Czwartkowy poranek zastał mnie w ubraniach z poprzedniego dnia.😏 Trudno mi było uwierzyć, że przespałam tyle godzin i szybko zaczęłam odrabiać stracony czas. O 8:00 zjawiłam się w Srebrnym Gaju, żeby porozmawiać spokojnie z Pam.
 |
Srebrny Gaj |
Muzeum Ani z Zielonego Wzgórza jest bardzo popularną atrakcją — trudno znaleźć chwilkę na rozmowę w godzinach otwarcia muzeum. Mam wrażenie, że każdego roku jest coraz więcej zwiedzających. Jednak godzinę przed otwarciem była szansa na trochę spokoju... Jak się jednak okazało, w Srebrnym Gaju przebywała właśnie japońska ekipa filmowa, aby nagrywać materiał do filmu o ... kotach! Przy wjeździe natknęłam się na George’a, który poinformował mnie o tym, ale nie uważał, że powinnam w związku z tym rezygnować z wizyty u Pam. Miałam więc nadzieję, że filmowanie kotów odbywa się wewnątrz domu, a ja spotkam Pam przy wejściu. Te nadzieje wkrótce zostały rozwiane... Zobaczyłam Pam na zewnątrz, więc udałam się w jej kierunku. Dopiero po kilku minutach zobaczyłam w krzakach Japończyków z długimi obiektywami... Nie wiem, co dokładnie filmowali, ale nie wybaczę George’owi, jeśli przypadkiem pojawię się w japońskim filmie o kotach...
 |
Japońska ekipa w Srebrnym Gaju (widok z mojego okna) |
Pam w związku z wizytą Japończyków była od 5:00 na nogach. Podobnie było poprzedniego dnia, kiedy Japończycy zrezygnowali z kręcenia, bo światło nie było odpowiednie... Podobno w ekipie był jakiś znany japoński reżyser — on kręcił materiał o kotach, a inna ekipa nagrywała materiał o nim... :) A między nimi ja szukająca Pam...
Zjawiłam się jednak w Srebrnym Gaju w konkretnym celu! Miałam dla Pam prezent od jednej z Czytelniczek bloga — ręcznie robioną serwetkę. Udało mi się w końcu przekazać ten prezent z Polski, który dostałam już kilka miesięcy temu. Miałam też serwetkę dla Paula, więc ze Srebrnego Gaju pojechałam od razu do Złotego Brzegu, gdzie moja misja została pomyślnie zakończona. Blue Moon też dostał w prezencie serwetkę, więc teraz wszystkie ważne domy w Park Corner mają piękne serwetki :) Dziękujemy za nie z całego serca!
Przed południem zabrałam Nadię i Rillę do Darnley, gdzie można znaleźć czerwony piasek. Dziewczyny planują sprzedawanie lemoniady i piasku z Wyspy, więc trzeba było postarać się o towar :). Oczywiście nie samą pracą żyje człowiek! Był i czas na spacer po plaży, skakanie na falach i miłą pogawędkę...
Po powrocie do domu zabrałyśmy się za oczyszczenie piasku ze śmieci i przesypanie go do buteleczek. Były też dyskusje na temat ceny — trzeba było wziąć pod uwagę koszty i to, jak trudno zdobyć tak mocno czerwony piasek. Rilla miała bardzo ambitne plany i chciała brać sporo za buteleczkę, argumentując to tym, że czerwony piasek jest bardzo rzadki i można go spotkać jedynie na Wyspie Księcia Edwarda i w Nowej Zelandii... Ostudziłam trochę jej zapał, kiedy powiedziałam, że 10 dolarów za buteleczkę zupełnie nie wchodzi w grę, ale nowa cena nie została tego dnia ustalona... Będziemy myśleć 😏.

Pogoda dopisywała, więc po obiedzie postanowiliśmy wybrać się do latarni North Cape. To dosyć daleko, ale przed zachodem słońca udałoby się nam tam dotrzeć. Studiując w samochodzie mapę zauważyłam, że będziemy przejeżdżać blisko Belmont, miejscowości, w której uczyła LMM. Wiedziałam, że szkoła z Belmont została przeniesiona do wioski Avonlea, a w 2015r. zamieniona niestety na sklep .😞 Jednak Belmont to przecież nie tylko szkoła. Maud mieszkała najpierw u spokrewnionych z nią Simpsonów, rodziców Edwina, jej poźniejszego narzeczonego, a następnie w domu państwa Fraser. O ile niezbyt pochlebne były jej wpisy na temat uczniów i warunków życia w Belmont, o tyle widoki w Belmont znalazły uznanie jej wrażliwej duszy. Pomyślałam, że warto się zatrzymać w Belmont i zobaczyć nowe miejsca związane z pisarką... Nie miałam oczywiście żadnych informacji. Pamiętałam tylko, że szkoła była dosyć daleko od domu Simpsonów i właśnie dlatego Maud szukała pokoju u Fraserów. I z tą garstką informacji skręciliśmy z głównej drogi w prawo, aby po kilkunastu minutach znaleźć się w Belmont. Przy wjeździe do wioski zatrzymaliśmy się przy kościele baptystów. Simpsonowie byli baptystami, a Edwin został nawet pastorem! Maud z pewnością była w tym kościółku.


Po kilku spędzonych przy kościele chwilach pojechaliśmy dalej. Nie zauważyliśmy żadnego sklepu ani punktu świadczącego jakiekolwiek usługi, gdzie można wejść i zapytać o różne sprawy... Nie zostało nam nic innego, jak podjechać do jakiegoś domu i liczyć, że ktoś coś będzie wiedział. Los padł na ładny dom z pasącymi się końmi.

Jak zwykle z misją wysłałam męża.😊 Po 2 minutach wrócił, aby wyciągnąć mnie z samochodu. Okazało się, że świetnie trafiliśmy! Mieszkająca tu Doris była skarbnicą wiedzy na temat życia Maud w Belmont. Ucięłyśmy sobie przemiłą pogawędkę i Doris pokazała mi, gdzie znajdują się wszystkie interesujące miejsca. Mąż Doris pochodzi z rodziny Simpsonów, więc Doris świetnie orientowała się w temacie. Była przy tym tak serdeczna, że pomyślałam, iż Maud zbyt surowo oceniła mieszkańców Belmont... Myśl ta jednak nie miała okazji zadomowić się w mojej głowie, gdyż 10 minut po rozstaniu się z Doris miałam świetny pokaz tego, na co stać mieszkańców Belmont. Robiłam właśnie zdjęcia domu Simpsonów, kiedy energicznym krokiem podeszła do mnie starsza pani, która nie była zachwycona naszą obecnością. Dom Simpsonów jest opuszczony, a kobieta przyszła z któregoś z okolicznych domów. Pomyślałam, że wyjaśnię jej, co robię i zaczęłam od tego, że przysłała nas w to miejsce Doris. To chwilowo uspokoiło starszą panią, bo skoro Doris nas przysłała, to chyba nie mamy żadnych złych zamiarów. Wkrótce jednak stało się jasne, że nie dostanę pozwolenia na publikację żadnych zdjęć. Dla siebie mogę je mieć, ale właścicielka nie życzy sobie, aby inni ludzie oglądali ten zaniedbany dom z wybitą szybą. Ja co prawda widziałam tam o wiele więcej problemów niż wspomniana wybita szyba, jednak oficjalnie brak zgody na publikację zdjęć domu Simpsonów związany był z rozbitą szybą. Żeby było ciekawiej, nagle spod ziemi wyrósł wnuk starszej pani ze swoja córką. Przy nim kobieta powtórzyła, że robiłam zdjęcia i że ona pozwoliła mi je zachować tylko dla siebie... Nie będzie więc zdjęć domu Simpsonów, ale możecie zobaczyć dom Fraserów, widok, który bardzo podobał się Maud, miejsce, gdzie stała szkoła i cmentarz w Belmont. Mogłabym też napisać o tym, co starsza pani mówiła na temat Maud, ale nie zrobię tego, gdyż w jej słowach było wiele nienawiści, a ja nie jestem zainteresowana powtarzaniem plotek...
 |
Widok z Belmont |
 |
Widok z domu Fraserów |
 |
Dom Fraserów |
 |
Dom Fraserów |
 |
Dom Fraserów |
 |
Widok z domu Fraserów |
 |
Miejsce, gdzie stała szkoła, widok z cmentarza w Belmont |
Po wyjeździe z Belmont udaliśmy się w kierunku Cape Egmont. Zbyt późno się zrobiło, aby jechać do North Cape, zaś od latarni Cape Egmont dzieliło nas tylko 20 minut drogi. Całe szczęście, że wypatrzyłam tę latarnię na mapie! Była ona idealnym sposobem zatarcia złych wspomnień z Belmont. Znów powaliło nas piękno Wyspy. Nie spodziewaliśmy się tak spektakularnego otoczenia latarni.
W drodze powrotnej spotkała nas niespodzianka — przepiękny katolicki kościół pod wezwaniem Marii Panny z Góry Karmel. Cmentarz, który zobaczyliśmy przy kościele, jest chyba najwspanialszym cmentarzem, jaki kiedykolwiek widziałam. Zresztą sami zobaczcie...
Niestety nie mogę pokazać Wam pewnych zdjęć, które zrobiłam w Belmont, jednak w Google Street View, powszechnie dostępnym w internecie, można zobaczyć dom Simpsonów...
 |
Dom Edwina Simpsona z Google Street View |
Patrząc na otoczenie latarni stanęła mi przed oczami Emilka zwisająca z klifu :) Jak zawsze super wpis.
OdpowiedzUsuńJakiez to wspaniale, ze widzac zdjecia z Wyspy, uruchamiamy wyobraznie, prawda? Miejsca, zdarzenia znane z ksiazek idealnie wpasowuja sie do scenerii Wyspy.
UsuńDziekuje za mile slowa i serdecznie pozdrawiam :)
Bernadko Ty zawsze wiesz jak i które zapukać drzwi ,dobrze że los trafił na tą panią Doris . Nie rozumiem zachowania tej starszej kobiety , ale wygląda na to , że ludzi ziejących nienawiścią nigdzie nie brakuje , mam nadzieję że swych podróżach , nie spotkasz ich już nigdy , życzę Ci tego Bernadko . A zdjęcia są cudowne ,wspaniały relaks dla oczu .
OdpowiedzUsuńMiejmy nadzieje, ze to pierwszy i ostatni taki przypadek. Wazne, ze poznalam tez Doris :) Ona byla cudowna!
UsuńPozdrawiam serdecznie!
Bernadko, dzisiejszy wpis po prostu.... nie mam słów aby wyrazić jak bardzo mnie poruszył! Czuję się jak Alicja po drugiej stronie lustra - dzięki TOBIE, JESTEM na Wyspie! Wszystkie wydarzenia - od podarowania serwetek (pięknych!)trzem cudownych domom do ostatniego zdjęcia mniej cudownego domu....,- sprawiły, że nie mogę wrócić do rzeczywistości :)))
OdpowiedzUsuńI jeszcze ten wspaniały kościół NMP z Góry Karmel!
A ludzie - cóż... Miałam podobną sytuację na naszej polskiej wsi, kiedy próbowałam sfotografować kapliczkę stojącą tuż przy domostwie pewnego człowieka. Takiego potoku "słownictwa" nie zapomnę chyba do końca życia... ;)
Dziękuję za ten wpis, serdecznie pozdrawiam Ciebie i urocze Nadię i Rillę :)))
Ania W.
Aniu, bardzo sie ciesze, ze wpis wzbudzil u CIebie tyle emocji :) Oby jak najczesciej uwalalo mi sie sprawiac, ze bedizesz mogla przenosic sie na Wyspe bez trudow podrozowania :)
UsuńDziekujemy za pozdrowienia! Nadia wlasnie ma kaszel, wiec troche chorujemy, ale mamy nadzieje, ze wkrotce bedzie lepiej.
Pozdrowienia dla Ciebie i dziekuje za przemily komentarz.
Czytając fragment o odmowie publikacji zdjęć pomyślałam "Phi i tak znajdę na Google Street." Dobrze, że też o tym pomyślałaś, bo nie byłoby to wcale takie proste. Budynek jest dość oddalony od ulicy, ale kiedy wiadomo czego się szuka to już łatwiej :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że starszą panią nie zachwyciły opisy mieszkańców Belmont w pamiętnikach Maud. Stąd być może jej niechęć? A może jeszcze inne animozje między rodzinne ?
Mysle, ze zarowno Dzienniki, jak i animozje rodzinne... Oraz Simpsonizm :) Tak, jak Pye'owie w ksiazce, tak Simpsonowie w zyciu pisarki odegrali niezbyt pozytywna role.
UsuńCmentarz z krzyżami "patrzącymi" na wieczny, nieskończony ocean - masz rację, to najpiękniejszy, najbardziej wymowny i najbardziej symboliczny cmentarz, jaki widziałam!
OdpowiedzUsuńNa marginesie wspomnę, że na jednym z cmentarzy w Polsce spotkałam się z pięknym zwyczajem - otóż obok księdza przy grobie stał ministrant trzymający płaski koszyczek z płatkami kwiatów. Po opuszczeniu trumny do grobu wszyscy zebrani brali te kwiatki z koszyczka i rzucali na trumnę.
Dom Fraserów mnie urzekł - nareszcie dom w OGRODZIE!!! Nastrojowy, tajemniczy, ukryty wśród drzew i krzewów.
Co do ludzi - no cóż, wszędzie są Pye'owie i Pringle'owie ;) Jednych trzeba ignorować, na innych znaleźć "haka", który sprawi, że staną się cisi i bezwonni ;) Ani z Szumiących Topoli się to udało :)
Piekny tez zwyczaj z platkami. Bylam w USa na pogrzebie, kiedy kazdy dostal roze, ktora umieszczal na trumnie.
UsuńNie chcialam opisywac cmentarza, bo wiedzialam, ze kazdy bedzie mial trafne skojarzenie. Niesamowicie piekne miejsce!
Dom Fraserow otoczony byl drzewami i kwiatami - tak, jak powinno byc, prawda?
Japończycy kręcący film o kotach w Muzeum Ani?, jakby powiedziała Rebecca Dew tego już doprawdy za wiele!:) ale pamiętaj, jak się pojawisz w filmie to koniecznie daj znać i podeślij tytuł Bernadko:). Cieszę się, że dzięki Tobie mam już swój piasek z Wyspy (ma swoje honorowe miejsce) bo cena Rilli iście zaporowa:). Pamiętam takie zabawy z dzieciństwa co można jeszcze sprzedać dorosłym i ile za to zapłacą:) a potem kupowało się słodycze czy jakieś zabaweczki...
OdpowiedzUsuńPrzykre są spotkania z ludźmi wrogo nastawionymi, ale na szczęście Świat pełen jest bratnich dusz i dzięki Bogu za nie:). Pozdrawiam
Na szczescie bratnich dusz jest jednak wiecej :) Przynajmniej natykam sie na nie czesciej na Wyspie.
UsuńSuper, ze piasek stoi na honorowym miejscu! W koncu mozna go znalezc tylko na Wyspie i w Nowej Zelandii, jak mowi Rilla :)
Pozdrawiam goraco!
Świetny sposób na ominięcie zakazu publikowania zdjęć:)😁👍🏻
OdpowiedzUsuń