24 kwietnia obchodziliśmy 77 rocznicę śmierci L.M. Montgomery, dziś natomiast przypada 77 rocznica pogrzebu słynnej pisarki. 29 kwietnia 1942r. została ona pochowana na wiejskim cmentarzyku w Cavendish, w miejscu, które wybrała w 1923r. Po 31 latach spędzonych w Ontario wróciła do miejsca, które kochała, jak żadne inne.
Pomimo tego, że dwa razy w swoich Dziennikach Maud wyraziła konkretne życzenie co do epitafium, jakie chciałaby na swoim nagrobku, próżno go szukać — jej życzenie nie zostało spełnione. W kwietniu 1942r. nikt nie znał woli pisarki, zaś po publikacji Dzienników rodzina nie postarała się o to, aby na nagrobku pojawiły się słowa wybrane przez Maud:
„Zasnęła spokojnie po życia gorączce.”
W grudniu 1919r. Maud wyznała w Dzienniku:
„Ufam, że będę spała dobrze – i nie będę śniła. Bo sądzę, że będę potrzebowała dużo czasu, aby odpocząć.“
Po trudnym 1919 roku przyjdą niestety kolejne, jeszcze trudniejsze, lata. W 1933r. Maud nie będzie w stanie pisać nawet w Dzienniku — sytuacja, w której znajdzie się w rezultacie błędów popełnionych przez swojego syna Chestera, będzie tak ciężka, że po raz pierwszy w życiu Maud będzie potrzebowała aż trzech lat, żeby móc wrócić do pisania historii swojego życia.
Męczarnia skończyła się w piątek, 24 kwietnia 1942r. w pięknym domu nad rzeką Humber, który Maud nazwała „Końcem Podróży”. Jednak prawdziwy kres ziemskiej podróży dokonał się dopiero w Cavendish, do którego przetransportowano zwłoki pisarki po jej śmierci. Spoczęła na krótko na Zielonym Wzgórzu, z którego o 14:30 w środę 29 kwietnia odbyło się wyprowadzenie zwłok do Kościoła w Cavendish — tego samego, w którym grała na organach, uczyła w Szkole Niedzielnej i w którym poznała swojego przyszłego męża. Wielebny John Stirling, przyjaciel rodziny, który 31 lat wcześniej udzielił ślubu Maud i Ewanowi, tym razem przewodniczył smutnej ceremonii. W ówczesnej prasie nie pojawiły się wzmianki o dziwnym zachowaniu Ewana Macdonalda — świadkowie wyraźnie słyszeli jego pytania o nabożeństwo i zmarłą osobę. Być może Ewan przeżył szok, choć bardziej prawdopodobne jest to, że do jego stanu przyczyniły się leki, które zażywał.
Podczas ceremonii odczytano fragmenty jednego z opowiadań Maud — „Każdy własnym językiem”. Opowiadanie to kończy się następująco:
„Bowiem twoja odpowiedzialność jest tak wielka, jak twój dar i Bóg cię z niego rozliczy. Przemawiaj do świata swoim własnym językiem talentu, prawdziwie i szczerze; a wszystko, czego się spodziewam po tobie zostanie spełnione.” (tłumaczenie własne)
National Archives of Canada |
Dobrze , że chociaż w części , wola Maud została spełniona ,i wróciła na swoją ukochaną Wyspę .Mam nadzieję ,że wola dotycząca epitafium , również zostanie spełniona . Piękne jest Twoje tłumaczenie Bernadko "Każdy własnym językiem”. Dziękuję . Pozdrawiam Krzysiek <3
OdpowiedzUsuńPrzynajmniej jest na Wyspie - masz racje. Pomyslalam, ze takie doslowniejsze tlumaczenie bedzie lepsze do tego wpisu, bo w tlumaczeniu polskim jest mowa o muzyce. Ciesze sie, ze podoba Ci sie moja propozycja tlumaczenia tych koncowych slow opowiadania. Pozdrawiam serdecznie!
Usuńwitam hmmm czyli nawet śmierć nikomu nie daje nic do przemyślenia do 'pomocy' temu kto odszedł... dziwne to. Opowiadanie końcowe bardzo trafne, warto nad nim się pochylić i zaczerpnąć lekcji. serdeczne pozdrowienia asia
OdpowiedzUsuńAsiu, wraz z Toba dziwie sie tym zachowaniem. O ile nie nalezy sie dziwic, ze wola pisarki nie zostala spelniona w 1942r., o tyle bardzo dziwne jest to, ze nie spelniono jej po publikacji Dziennikow. Probowalam w tej sprawie interweniowac - od Jannie Macneill poprzez Parki Narodowe konczac na Kate Butler Macdonald, wnuczce pisarki (co prawda nie ma miedzy nimi wiezow krwi, ale jest ona adoptowana corka Stuarta). Obiecano sie nad tym zastanowic, ale efektow brak. Bardzo to smutne, ze nawet slynny czlowiek ma tak maly wplyw na to, co sie stanie po jego smierci. Pozdrawiam Cie serdecznie!
UsuńDziękuje za przypomnienie o Maud w tym tak szczególnym dniu. Ja ze swej strony nie mogę się nadziwić, że dziś właśnie skończyłem czytać książkę o Maud nie wiedząc, że czytałem ją w okresie kiedy nasza kochana autorka zmarła, a dziś jest jej rocznica pogrzebu. A na dodatek właśnie dziś zamieściłem na swoim blogu moje wyznanie jeśli chodzi o Anię z Zielonego Wzgórza. Może LLM miała w tym swój udział? Pozdrawiam serdecznie i powodzenia w przygotowaniach do podróży na Wyspę Księcia Edwarda, pewnie w czerwcu?
OdpowiedzUsuńNic nie dzieje sie przypadkowo! Maud z pewnoscia miala swoj udzial - ona juz umie pokierowac sprawami tak, jak trzeba! Piekny wpis u Pana na blogu. Dziekuje, ze sie Pan podzielil swoimi doswiadczeniami.
UsuńPowoli przygotowuje sie do wyjazdu, bo to nawet wczesniej niz w czerwcu :) Z niecierpliwoscia odliczam dni - 7 miesiecy poza Wyspa to stanowczo zbyt dlugo.
Pozdrawiam serdecznie!
Wspominam dziś wizytę na tym cmentarzu... To że mogłyśmy razem zatrzymać się na chwilę przy grobie Maud, było dla mnie jednym z najważniejszych i najbardziej wzruszających momentów pobytu na Wyspie, Bernadko...
OdpowiedzUsuńI dla mnie wizyty na cmentarzu w Cavendish maja duze znaczenie. Ciesze sie, ze razem doswiadczylysmy tych wszystkich wzruszen na Wyspie w 2016r. Pozdrawiam Cie serdecznie i zaluje, ze nie ma juz tabliczki...
UsuńBardzo potrzebowałam tego Twojego wpisu, Bernadko. Zakończenie z opowiadania "Każdy własnym językiem" przeszylo mnie jak by gorącym żelazem - to jest konkretne pozdrowienie dla mnie osobiście od Maud, przeslane przez Ciebie, swoją powierniczkę... To jest moje najbardziej czytane, ukochane opowiadanie, czytałam go przez wiele lat studentkom w konkretnym celu...i przy każdej dłuższej podrózy samochodem go opowiadałam ludziom... staralam się opowiedzieć go słowami Maud, bo inaczej traci swój urok...znam go prawie napamiec...to, jak muzyka, grana na skrzypcach przez vnuka surowego, lecz poczciwego pastora Leonarda, otworzyła serce Naomi na Boga, bylo dla mnie cichą ewangelią i apostolstwem przez sztukę...Studentki były zasłuchane, ja się zanurzyłąm w opowiadanie i nagle jak byśmy wszyscy zostali przeniesieni na Wyspę... To były przepiękne chwile...Maud nam podarowała takie głębokie przesłąnie w tym opowiadaniu o Bogu, który jest Miłością, który nas zna na wylot a jednak nie odtrąca, że choćby tylko to opowiadanie utkwiło studentkom w pamięci i miało wpływ na ich życie, to Maud spełnila swoją misję...I tym opowiadaniem mnie też podtrzymywała na duchu, kiedy zaczynałam wątpić w sens moich artystycznych poczynań...Jestem Ci niezmiernie wdzięczna, Bernadko, za te słowa...to byl cudowny akcent dnia dzisiejszego... A nagle się u nas rozpętała wieczorna burza z gradem i obfitym deszczem...gdzież tam jeszcze mruczy wśrod maleńkich kwietniowych listków na drzewach... Jak by Maud mówiła jej głosem o swoim życiu - o gorączce życia i o powolnym odchodzeniu...Niech odpoczywa w pokoji na swojej ukochanej Wyspie... jej język jest muzyką jej duszy...... Remika L.
OdpowiedzUsuńTen komentarz wywolal moje lzy wzruszenia... Ciesze sie niezmiernie, ze za moim posrednictwem Maud przeslala Ci wiadomosc. Opowiadanie czytalam po angielsku i prawde mowiac nie znalam polskiej wersji. Kiedy wczoraj tworzylam ten wpis, siegnelam po polskie tlumaczenie i okazalo sie, ze mowa w nim tylko o muzyce, a to nie bylo tylko to, co napisala LMM, wiec postanowilam przetlumaczyc ten fragment, bo wg mnie mozna to tez interpretowac na rozne dziedziny sztuki, co lepiej oddawalo to, co chcialam przekazac. Dzieki temu i Ty znalazlas przeslanie jako artystka :)
UsuńMaud przezyla w swym zyciu wiele burz - az dziw, ze wytrzymala to wszystko i ze na zewnatrz zachowala twarz. Miejmy nadzieje, ze spelnilo sie jej zyczenie co do spokojnego snu.
Co ciekawe i ja czesto mysle o rozliczaniu talentow, ktore nas kiedys czeka. Miejmy nadzieje, ze Bog bedzie laskawy w swojej ocenie. Maud z pewnoscia wykorzystala swoj dar.
Dziękuję za ten wpis, Bernadko...masz racje co do każdego słowa....Dziękuję...
UsuńCzymże byłaby Wyspa, gdyby nie spoczęła na niej Maud? Są jak siostry bliźniaczki. Jedna nie może obyć się bez drugiej.
OdpowiedzUsuń