarzyszył, kiedy wracała do Srebrnego Gaju po śmierci najpierw wujka Johna, a później ukochanej Frederyki i cioci Annie. 

Zjawia się Pam i pyta, jak przeszła mi noc. Opowiadam jej o tłumie ludzi, o obrazach, o śmiechu i zapachu wanilii. Pam słucha z wielkim zainteresowaniem i uwagą. Od razu ma swoją interpretację tłumu. Uważa, że przodkowie przyszli mi podziękować za to, co robię dla Srebrnego Gaju. Mówimy o wanilii i Pam postanawia poszukać, co to może znaczyć. Znajduje jakieś wzmianki o aniołach... Dzwoni George, brat Pam, który jest właśnie w Montrealu w drodze do Chin. Chce wiedzieć, co działo się w nocy, więc mu opowiadam. Wszyscy zdają się być podekscytowani moimi opowieściami. I jest jeszcze coś... Ale to zachowam dla samej siebie...

Pam zaprasza mnie na śniadanie. Próbuję odmówić, bo przecież mam dom po drugiej stronie jeziora, ale Pam nalega. Muszę zjeść przy stole, przy którym jadała L.M. Montgomery, przy którym odbyło się wesele pisarki i przy którym usiadło 13 osób w 1918r., z których aż 3 zmarły w przeciągu sześciu miesięcy. I choć nie jestem głodna, zasiadam do śniadania, bo rozumiem, że to część mojego doświadczenia. Herbatkę piję z filiżanki cioci Emily, którą Pam wyjmuje z gabloty. Talerz jest nowszy. Należał do zastawy jej mamy — Ruth Montgomery Campbell. Ruth dorastała w Srebrnym Nowiu, była wnuczką cioci Emily Macneill Montgomery. Pam i George są więc spokrewnieni z Maud zarówno ze strony Macneill, jak i Montgomery (mąż cioci Emily był kuzynem Hugh Johna Montgomery, ojca Maud. Ciocia Emily była siostrą matki. Ukochana ciocia Annie była również siostrą matki LMM Clary).







Przy śniadaniu odkrywany nowe skarby. „Ania ze Złotego Brzegu” podarowana rodzinie przez Maud i "Ania z Szumiących Topoli" podpisana przez pisarkę z dedykacją  dla Jima zapewniającą o miłości cioci Maud... Ciocia Maud tak pokierowała sprawami, że biedny Jim, ojciec Pam, został na farmie w Park Corner, choć chciał zostać bankierem. Ciocia Maud kochała bowiem Srebrny Gaj i nie mogła znieść myśli, że mogłby on przejść w obce ręce. Jim, a następnie George i Pam wspierając swoją matkę Ruth wypełniają od wielu dekad wolę sławnej pisarki. Dzięki ich ciężkiej pracy ten ukochany przez Maud dom jest nadal w rodzinie Campbellów, w rodzinie, w której Maud miała w cioci Annie drugą matkę, a w kuzynostwie przyjaciół. W rodzinie, z której wyszło określenie „rodu Józefa” (określenie pierwszy raz użyte przez Frederykę). 




Książka kucharska Frederyki

Książka kucharska Frederyki



Srebrny Gaj na zdjęciu LMM

W 2016r. kupiłam dom nad Jeziorem Lśniących Wód. Przywiozłam wówczas moje polskie Anie na Wyspę. Kiedy podczas tej pamiętnej pierwszej wichury w październiku 2016r. Pam przyszła do nas na obiad, poprosiłam ją o dedykację w „Ani z Zielonego Wzgórza”. Pam napisała wtedy, że jestem z „rodu Józefa”... Po nocy w Muzeum poczułam się godna tego tytułu... 


Clara (Cade) Campbell
Stella Campbell

Frederyka Campbell



środa, 17 października 2018

Wizyta na Zielonym Wzgórzu


Przedwczoraj wybrałam się ponownie na Zielone Wzgórze. Nie miałam zbyt dużo czasu, bo byłam umówiona z Denise i Rillą na małą sesję zdjęciową w pięknej jesiennej scenerii, ale postanowiłam skorzystać ze słonecznego dnia i zrobić jeszcze kilka zdjęć dla samej siebie i do wykorzystania na portalach społecznościowych Sklepów Ani z Zielonego Wzgórza. Być może pamiętacie, że w 2016 roku po Zielonym Wzgórzu oprowadzała mnie Kassandra, która kieruje tym miejscem dziedzictwa z ramienia Parków Kanadyjskich. Od tego czasu utrzymywałyśmy sporadyczny kontakt e–mailowy i próbujemy choć raz w  roku się spotkać. Nie miałam niestety okazji, żeby zobaczyć się z Kassandrą tego lata, jednak przedwczoraj udało mi się zamienić z nią kilka słów. Pokazałam jej artykuł w „Claudii” i opowiedziałam w wielkim skrócie o tym wszystkim, co działo się u mnie tego lata. Następnie przeszłyśmy do tematów bardziej Was interesujących, czyli do kończącej się przebudowy Centrum Informacyjnego na Zielonym Wzgórzu. Na Facebooku pokazałam jakiś czas temu projekt tego nowego budynku i większość wypowiadających się w komentarzach nie była nim zachwycona. Rozbudowa trwa jednak już od dwóch lat, więc żadna rozmowa na ten temat nie ma większego sensu, pomyślałam natomiast, że Kassandra powinna poznać moje zdanie na temat likwidacji drogi prowadzącej na Zielone Wzgórze. 





Od 2006r. jeździłam tą drogą i pamiętam moje ogromne wzruszenie, kiedy posiadłość pojawiała się w polu widzenia. Od ubiegłego roku trafiało się na Zielone Wzgórze po zaparkowaniu samochodu na betonowym parkingu. Nie było tego pierwszego momentu, który niósł tak wiele emocji i często łez. Kassandra zapewniła mnie, że obecne rozwiązanie, czyli likwidacja drogi, nie jest jeszcze w 100% pewne. Rozważane są różne warianty, wśród nich na przykład otwarcie dróżki dla pieszych i rowerzystów. Niestety po tej stronie drogi nie ma chodnika i to wszystko komplikuje sprawę. Z całą pewnością planowane jest jakieś miejsce, w którym będzie można zrobić zdjęcie Zielonego Wzgórza bez względu na to, czy przybędzie się w godzinach otwarcia, czy też nie. Jak zostanie to dokładnie rozwiązane, okaże się za kilka miesięcy. W przyszłym roku 3-letni projekt powinien zostać ukończony i wówczas przekonamy się, czy te wszystkie zmiany przypadną nam do gustu










Pytałam Kassandrę, czy pojawia się na Zielonym Wzgórzu więcej Polaków, ale niestety nie potrafiła odpowiedzieć na to pytanie, gdyż Polska nie jest osobną pozycją w szczegółowej statystyce. Przy najbliższej okazji zapytam Pam, czy odnotowała większą licznę turystów z Polski w Muzeum Ani z Zielonego Wzgórza.

Pięć dni na Wyspie już za mną... Przejeździłam dotychczas prawie 500 km i to nie wypuszczając się w żadne odległe miejsca (jak na przykład Point Prim czy West Point). Piszę o tym, gdyż ciągle mam wrażenie, że wiele osób, które czytają blog, nie zdają  sobie sprawy z tego, jakie tutaj są odległości. Pamiętajcie o tym, że bez samochodu nie dacie rady zobaczyć Wyspy.

Mam bardzo dużo do opisania, gdyż sporo się dzieje. Ta egoistyczna wizyta jest chyba jedną z moich ulubionych. Załatwiam to wszystko, co jest dla mnie priorytetem, a na co nigdy nie miewam czasu. Już teraz wiem, że będę robiła wszystko, aby powracać na październikową Wyspę. Całe szczęście mam gdzie powracać...