Kiedy postanowiłam kolekcjonować pierwsze wydania książek L.M. Montgomery, nie marzyłam nawet, że kiedykolwiek uśmiechnie się do mnie los i zdobędę coś, co w swoich rękach trzymała pisarka. Od czasu do czasu pojawiają się co prawda aukcje na eBay, w których można licytować bądź kupić książkę z autografem autorki, ale ceny tych książek dochodzą do kwot, których nie byłam w stanie nawet rozważać. Niemniej jednak, co pewien czas, oglądam, co jest dostępne i niespełna miesiąc temu wyskoczył mi w wyszukiwarce list autorki do jej wielbicielki z Anglii. Zazwyczaj jestem w stanie dosyć szybko zaszufladkować różne rzeczy jako takie, które pozostaną w sferze marzeń (do nich należy na przykład pierwsze wydanie „Ani z Zielonego Wzgórza” z kwietnia 1908r., gdyż ceny tej książki mogą sięgać ponad 20 tys. dolarów), ale tym razem poczułam, że ten list jest mi pisany... Cena nie była niska, ale można się było zacząć zastanawiać, jak wejść w posiadanie tego skarbu. Wiedziałam od razu, że list jest prawdziwym skarbem — 3 strony, wspomniane różne tytuły oraz zapowiedź nowej książki z serii o Ani Shirley... Poza tym pojawia się w liście Wyspa Księcia Edwarda, Srebrny Gaj i ten charakterystyczny podpis z kotem, podobno zarezerwowany dla najbliższych...
Najpierw spróbowałam poszukać jakichś informacji na temat wartości takiego dokumentu. Pierwsze artykuły, na które trafiłam, sprawiły, że jeszcze bardziej zapragnęłam stać się właścicielką tego listu. Cena, która kilka minut wcześniej wydawała się wysoka, nagle stała się prawdziwą okazją. Jednak nie byłabym sobą, gdybym nie spróbowała szczęścia. Napisałam do sprzedawcy z pytaniem, czy ta cena podlega negocjacji i czy rozważyłby niższą kwotę. Wszystko to działo się późnym wieczorem w USA, a sprzedający był w Anglii, więc po napisaniu e-maila poszłam spać, choć bardzo trudno było mi zasnąć. Postanowiłam, że jeśli dostanę jakąkolwiek zniżkę, to będzie to znak, aby kupić list.
Kiedy obudziłam się rano, czekała na mnie odpowiedź od przemiłej Polly, bratniej duszy, która napisała, że zaraz sprawdziła, kim jestem i widząc moje zdjęcie z polskim wydaniem „Ani z Zielonego Wzgórza” pomyślała, że list powinien być mój :). Szybko wycofała go ze swojej oferty i zaproponowała mi 15% zniżki oraz darmową przesyłkę. Chciałam dostać znak, więc go dostałam... :)
Polly była zdecydowana czekać aż będę w stanie kupić list, ale mój mąż stwierdził, że trzeba go od razu kupić. :) Każdy dokument mający ponad 50 lat opuszczający Anglię musi otrzymać licencję eksportową, więc przyszło mi trochę poczekać na ten skarb... Jednak, jak mawiała Ania Shirley: „Oczekiwanie, że coś miłego się wydarzy, to niemal połowa przyjemności”. Czekałam więc cierpliwie i niesamowicie się cieszyłam, że już niedługo dostanę list napisany ręką L.M. Montgomery...
I STAŁO SIĘ!!! LIST JEST U MNIE!!! NIESAMOWITE!!!