czwartek, 21 lutego 2019

Życie na Wyspie cz. IV

Kto powiedział, że nie można się rozkręcić pod koniec lutego? 😊Jak widać, jestem już całkiem rozbudzona, choć za oknem sypie właśnie śnieg i widok ten zupełnie nie pasuje do tematyki, którą dziś się zajmę... Zapraszam na kolejny wpis z ulubionego przez Was cyklu „Życie na Wyspie”. Mam nadzieję, że będzie on dla Was ciekawy.

Spróbuję dziś poopowiadać Wam troszkę o różnych zwyczajach — nie do końca takich, które przychodzą Wam od razu na myśl, ale równie ważnych. Nie będzie to wpis o Świętach Bożego Narodzenia czy Dniu Kanady, dowiecie się natomiast z niego, jak się odnaleźć w pewnych miejscach i sytuacjach.

Wszystkim znane jest przysłowie „Co kraj, to obyczaj” i każdy, kto choć raz przebywał poza Polską, wie dokładnie, o co w nim chodzi. Często dziwimy się jeżdżąc do krajów odmiennych kulturowo, jednak w krajach dosyć zbliżonych do naszego własnego, zdarza się, że umykają nam pewne istotne różnice albo odbieramy konkretne sytuacje w sposób, jaki odbywają się one w naszym własnym kraju.

Jednym z przykładów jest kwestia napiwków w restauracjach i taksówkach (wspominam o nich, gdyż niektórzy z Was korzystali z nich na Wyspie). Pisałam o napiwkach na blogu, jednak postanowiłam rozszerzyć ten temat, aby każdy, kto planuje wyjazd, wyczulił się na tę kwestię. W Polsce napiwki są dobrowolne i zupełnie niezwiązane z ceną — często zostawia się 2–8 zł reszty, zaokrągla rachunek, itp. W Ameryce Północnej jest zupełnie inaczej. Zwyczajowo minimalny napiwek powinien wynieść 15% rachunku przed naliczeniem podatku (20% – 25%+ kiedy jesteśmy bardzo zadowoleni). Trochę mniej można zostawić w kawiarni, w której serwuje się kawę na wynos (max. 10%) czy lodziarni, w której wystawiono w tym celu specjalny pojemnik z napisem ”Tips”. Jeśli płacimy kartą kredytową, na paragonie zauważymy specjalne miejsce na wpisanie kwoty napiwku. Przy większych grupach (8–10+ osób) w większości przypadków napiwek w wysokości 18% jest automatycznie doliczany do rachunku. Te napiwki nie są traktowane jako dodatkowe pieniądze, które kelnerzy chowają do kieszeni — są one częścią ich dochodu. W wielu miejscach napiwki są też dzielone między różnych pracowników, dzięki którym powstają smaczne posiłki i jest czysto. 

Jak w takim razie wyliczyć koszt posiłku? Należy po prostu dodać 30% do ceny, która widnieje w menu restauracji. Jeśli frytki z rybą kosztują 15 dolarów, to zapłacimy, zachowując się zgodnie z obowiązującymi normami, 19,50 dolarów (15% podatku i 15% napiwku, 2,25 dolary w obydwu przypadkach). 

Mam nadzieję, że po tym wyjaśnieniu, nie będziecie w przyszłości mieć żadnych wątpliwości, jak się zachować. 😊

Kolejna kwestia, na którą chciałam zwrócić Wam uwagę to odległość między ludźmi. Trochę zagadkowo to zabrzmiało, więc od razu wyjaśniam, o co dokładnie chodzi. Między Polakami mieszkającymi w USA krąży wiele historii z kolejek do samolotów LOT-u. Czy chce się zachować dystans między sobą a kimś, kto stoi przed nami, czy też nie, reszta osób nie dopuści do żadnej większej przerwy w kolejce. Kilka lat temu stała na przykład za mną pani z ogromną siatką, którą pchała mnie do przodu (zachowałam tyle odległości, aby człowiek przede mną nie czuł mojego oddechu na swojej szyi). Po jakimś czasie znudziły mi się te podchody i zaproponowałam pani z siatką moje miejsce.

Powiecie teraz, że LOT nie lata na Wyspę, ale powyższy przykład dobrze obrazuje nasz brak określonych zasad w przypadku tzw. “personal space” (przestrzeni osobistej). Zarówno w USA, jak i w Kanadzie przestrzeń osobista to przestrzeń około 50–70 cm wokół danej osoby. Przestrzeni tej nie naruszają inni podczas rozmów, chociaż w przypadku braku interakcji, np. w kolejce, można stanąć trochę bliżej. Pomimo tego, iż mieszkam w USA już prawie 19 lat, zawsze uśmiecham się, kiedy ktoś przechodzi obok mnie w supermarkecie i mówi “Excuse me”, choć znajduje się jakieś pół metra ode mnie. Kiedy przyjeżdżam do Polski, zapominam czasem, jak bezpiecznie poruszać się po sklepach, żeby uniknąć kolizji z wózkami, dziećmi i dorosłymi.

Na Wyspie słyszę czasem, jak zachowują się Chińczycy (o nich nasłuchałam się najwięcej), Hindusi (dokładnie to samo słyszałam będąc kierowniczką dwóch biur rachunkowych w USA, więc mnie nie dziwią te historie), Amerykanie i Wyspiarze. Od czasu do czasu słyszę coś na temat Polaków — głównie to, że ktoś o mnie wspominał czy mówił o moim blogu. Czasem dowiaduję się, że Pam Campbell otwarła dla kogoś Muzeum Ani z Zielonego Wzgórza, bo była to osoba z Polski. Bardzo to miłe. Pamiętajcie jednak, że jeśli zdarzy się taka sytuacja, powinniście zapytać, jaka będzie cena. Sądzę, że będzie to kwota, którą normalnie płaci się za wstęp, ale będziecie mogli zdecydować, czy reflektujecie, czy nie.

W Kanadzie obowiązują też pewne normy odnośnie hałasu i bałaganu wokół siebie, kiedy jest się w sytuacji, w której nasze zachowanie może nie odpowiadać innym. Bardzo niegrzecznie byłoby na przykład głośno rozmawiać przez telefon w jadalni, w której poza nami stołują się inne osoby (np. w hotelu), zostawiać swoje rzeczy w nieładzie w miejscach wspólnych dla wszystkich gości. Najlepiej myśleć o tym w taki sposób — czy moje zachowanie nie wpływa negatywnie na doświadczenia innych osób, które tak, jak ja, wybrały konkretne miejsce noclegowe bądź konkretną restaurację. Z pewnością większość z nas wie, jak się zachować, jednak myślę, że warto dotknąć i tego tematu, gdyż będąc na wyspie, jesteśmy wizytówką naszego kraju.

Chciałabym podzielić się również z Wami trendami w modzie plażowej obowiązującej na wyspie. Pomyślicie, że tu akurat nie powinno być wielkich różnic, jednak jeśli chodzi o mężczyzn, różnica jest kolosalna! W Ameryce Północnej mężczyźni nie noszą żadnych upiętych kąpielówek. Luźniejsze szorty kąpielowe bądź bermudy to obowiązująca od wielu lat moda — mężczyźni w akceptowalnych w Europie skąpych fasonach nie pojawiają się na plażach Wyspy Księcia Edwarda, więc jeśli wybieracie się w lecie z mężem, synem czy tatą, pamiętajcie o tym. Również oczekuje się, że dzieci będą miały na sobie strój kąpielowy — bez względu na wiek i płeć. 

Skoro już mowa o modzie, to wybierając się w krainę Ani z Zielonego Wzgórza, najlepiej zabrać starsze wygodne buty, które będzie można ewentualnie wyrzucić po powrocie. Ten czerwony piasek skutecznie farbuje, więc trzeba być przygotowanym na ewentualne straty. My tradycyjnie wozimy ze sobą galonowy pojemnik z wodą i ręcznik, które bardzo przydają się po powrocie z plaży. 😊

Autobusy szkolne w USA i Kanadzie rządzą się własnymi regułami, więc w kilku słowach wspomnę też o tym, co należy zrobić, kiedy zobaczy się autobus z migającymi żółtymi i czerwonymi światłami. Jeśli zdarzy się Wam taka sytuacja, konieczne jest zatrzymanie się (bez względu na to, po której jest się stronie). Ruszyć można dopiero wtedy, kiedy czerwone światła zgasną, a dzieci są bezpieczne. 

Cdn. 


środa, 20 lutego 2019

Życie na Wyspie cz. III


Wygląda na to, że zapadłam w blogowy zimowy sen. Całe szczęście poza blogiem sporo się dzieje, a co najważniejsze, powoli można zacząć odliczać dni do kolejnego wyjazdu na wyspę.

Wiem, że interesują Was wpisy o tym, jak żyje się na wyspie, więc dziś trochę informacji właśnie z tego podwórka. 

Od końca października na wyspie panuje sroga zima... Na Facebooku i Instagramie można znaleźć masę zdjęć — wiele naprawdę przepięknych. Kiedy zachwycamy się nimi, rzadko chyba zdajemy sobie sprawę, jak trudna jest taka zima (właściwie każda zima) dla mieszkańców Wyspy Księcia Edwarda. Moi znajomi mają jej po dziurki w nosie i prawie każdy, kto może sobie na to pozwolić, ma w planach wakacje w cieplejszym klimacie.

Rodowici wyspiarze są niezwykle sympatyczni i pomocni. Poza nielicznymi wyjątkami od 12 lat spotykam się na każdym kroku z życzliwością i uśmiechem. W ich przypadku nie jest to dobrze opanowana sztuka aktorska — każdy napotkany człowiek uczy ich czegoś nowego o świecie, a jeśli znalazł się na ich wyspie, to wypada być dla niego miłym. Sprawy jednak mają się inaczej, kiedy wyspiarze są we własnym gronie lub czują się z kimś swobodniej. Wtedy można dowiedzieć się, jak naprawdę wygląda ich życie.

Podczas wizyty u fryzjera, dowiedziałam się, że pomimo internetu i samochodów, zimy nadal są okresem, w którym wyspa zapada w zimowy sen. Jeśli się nad tym zastanowić, to ma to głęboki sens. W pozostałych porach roku wyspę odwiedzają turyści, farmerzy pracują na polach, rybacy mają ręce pełne roboty, a pozostali wyspiarze udają się do pracy. Jest w związku z tym ciągły ruch, który w dużej mierze ustaje w listopadzie. Oczywiście sporo osób ma całoroczną pracę, jednak zimą osoby zatrudnione w turystyce, rybołówstwie i rolnictwie, spędzają większość czasu w domowym zaciszu. Ze względu na zmienność warunków atmosferycznych, przeciętne gospodarstwo domowe przygotowane jest na dłuższy okres odcięcia od świata w przypadku sporych opadów śniegu. Dzięki gromadzonym przez cały rok w zamrażarkach i spiżarniach zapasom, nie ma potrzeby często wyjeżdżać z domu. Jest za to czas na układanie puzzli, czytanie, oglądanie hokeja, robótki i filmy. 

Na Wyspie Księcia Edwarda mieszka zaledwie 140 tys. osób (na szybko spojrzałam na populację polskich miast i okazało się, że znajomy mi Rybnik ma podobną liczbę mieszkańców), z których 40 tys. zamieszkuje w stolicy prowincji — Charlottetown, a 15 tys. w Summerside. Reszta ludności rozproszona jest na ponad 5 tysiącach kilometrów kwadratowych. 

Skoro mowa o powierzchni, to pamiętajcie o tym, że wyspa nie jest wcale taka mała, jak by się to mogło wydawać. Jeśli macie wrażenie, iż wystarczy Wam rower czy mocne nogi, to bardzo się mylicie. Pisałam już kiedyś o tym, jednak nowi czytelnicy mogą być nieświadomi, więc powtarzam, że na Wyspie konieczny jest samochód.

Pod jednym z moich wpisów padło pytanie o możliwość rozbicia namiotu. Akurat w ubiegłym roku przyjrzałam się temu bliżej i porozmawiałam na ten temat z ludźmi. Po tych rozmowach raczej odradzam taką alternatywę. Nie znaczy to, że z całą pewnością spotkacie się z odmową, jednak i na wyspie popularne stało się airbnb, a niektórzy mieszkańcy oferują nocleg w namiocie czy miejsce pod namiot. Oczywiście są też kampingi z prawdziwego zdarzenia, gdzie spokojnie można sobie zarezerwować pole namiotowe — to z całą pewnością można wziąć pod uwagę, choć osobiście trudno mi to sobie wyobrazić, jeśli ktoś przyjeżdża ze sprzętem z Polski. Jedna z osób, z którymi rozmawiałam na temat namiotu doradziła, że nawet jeśli ktoś pozwoli rozbić namiot w ogrodzie, powinno się uiścić drobną opłatę ($20). 

Często spotykam się z bardzo błędnym wyobrażeniem Polaków na temat tego, jak żyje się w innych krajach. Wydaje nam się, że wszystkim musi być łatwiej, a tak po prostu nie jest. Jednym z podstawowych błędów jest porównywanie zarobków czy najniższego wynagrodzenia, choć w przypadku Wyspy Księcia Edwarda nawet te porównania nie wychodzą bynajmniej szokująco. Pamiętajmy więc będąc na wyspie, że każdy bilet wstępu, każdy nocleg, każdy zakupiony drobiazg czy książka (którą być może udałoby się upolować na eBay o wiele taniej), pomagają tym ludziom żyć cały rok. W mojej pamięci bardzo świeże jest wielkie rozczarowanie po zamknięciu herbaciarni w Lower Bedeque. Jedno lato i miesiąc — tak długo, a raczej krótko, funkcjonowała herbaciarnia zanim podjęto decyzję o jej zamknięciu. Nie było sensu kontynuować, kiedy wielu turystów wchodziło tylko po to, aby za darmo zaliczyć wizytę w domu, w którym LMM przeżyła burzliwy romans. Niestety inni turyści już nie będą mieć takiej szansy. Wielka szkoda. 

W związku z tym, że ludzie nie mają zbyt wiele pieniędzy, zauważyłam, że nie wyrzuca się aż tyle, ile w USA. Jeśli ktoś kupuje sobie jakiś nowy sprzęt, próbuje starszy egzemplarz sprzedać lub oddać komuś, komu może on jeszcze się przysłużyć. Pamiętam, że kiedyś było tak w Polsce, ale nie wiem, czy nadal jest to praktykowane.

Przed każdym wyjazdem z wyspy pakuję żywność, której nie mogę zabrać do USA (wędliny,  sery, owoce i warzywa) i obdarowuję nią sąsiadów. Jeszcze nikt nie odmówił! W USA byłoby mi niezręcznie nawet zaproponować komukolwiek pół opakowania pieczarek, pół kalafiora czy napoczęte mleko. 

cdn.