piątek, 6 września 2019

Kingsport

Kiedy wyjeżdżaliśmy pod koniec lipca do Halifax’u, aby odbyć w końcu ten ostatni fragment pielgrzymki śladami L.M. Montgomery i Ani, cieszyłam się, że zobaczę coś nowego. Aż dziw, że nie mieliśmy do tej pory czasu, aby wybrać się do Nowej Szkocji. Na szczęście w tym roku podjęliśmy decyzję, a spotkanie z Megan Follows, do którego doszło podczas tego wyjazdu, było prawdziwą wisienką na torcie.

Maud nie ukrywała, że książkowy Kingsport inspirowany był Halifax’em, zaś Uniwersytet Redmondzki — Uniwersytetem Dalhousie, do którego uczęszczała w latach 1895-1896 autorka „Ani z Zielonego Wzgórza”. Poza rokiem uniwersyteckim Maud spędziła w Halifax’ie kilka dodatkowych miesięcy w latach 1901-1902 jako redaktorka „The Daily Echo”.

Zapraszam zatem na wizytę w Kingsporcie L.M. Montgomery.

"Kingsport jest starym, osobliwym miastem, pamiętającym swe najwcześniejsze lata, gdy było małą, niepozorną osadą za czasów kolonizacji. Przetrwało spowite w atmosferę starożytności jak poważna matrona, ubrana w staromodne szaty, zabytki swej młodości. Gdzieniegdzie daje się zauważyć piętno nowoczesności, lecz samo centrum pozostało nie tknięte dłonią postępu. Miasto przepełnione jest mnóstwem ciekawych zabytków, które opiewają romantyczne legendy dawnej przeszłości. Niegdyś, podczas najazdów dzikich plemion indiańskich, było ono punktem granicznym - działo się to w owym czasie, gdy Indianie postanowili upomnieć się o swoje dawne prawa. Potem Kingsport stał się niejako kością niezgody między Anglikami a Francuzami i przechodził co pewien czas z rąk do rąk. Oczywiście każda taka zmiana zostawiała ślady na wewnętrznym życiu miasta. 

W samym środku parku miejskiego wznosi się wysoka wieża, zabazgrana autografami licznych turystów, a tuż poza miastem na niskich wzgórzach pozostały jeszcze ruiny dawnych fortyfikacji francuskich i kilka starych luf armatnich sterczących w czeluściach między murami. Kingsport posiada rozmaite zabytki historyczne, niezwykle ciekawe dla przyjezdnych, a wśród tych zabytków na pierwszy plan wysuwa się stary cmentarz Świętego Jana. Położony w samym centrum miasta, otoczony jest z dwóch stron staroświeckimi kamienicami, a z dwóch - nowoczesnymi, ruchliwymi ulicami. Mieszkańcy Kingsportu dumni są z tego cmentarza, każdy z nich bowiem posiada tam mogiłę swego przodka. Większość grobów wykonana jest w sposób raczej prosty, z szarego lub brązowego kamienia, z rzadka tylko można zauważyć jakiś grobowiec ozdobiony rzeźbami. Na wielu grobach czas dokonał już zniszczenia. Napisy starły się zupełnie albo też odczytuje się je z wielką trudnością. Cały cmentarz ocieniają rozłożyste konary klonów i wierzb - słychać tam tylko szum wiatru i spadających liści, daleki gwar uliczny nie zakłóca spokoju."

“- Twój pokój jest frontowy, z widokiem na stary cmentarz Świętego Jana, który graniczy z ulicą. 
- To brzmi naprawdę okropnie! - zadrżała Ania. - Wolałabym już raczej pokój wychodzący na podwórze.
- O, nie, to ci się tylko zdaje. Bądź cierpliwa, a zobaczysz. Cmentarz Świętego Jana jest bardzo miły. Jest on jednym z najprzyjemniejszych zakątków w Kingsporcie. Wczoraj zwiedziłam go, tak dla przyjemnej przechadzki. Dookoła otoczony jest wysokim murem i aleją starych drzew. W środku biegną również aleje wysadzane drzewami i jest mnóstwo przedziwnych starych grobowców z równie dziwnymi napisami. Jestem pewna, Aniu, że będziesz tam chodziła uczyć się, zobaczysz. Oczywiście teraz nikogo się już nie chowa na tym cmentarzu. Przed wielu laty postawiono tam piękny pomnik na cześć żołnierzy z Nowej Szkocji, poległych w wojnie krymskiej. Pomnik ten znajduje się naprzeciw wielkiej bramy, w miejscu najodpowiedniejszym do marzeń, jak ty mówisz zazwyczaj.“

Pierwowzorem cmentarza św. Jana był cmentarz św. Pawła (obecnie ”Stare Miejsce Pochówku“).












“- Sądzę, że polubimy Kingsport - rzekł Gilbert. - Jest to bardzo ładne, stare miasto i posiada podobno najpiękniejszy park na świecie. Opowiadano mi, że urządzenie parku jest po prostu nadzwyczajne.”

"Wszyscy usiedli w małym pawilonie, obserwując zachód rozpłomienionej tarczy słonecznej. Po lewej stronie leżało miasto Kingsport ze swymi dachami i wieżami spowitymi zasłoną fioletowego dymu. Z drugiej strony roztaczał się widok na port połyskujący miedzianym blaskiem w ostatnich promieniach słońca. Między nimi kryła się gładka tafla srebrnoszarej wody, a z dali wyłaniała się z oparów mgły Wyspa Williama, jak gdyby stojąc na straży miasta. Światło latarni morskiej promieniowało przez mgłę jak zwodnicza gwiazda, a w głębi na horyzoncie odpowiadały mu światła innych latarni."








"W owym małym pawilonie w pobliżu portu, gdzie prowadzili z sobą po raz pierwszy ożywioną pogawędkę, Robert zaproponował Ani, aby została jego żoną. Oświadczyny te ze względu na owo pamiętne miejsce i na piękne słowa, jakimi zostały wypowiedziane, wydały się Ani niezwykle romantyczne. Efekt był wspaniały. I to wszystko była prawda. Nie ulegało wątpliwości, że Robert był bardzo szczerym chłopcem i na pewno mówił to, co czuł. Wszystko więc zdawało się sprzyjać tej symfonii uczuć. Ania czuła, że powinna w tym momencie drżeć od czubka głowy do pięt. Tymczasem słowa Roberta nie wywołały w niej ani cienia dreszczu i była przerażająco zimna. Robert siedział przez chwilę w milczeniu, oczekując jej odpowiedzi. Czerwone wargi Ani rozchyliły się i miała już wypowiedzieć to króciutkie „tak”, gdy oto poczuła, że drży - ale jak człowiek, który w ostatniej chwili cofnął się znad brzegu przepaści. W umyśle jej zrodziło się nagle jak błyskawica zrozumienie tego wszystkiego, czego była nieświadoma przez długie lata. Cofnęła dłoń z uścisku Roberta. 
- Nie, nie mogę zostać twoją żoną… Och, nie mogę… nie mogę! - zawołała z bólem."



"- Wracajmy do domu Aleją Spofforda - zaproponował Gilbert. - Zobaczymy wszystkie „piękne domy”, które zamieszkuje przeważnie arystokracja. Aleja Spofforda jest najwspanialszą ulicą w Kingsporcie, budują tam swoje wille tylko sami milionerzy. 
- Och, doskonale! - zawołała Iza. -Właśnie chciałam ci coś ciekawego pokazać, Aniu. Dostrzegłam tam pewien domek, który na pewno nie został wybudowany przez milionera. Domek ten znajduje się zaraz przy bramie parku i wyrósł prawdopodobnie jeszcze w owym czasie, gdy Aleja Spofforda była tylko zwykłą wiejską drogą. Mówię: wyrósł, bo jestem pewna, że nie został wybudowany! Tamte wielkie domy wcale mi się nie podobają, bo są zbyt nowe i zbyt wspaniałe. Za to ten mały domeczek jest jak marzenie, nazywa się… ale zaraz, musisz go przedtem zobaczyć. Istotnie, gdy schodzili z niewielkiego pagórka porośniętego sosnami, dostrzegli już z oddali ów domek, o którym opowiadała Iza. Stał na skrzyżowaniu ulic, a z obydwu stron otaczały go wysokie sosny, zdające się sprawować nad nim macierzyńską opiekę. Domek był zarośnięty dzikim winem, z którego wyzierały okna, opatrzone w proste zielone okiennice. Przed wejściem znajdował się ogródek, okolony niskim, murowanym parkanem. Mimo jesiennej pory w ogródku panowała zupełna wiosna pełno w nim było świeżej zieleni - rosły tu wiązy, drzewka cytrynowe, jaśmin, petunie, nagietki i chryzantemy. Od furtki do frontowego wejścia domku biegła wąziutka ścieżka, wybrukowana lśniącymi kamykami. W ogóle sam domek sprawiał wrażenie chatki przeniesionej tutaj z najgłuchszej wsi. Jednakże było w nim i wokoło niego „coś”, co sprawiało, że znajdujący się w jego najbliższym sąsiedztwie wysoki, potężny dom, własność króla tytoniowego, wydawał się wręcz brzydki, pomimo całej swej wspaniałości. Zdaniem Izy różnica polegała na tym, że mały domek „zjawił” się nagle, a tamten wielki jego sąsiad został „zbudowany” ludzką ręką. 
- Najładniejszy zakątek, jaki kiedykolwiek widziałam! - zawołała Ania z zachwytem. - Widok tego domku wywołał w mojej duszy jeden z moich dawnych dreszczy. Uważam, że jest nawet o wiele ładniejszy od kamiennego domku panny Lawendy. 
- Powinnaś zapamiętać jego nazwę - wtrąciła Iza. - Patrz, na łuku bramy widnieje napis: Ustronie Patty. Podoba ci się? Nazwa ta nie pasuje dziwnie do otoczenia tych wspaniałych willi. „Ustronie Patty”, czyż to nie ślicznie brzmi? Po prostu uwielbiam tę nazwę. "






Poza miejscami pojawiającymi się w „Ani na uniwersytecie”, udało nam się zobaczyć również kilka miejsc, które Maud wspomina w swoim Dzienniku — Uniwersytet Dalhousie, kościół Fort Massey, do którego uczęszczała L.M. Montgomery, pensjonat na Church Street, w którym mieszkała w latach 1901-1902 i przepiękne Ogrody Miejskie, które nas najbardziej zachwyciły.



















11 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Bardzo nam przypadlo do gustu i z pewnoscia wrocimy. Szkoda, ze huragan Dorian wyrzadzil w nim sporo szkod :(
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  2. Bermadko , jestem pewien , że była to dla Ciebie niezapomniana wyprawa . Być w miejscach które opisywała Maud , widzieć je na własne oczy , czuć atmosferę starego Cmentarza . A tak nawiasem , ja od kiedy pamiętam , lubię cmentarze ,a zwłaszcza te stare ze swoją Historią , zawsze tam czuję taki spokój i harmonię , coś metafizycznego . Dziękuję Bernadko za cytaty z „Ani na uniwersytecie” które tak wspaniale okrasiły Twoje piękne zdjęcie . Serdecznie pozdrawiam .Krzysiek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spodobal nam sie Halifax i juz planujemy kolejna podroz. Tez darze sympatia cmentarze i byc moze dzieje sie tak dlatego, ze Ania polubila ten cmentarz w Kingsporcie :) Mam swoje ulubione - dwa/trzy z nich na Wyspie, jeden w Hartford i jeden w Waszyngtonie.
      Ciesze sie, ze podobal Ci sie wpis i pozdrawiam :)

      Usuń
  3. Witam. Mi się bardzo podobają te stare klimatyczne domy. Ich urok bardzo mnie porusza. Są w moim stylu. Kolejna cudowna podróż w którą nas zabierasz, a ja jak zawsze nie pytam, tylko daję się porwać tej Twojej opowieści, opowieści L.M.M. I Ani. I jest wspaniale. pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Halifax ma wspaniala atmosfere, wiec ciesze sie, ze mozna ja zauwazyc tez na zdjeciach. Dziekuje za komentarz Asiu i cieplutko pozdrawiam!

      Usuń
  4. Dziękuję Bernadko! Spacer po słonecznym Kingsporcie jest prawdziwym balsamem dla duszy. Z przyjemnością będę wracać do tego wpisu i tych zakątków. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wracaj Kochana, kiedy tylko chcesz. Ja tez wracam do zdjec i wspomnien :) Calusy!

      Usuń
  5. Bernadko, a ja chciałabym Ci bardzo podziękować za całego bloga i za każdy jeden post :) Montgomery jest moją ulubioną pisarką i od zawsze marzyłam o wizycie na Wyspie Księcia Edwarda. Teraz mogę to zrobić przynajmniej przez Internet, mogę sobie te miejsca lepiej wyobrazić. Nic dziwnego, że Maud i jej bohaterki tak pokochały Wyspę, bo jest przepiękna.
    Ja od zawsze największą miłością darzę Pat, to właśnie ta bohaterka jest mi najbliższa charakterem; pokochałam na odległość Srebrny Gaj i muszę przyznać, że na zdjęciach jest tak samo klimatyczny jak w mojej wyobraźni. Wspaniale jest móc zobaczyć jego wnętrza, pokój Judysi, a także pokoik Maud, który w mojej wyobraźni jest pokojem Pat. Mam tylko pytanie, które mnie nurtuje: czy byłaś kiedyś w kuchni Srebrnego Gaju, które to miejsce w książce odgrywa dużą rolę? Czy są tam te słynne kuchenne schodki, na których Pat tak lubiła siadać i słuchać opowieści Judysi?
    Moją drugą ukochaną bohaterką jest Emilka, więc bardzo się zdziwiłam, że Księżycowy Nów naprawdę istnieje. I tu, muszę przyznać, na początku trochę się rozczarowałam, dom był tak prosty, a ja spodziewałam się czegoś bardziej majestatycznego, w końcu Murrayowie byli "narodem wybranym". Dopiero potem wstawiłaś zdjęcie domu od drugiej strony, od strony z okienkiem. Od razu przypomniała mi się scena, w której Emilka siedzi w swoim pokoju przy oknie i słyszy gwizdanie Teda, ale myśli, że bawi się on jej uczuciami. To właśnie to okienko sprawiło, że mogę tam sobie Emilkę wyobrazić. Dziękuję.
    Długo można by wyliczać wspaniałości Wyspy, a ja jeszcze raz dziękuję za wszystkie zdjęcia i opowieści. Dzięki temu Wyspa stała się mi jeszcze bliższa :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuje za piekny komentarz :) Ciesze sie, ze moje zdjecia i wpisy przyblizaja Ci Wyspe Ksiecia Edwarda i miejsca, ktore znasz z ksiazek LMM.

      Tak, bylam w kuchni Srebrnego Gaju, jak kazdy, kto go zwiedza :) Kuchnia jest pierwszym pomieszczeniem, do ktorego sie wchodzi. Z niej mozna dostac sie schodkami dla wybrancow do pokoju Judysi. Nie zrobilam zdjecia schodom, ale postaram sie nie zapomniec, jak znow bede na Wyspie.

      Pozdrawiam serdecznie i dziekuje raz jeszcze z przemily komentarz!

      PS. Zdjecia kuchni mozna znalezc we wpisie z sierpnia 2014r. pt. "Srebrny Gaj". Pam Campbell zostala sfotografowana wplasnie w tej kuchni. Drzwi do pokoju Judysi sa po lewej stronie.

      Usuń
    2. Dziękuję za wskazówki :) Widziałam ten wpis, ale nie wpadłam na to, że to kuchnia ;)
      Byłoby cudownie zobaczyć te schodki!

      Usuń