niedziela, 28 września 2014

Powitanie

W sobotę wyjechałam dosyć późno, bo dopiero o 7:00. Miałam ambitne plany, aby w piątek pójść wcześnie spać, ale nie udało się ich zrealizować. Ważne było jednak, abym się w miarę dobrze wyspała, gdyż czekała mnie następnego dnia bardzo długa podróż – dokładnie 1150 km. Punktualnie o 7:00 wyruszyłam z domu i po 11 godzinach dojechałam do Mojego Wymarzonego Domku (godz. 19:00 czasu lokalnego). Andy'ego nie było w domu, ale wiedziałam, że mój Domek będzie otwarty i że mogę się rozgościć. Wspaniale było się znów w nim znaleźć! Od razu zaczęłam urządzać sypialnię :). Po długiej podróży przydało mi się trochę ruchu. W pół godziny sypialnia przeistoczyła się w bardzo ciepły i przytulny pokoik. Jedynie pozostało powieszenie zdjęć na ścianie. Andy wrócił o 22-giej i od razu zaakceptował wszystkie zmiany. Mnie nie pozostało nic innego, jak wziąć prysznic i wypróbować nową pościel. Spało się znakomicie! Mam nadzieję, że wszystkim odwiedzającym Mój Wymarzony Domek będzie się wspaniale tutaj spało. 

Obudził mnie piękny wschód słońca... Wstałam na kilka minut, żeby móc się nim pozachwycać. Niedziela zapowiadała się znakomicie...


Po śniadaniu wyszłam na spacer po naszej dzikiej plaży. Znalazłam na niej łubin! Pomyślałam, że to chyba prezent dla mnie i sobie go zerwałam. Ozdobił on od razu moją sypialnię :).








Następnie pojechałam odwiedzić moje ulubione miejsca na Wyspie. Na pierwszy rzut poszły dwie latarnie – New London i Cape Tryon. Co prawda nie miałam okazji pożegnać latarni Kapitana Jima podczas ostatniej wizyty, ale dziś należycie się z nią przywitałam :). We wrześniu trzeba było do niej iść pieszo, gdyż ze względu na ilość odwiedzających zamykana jest polna droga prowadząca do latarni. Dziś mogłam do niej dojechać samochodem, ale cały czas modliłam się, żeby nie spotkać innego entuzjasty, gdyż z całą pewnością nie było na tej drodze możliwości wyminięcia innego pojazdu. Udało się, choć przeżyłam trochę stresu...


Latarnia Cape Tryon -
latarnia Kapitana Jima





Następnie odwiedziłam Pam Campbell w Muzeum Ani z Zielonego Wzgórza :) :). Pam nie mogła uwierzyć własnym oczom! Bardzo się ucieszyła z mojej wizyty, wyściskała mnie i pobiegła po swojego brata George'a. Kiedy mnie przedstawiała, stało się jasne, że rozmawiała z nim o mnie już wcześniej :). Jestem Bernadetą od bloga! Ja tam wolę być Bernadką ze Springbrook, więc delikatnie naprowadziłam Pam na odpowiednie tory i zgodziła się, że ”Bernadeta of Springbrook“ nieźle brzmi :). George prowadzi całą stronę biznesową i mieliśmy bardzo interesującą rozmowę. Jej efekty już niedługo zamieszczę na blogu. Dziś w Srebrnym Gaju strasznie dużo się działo, bo przyjechały 3 wycieczki japońskie. George musiał się pożegnać, bo zazwyczaj wita wycieczki jako Mateusz :). Przypomniało mi się, że mama Pam i George'a nie sądziła, że kiedyś będą przyjeżdżały autobusy do Srebrnego Gaju. Dziś były tam aż 3 autokary! Musiałam uwiecznić to na zdjęciu. :)


Okazało się, że Japończycy zjawiają się na Wyspie z pewnego rodzaju „paszportami”, które następnie są opieczętowywane w różnych muzeach. Poprosiłam o możliwość sfotografowania takiego „paszportu” i zanim się zorientowałam zostałam nim obdarowana :). Powiedziałam ładnie „Arigato” i mam kolejną pamiątkę :).




W Muzeum Ani z Zielonego Wzgórza doszło jeszcze do pewnego ważnego wydarzenia. Na ręce Pam przekazałam prezent od jednej z Czytelniczek bloga – „Anię z Zielonego Wzgórza” z 1947r. Pam była pod wielkim wrażeniem i prosiła, aby przekazać podziękowania.



Na koniec wizyty w Srebrnym Gaju poprosiłam o mapę dojazdu do Srebrnego Nowiu, czyli do domu cioci Emily w Malpeque. Trochę wiem na temat tego, jak trudno się tam dostać, ale wierzyłam, że Pam mi skombinuje jakąś sensowną mapę. Okazało się jednak, że nie będę miała żadnego problemu z dojazdem, gdyż Pam zaproponowała, że mnie tam zawiezie :). Jesteśmy umówione na środę. Po wizycie w Malpeque Pam przyjedzie odwiedzić mnie w Moim Wymarzonym Domku :).

Kolejnym punktem harmonogramu była moja ulubiona plaża. Spędziłam na niej godzinę, choć mogłabym na niej być cały dzień. Nie byłam tym razem sama na plaży. Mewy dzielnie mi towarzyszyły...



Wieczór spędziłam na Zielonym Wzgórzu. To był wyjątkowo piękny dzień. Wiele razy czułam dziś wdzięczność za to, że mogę przeżywać tak piękne chwile... Dziękuję, że wiernie mi towarzyszycie w podróżach i że wysyłacie mi tak wiele ciepła i dobrych myśli, że wszystko układa się piękniej niż w marzeniach... To dla mnie wielki zaszczyt reprezentować Was — Wielbicielki i Wielbicieli Ani z kraju nad Wisłą.









Jak dobrze wracać do Mojego Wymarzonego Domku...



środa, 24 września 2014

Dzieje się!

Nie mam zupełnie czasu, żeby pisać! Dzieje się strasznie dużo... W niedzielę pojechałam do IKEA w New Haven (miasto, w którym poza sklepem szwedzkiej sieci znajduje się również Uniwersytet Yale) i kupiłam „kilka” rzeczy do Mojego Wymarzonego Domku. Te „kilka” rzeczy zajęło następnie całą dużą walizkę. W piątek wrzucę na górę trochę ubrań, kilka książek i będę spakowana! O wiele łatwiej podróżuje się w pojedynkę!

Moja kolekcja powoli się powiększa. W niedzielę bardzo uważnie pilnowałam jednej aukcji i się udało! „Ania z Zielonego Wzgórza” z ilustracjami Elizabeth Withington z 1937r. jest moja :). Nadal czekam na swoją „Anię z Zielonego Wzgórza” do 20-tego dodruku (1908 lub 1909r.)... Wierzę, że kiedyś ją znajdę... Poza tym zdobyłam również ”Kilmeny of the Orchard” i ”The Golden Road“. :) Półka z pierwszymi wydaniami prezentuje się znakomicie!




Kupiłam też sobie wydanie ”Ani z Zielonego Wzgórza” z przypisami. Książkę poleciła mi inna Wielbicielka Ani i nie żałuję tego zakupu. Poza obszernymi informacjami w przypisach, ksiażka zawiera wiele ilustracji z różnych wydań Ani.











***
Dzisiaj dostałam bardzo interesujący e-mail. Jeśli się coś z niego wykluje, na pewno poinformuję o tym na blogu. A wygląda na to, że się wykluje :). Dodam tylko, że nie chodzi o przeprowadzkę na Wyspę, o którą dostaję pytania kilka razy w tygodniu. 


Za 80 godzin będę znów w Moim Wymarzonym Domku!! Czekają na mnie piękne widoki i przeżycia, których nie można ubrać w żadne słowa. Tylko na Wyspie staję się Bernadką ze Springbrook i przeżywam chwile rodem z ”Wymarzonego Domu Ani“... Ten domek naprawdę zmienił moje życie...


"This is the very last of the Queen Anne's Lace
for the summer" -
 Diana w filmie

czwartek, 18 września 2014

Urządzam Mój Wymarzony Domek :)


Opowiem dziś pokrótce, jak doszło do tego, że wybieram się znów na moją ukochaną Wyspę Księcia Edwarda. Jak zapewne pamiętacie, Andy urządził pożegnalne ognisko. Gdzieś między północą a 1-szą nad ranem padło z jego ust stwierdzenie, że przecież wcale nie muszę czekać cały rok na ponowną wizytę i że Mój Wymarzony Domek będzie wolny w październiku. Evan od razu zaczął mnie namawiać na wyjazd. Oczywiście mnie namawiać na wyjazd nigdy nie trzeba, ale jako osoba odpowiedzialna za planowanie finansów rodziny, blado to na początku widziałam. Po wgryzieniu się w tematykę kolekcjonerską widziałam to jeszcze bladziej. Co prawda myśl się pojawiała kilka razy na dzień, ale wydawało mi się to raczej mało osiągalne.

Andy podczas tego pamiętnego ogniska powiedział też (i tu UWAGA!), że zastanawia się nad wynajmowaniem Mojego Wymarzonego Domku. Być może już w przyszłym roku spróbuje wynająć go na 3–5 tygodni (oczywiście my mamy zaklepany nasz termin :)). Pytał, czego nam brakuje w domku i prosił o listę. Przygotowałam więc listę i przesłałam ją wraz ze zdjęciami rzeczy, które znalazłam w przystępnych cenach w IKEA. W ubiegłą sobotę Andy zadzwonił z pytaniem, czy przyjadę i zaczęliśmy od dyskusji na temat upiększenia domku. Powiedziałam mu, jak to mniej więcej widzę i co można dodać, aby domek był jeszcze piękniejszy. Okazało się, że domek jest wolny (wcześniej Andy myślał, że odwiedzi go brat) i że mogę wybrać, kiedy mi pasuje przyjazd. Co do kwestii finansowych, które wcześniej mnie trochę krępowały, załatwiliśmy je tak, że nie mogłam odmówić. :) Wybiorę się na małe zakupy do IKEA i to będzie zapłata za mój pobyt :) :) :). Andy właściwie dał mi wolną rękę. Powiedział, że on zupełnie nie odnajduje się w temacie, więc co wybiorę, to mu się spodoba (mój gust ocenił chyba na podstawie kubków z Bolesławca :)). Ponadto planujemy ozdobić domek moimi zdjęciami — znajdą się w nim między innymi zdjęcia zrobione 2 lata temu, kiedy pierwszy raz zobaczyłam domek :). Nadal w to wszystko nie wierzę! Jakby nie wystarczyło to, że zamieszkałam w nim w czasach, kiedy nie był wynajmowany... Mój Wymarzony Domek staje się bardzo ważnym elementem naszego życia – nasze losy połączyły się z losem tego domku z Przystani Czterech Wiatrów. Każdego dnia rozmawiamy o nim, przeżywamy na nowo nasz pobyt i zastanawiamy się, jakie niespodzianki jeszcze przed nami...

Za 10 dni będę na Wyspie Księcia Edwarda urządzać Mój Wymarzony Domek! :) Czyż to nie brzmi CUDOWNIE? Jeszcze nigdy nie widziałam Wyspy w odsłonie jesiennej. Niesamowicie się na to cieszę!


wtorek, 16 września 2014

Prezent od losu

Życie czasem sprawia nam niespodzianki... Właśnie tak się stało i dostałam od losu przepiękny prezent. Jeszcze we wrześniu zawitam ponownie na Wyspie Księcia Edwarda :) :) :) Mój Wymarzony Domek się za mną stęsknił... A ja za nim... Napiszę więcej, jak ochłonę. :)