środa, 21 sierpnia 2013

Śladami Maud

Maud nigdy nie mieszkała na Zielonym Wzgórzu. Posiadłość ta należała do kuzynów autorki – rodziny Macneill. Częste wizyty sprawiły, że pisarka gruntownie poznała dom, który później uczyniła tak ważnym elementem opowieści o Ani. Jest to współcześnie najsłynniejszy dom na Wyspie Księcia Edwarda, a być może i w całej Kanadzie.



Historia autorki trochę przypomina historię Ani. Również ona bardzo wcześnie straciła mamę, która zmarła na gruźlicę. 21-miesięczna Maud trafiła wówczas do swoich dziadków ze strony mamy, państwa Macneill, którzy mieszkali w Cavendish, nieopodal Zielonego Wzgórza. Nie istnieje już dom, w którym wychowała się pisarka. Można natomiast zobaczyć pozostałości po jego fundamentach, odwiedzić małą księgarnię, w której Jennie Macneill niezwykle interesująco opowiada o młodości autorki i doświadczyć klimatu, w którym powstawały pierwsze książki o Ani.
Tuż obok miejsca, w którym znajdował się dom dziadków Maud, jest teraz  poczta. To niezwykłe miejsce, gdzie można zobaczyć wystawę poświęconą autorce oraz zwiedzić muzeum pocztowe. Nie jest to bynajmniej przypadkowe zestawienie. W domu dziadków Macneill znajdowała się bowiem poczta. Dzięki temu szczęśliwemu zbiegowi okoliczności Maud unikała upokorzeń w chwili, kiedy wydawcy odsyłali jej manuskrypty. A odmowy przychodziły bardzo często.












9 na 10 wysłanych przez Maud manuskryptów wracało z odmownymi odpowiedziami. O mały włos świat nie poznałby Ani – żadne z kanadyjskich wydawnictw nie zdecydowało się jej wydać. W 1908 roku wydano pierwszy raz „Anię z Zielonego Wzgórza” w USA. Dziś to pierwsze wydanie Ani warte jest od 12 do 25 tys. dolarów :) Ciekawostką jest to, dlaczego „Ania z Zielonego Wzgórza” wydana została w niewielkim nakładzie. Stało się  tak, gdyż książka ta była pierwszą powieścią dla dziewczynek, więc wydawca nie chciał ponosić dużego ryzyka i wydał ją w bardzo limitowanych ilościach.



4 komentarze:

  1. I kto by pomyślał, że będę miała w życiu możliwość odbycia podróży sentymentalnej do ukochanego Avonlea? I cóż z tego, że nie osobiście. Dzisiaj u boku cudownej Bernadki w towarzystwie wielu wspaniałych osób, a jutro... któż to wie. Niezbadane są wyroki Boskie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzymam kciuki, zeby kiedys byla to prawdziwa wizyta, a tymczasem zabieram Cie Elu juz drugi raz :)

      Usuń
  2. "Powieść dla dziewczynek"... Iluż to chłopców, ze mną włącznie, zaczytywało się serią o Ani. Jakie to szczęście, że nawet tacy specjaliści od rynku książki jak wydawcy nie do końca potrafią przewidzieć reakcję czytelników.

    OdpowiedzUsuń
  3. Patrząc na przyrządy pokazane powyżej, myśląc, że Maud również je widziała, ba, na pewno miała okazję ich dotknąć, uroniłam kilka łez szczęścia... Dziękuję :)

    OdpowiedzUsuń