Kolejnym
interesującym tematem jest robienie zakupów na Wyspie. Jeśli nie
mieszka się w Charlottetown, Summerside lub jednym z miasteczek, dojazd
do sklepu spożywczego jest większą wyprawą. Supermarkety znajdują się
jedynie w dużych miastach — przy czym pojęcie dużego miasta jest tu
bardzo umowne, gdyż w Charlottetown mieszka około 36 tys., a w
Summerside około 15 tys. osób. Najlepszy wybór produktów spożywczych
znajdzie się tu w Sobey’s i w trochę droższym Atlantic Superstore. Dla
osób, które liczą się z każdym dolarem, dobrą opcją może okazać się też
Walmart, w którym czasem można trafić na dobre okazje. Sporo mieszkańców
Wyspy ma do takich sklepów co najmniej pół godziny drogi, czasem i
ponad godzinę. W mniejszych sklepikach ceny są oczywiście wyższe, więc
opłaca się pojechać dalej na większe zakupy. W domach bardzo często
znajdują się zamrażarki — artykuły spożywcze kupuje się w większych
ilościach, szczególnie w zimie, kiedy ze względu na warunki
atmosferyczne być może nie będzie okazji pojechać na zakupy. Czasem
zamykany jest most i wtedy ceny żywności, szczególnie warzyw i owoców,
osiągają nowe rekordy. Wyspiarze muszą więc przygotować się na taką
ewentualność i już w lecie robić różne przetwory, które przydadzą się w
zimie.
Osoby
przyjeżdżające z USA zauważą różnicę w cenach — nawet po odliczeniu
około 20% ze względu na słabszy kurs dolara kanadyjskiego, nadal ceny
żywności, poza nielicznymi wyjątkami, są wyższe o 10 do nawet 100%
(jednym z przykładów może być cena makaronu, który w amerykańskim supermarkecie można zawsze kupić za 1 dolara, czasem nawet za 69 centów,
a na Wyspie płaci się ponad 2 dolary). Droższe w porównaniu z cenami w
USA są kurczaki, jajka, nabiał, większość warzyw i owoców — pomimo
tego, że Wyspa słynie z rolnictwa, ceny żywności mogą czasem szokować.
Kiedy zdarzają się wyjątkowo dobre promocje, towaru zaczyna brakować. W
lecie w jednym z supermarketów sprzedawano masło w promocji po 2,99
dolara za funt (ok. 45 dag) i wszyscy kupowali po 8 sztuk (3,6 kg
masła), gdyż tyle można było kupić w promocyjnej cenie (normalna cena to
5–6 dolarów). Widziałam matkę z dwoma córkami, z których każda kupowała
po 8 kostek masła! Z czymś takim nie spotykam się w USA — być może
nasze promocje są częstsze albo mamy sklepy, w których można kupić
żywność w korzystnej cenie nawet bez promocji (np. Aldi).
Jedną
z głównych różnic, jaką zauważam między sklepami na Wyspie a w moim
stanie jest to, że brakuje pewnych produktów, do których się
przyzwyczaiłam, szczególnie żywności organicznej i szeroko rozumianej
zdrowej żywności. Wygląda poza tym na to, że rezultatem małego popytu na
zdrowszą żywność jest jej zdecydowanie wyższa cena (mleko organiczne o
100% droższe od mleka organicznego kupowanego w USA i zlokalizowane po
wielu trudach w czwartym odwiedzonym sklepie; w trzech poprzednich na
moje pytania otrzymywałam odpowiedź, że coś takiego nie istnieje).
Zarówno w USA, jak w Kanadzie spotyka się produkty tzw. generic — są to
tańsze odpowiedniki produktów znanych firm. Na Wyspie zauważyłam, że ich
ceny są zbliżone do cen markowych produktów w USA. Czasem tych
markowych produktów nie można w ogóle dostać, kiedy indziej ich ceny są
bardzo wysokie.
Na
Wyspie ma się czasem wrażenie, że pozostała ona trochę poza obecnymi
trendami — restauracje serwują ryby smażone w głębokim oleju z górą
frytek i surówką w ilościach śladowych, słone masło i śmietana
to nieodłączni towarzysze ziemniaków, słodkie napoje i chipsy
gwarantują sukces każdej imprezy, a kaloryczne hamburgery wydają się być
najsmaczniejszą opcją, kiedy wychodzi się na obiad czy kolację. I może
dziwne jest to, że piszę o problemach z dietą wyspiarzy, kiedy w USA
masa ludzi ma podobny problem, jednak idea zdrowej żywności jest tam
dopiero w powijakach, zaś w USA zaczęto uczyć podstaw zdrowego żywienia
już w pierwszych klasach szkoły podstawowej.
W
sklepach z artykułami budowlanymi zauważyłam wielką różnicę pomiędzy
USA a Wyspą. Kiedy w USA zatrudnia się w nich czasem osoby niekoniecznie
znające się na asortymencie i usługach oferowanych przez sklep, na
Wyspie każdy pracownik posiada sporą wiedzę, którą chętnie się dzieli.
Jeśli sam nie zna odpowiedzi na jakieś pytanie, znajduje osobę, która
jest w stanie pomóc. Ceny są trochę wyższe niż w USA i często mniejszy
jest wybór (pamiętam, kiedy wybieraliśmy odkurzacz z dwóch dostępnych
modeli), ale wizyty w takich miejscach są bezcenne. Każdy próbuje pomóc,
jak może — warto wspomnieć o wszystkim, co leży na sercu, bo a nuż
okaże się, że brat sprzedawcy ma firmę, która zajmuje się pompowaniem
szamba, a inny sprzedawca podczas przerwy obiadowej zajmuje się
szkleniem okien... Jeśli nawet sklep nie oferuje czegoś albo cena wydaje
się zbyt wygórowana, można liczyć na to, że dostanie się informacje na
temat podobnego artykułu w niższej cenie, choćby sprzedawała ten artykuł
konkurencja.
O
ile zakupy w sklepach spożywczych przebiegają w miarę szybko, w innych
sklepach spędza się o wiele dłużej. Jeśli jest ku temu okazja, to trzeba
porozmawiać z kupującym, dowiedzieć się „kto jest jego ojcem” i
doszukać wszystkich wspólnych krewnych i znajomych. „Who is your
fadder?” (umyślny błąd) to pytanie, które stawia każdy wyspiarz poznając
innego wyspiarza. W taki sposób można mniej więcej zaklasyfikować
nowego znajomego — w ponad 90% przypadków znajdzie się jakiś wspólny
mianownik, który skruszy wszelkie lody i dostarczy tematów na
przynajmniej pół godziny rozmowy. Jeśli się nie pochodzi z Wyspy, to
lepiej unikać podobnych sytuacji, bo nie zawsze ma się czas na takie
konwersacje. Kiedy spotykają się dwie nowe osoby z Wyspy, a dodatkowo
jest z nimi CFA (Comes From Away, czyli ktoś, kto urodził się poza
Wyspą), nie ma większego znaczenia, jaki interes ma przybyły spoza
Wyspy. W pierwszej kolejności będzie genealogia i ustalanie wspólnego
mianownika. Nie ma nawet sensu próbować skierować rozmowę na inny tor
lub ją przyspieszyć — reguły gry wyraźnie nie sprzyjają tu przyjezdnym.
W
porównaniu z USA w Kanadzie zauważam większą dbałość o domy i
obejścia. Wiem, że Polacy mają bardzo mylne wyobrażenie o tym, jak żyje
się w Stanach Zjednoczonych — prawda jest daleka od tego, co serwują Wam
amerykańskie filmy. Na palcach jednej ręki mogłabym zliczyć domy, które
mogłyby wystrojem wnętrz i czystością konkurować z domami mojej rodziny
i znajomych z Polski. Być może jest to specyfika Nowej Anglii, jednak
sądzę, że te piękne wnętrza, które oglądamy w filmach, zarezerwowane są
dla niewielkiego odsetka osób, których sytuacja finansowa z pewnością
nie należy do typowych. Po przekroczeniu granicy z Kanadą rzucają nam
się w oczy ładnie utrzymane trawniki i zadbane domy, choć zdarzają się i
domy popadające w ruinę. Na Wyspie jest niestety sporo takich
opuszczonych i zapomnianych domostw — ich właściciele najprawdopodobniej
szukają lepszego życia w Ontario lub Albercie. I choć zazwyczaj na
zdjęciach widujecie piękno Wyspy, brzydota i nędza też nie są jej obce.
Głównie spotyka się je w głębi lądu i w większym oddaleniu od miast.
Transport publiczny właściwie nie istnieje, więc konieczne jest posiadanie samochodu (w przypadku turystów KONIECZNY jest wynajem samochodu). I choć na mapach Wyspa Księcia Edwarda jawi się jako niewielka plamka, w tydzień można bez większych problemów przejeździć 800-1000 km. Naszym rekordem było zrobienie 450 km w jednym dniu. Benzyna jest droższa niż w USA, ale tańsza niż w Polsce (wychodzi około 3,10 PLN za litr. Ceny na stacjach podawane są w centach za litr) — co ciekawe ceny benzyny są regulowane, więc na każdej stacji płaci się tyle samo (wyjątki stanowią czasem malutkie stacje położone z dala od wszystkiego i stacje oferujące drobne zniżki w przypadku transakcji gotówkowych). Większość dróg na Wyspie to drogi jednojezdniowe, dwukierunkowe, o jednym pasie ruchu dla każdego kierunku. Brak wydzielonego pobocza i chodnika sprawia, że dosyć trudno przemieszcza się po Wyspie pieszo lub na rowerze. Limit prędkości w wielu miejscach to 80 km/h, jednak większość kierowców wydaje się traktować go jedynie jako sugestię. Na porządku dziennym widzi się samochody mknące po 90, 100 i powyżej 100 km na godzinę, a i noc nie stanowi przeszkody w rozwijaniu szaleńczych prędkości. Trzeba więc bardzo uważać, szczególnie nocą, kiedy na jezdniach pojawiają się lisy i pijani kierowcy.
Cdn.