Za namową Andy’ego zostaliśmy na Wyspie dodatkowy dzień. W sobotę, która znów
kusiła nas słońcem, mieliśmy okazję pożegnać się z miejscem, które tak bardzo
wszyscy kochamy. Rano pojechaliśmy pierwszy raz podczas tej wizyty do Muzeum Ani
z Zielonego Wzgórza w Park Corner. W środę śnił mi się George — pomyślałam, że
pewnie zastanawiają się z Pam, dlaczego jeszcze ich nie odwiedziłam.
Przejeżdżaliśmy obok Muzeum wiele razy, jednak zawsze brakowało czasu. W sobotę
pojechaliśmy tam rano, żeby i ostatniego dnia nie umknęła nam szansa odwiedzenia
jednego z ulubionych miejsc w ferworze ostatnich godzin na Wyspie. Dobrze
trafiliśmy — w Muzeum była Pam, która powitała nas jak starych znajomych.
Pokazała nam od razu wydrukowane zdjęcie Nadii, które zdobiło ich „bardzo ważną
książkę” (zdjęcie to posłałam George’owi po tym, jak Nadia dostała kapelusz z
rudymi warkoczami jako nagrodę w konkursie na stronie filmu „Ania z Zielonego
Wzgórza” na Facebooku — jeszcze raz dziękuję wszystkim, którzy na nią
głosowali!).
Zrobiliśmy pamiątkowe zdjęcie i już mieliśmy ruszać dalej, kiedy
Pam zaczęła gdzieś wydzwaniać i usilnie gestykulować, abyśmy nie wychodzili. Po
chwili wszystko się wyjaśniło... Pam zaserwowała nam wspaniałą niespodziankę —
przejażdżkę z Mateuszem! Nie wypadało odmówić, więc podobnie jak w sierpniu,
rozpoczynaliśmy nasz ostatni dzień na Wyspie od podziwiania Jeziora Lśniących
Wód.
Po przejażdżce pięknie podziękowaliśmy Pam i chcieliśmy pojechać do
Cavendish. Jednak nie udało się szybko wyjść, bo Pam zadzwoniła do Kensington po
George’a, który już był w drodze... Przy okazji wspomnę, iż pomimo tego, że
Wyspa Księcia Edwarda jest częścią cywilizacji zachodniej, czas biegnie tu
zupełnie inaczej. Wszystko trwa zdecydowanie dłużej niż się planuje, a jeśli w
planach uwzględnia się inne osoby, to należy się przygotować na długie rozmowy,
na które nie zawsze jest czas :). George zjawił się po kilku minutach i
zaczęliśmy rozmawiać, między innymi o lalkach, które wysłał on do Polski
(przypominam, że jeszcze dysponujemy lalkami z Wyspy — można zamówić je pisząc
na adres info@choosinghope.org). Było
bardzo miło, ale niestety wskazówki zagarka nie chciały zwolnić i wkrótce
musieliśmy pożegnać rodzeństwo Campbellów. Bardzo łatwo wyobrazić sobie, że i
Maud uwielbiała przebywać u swoich kuzynów w Park Corner.
Z Park Corner
pojechaliśmy do Cavendish, a dokładnie na Zielone Wzgórze.
Weekendy w Avonlea są
zawsze interesujące :). Tym razem po dokładnym zwiedzeniu domu i odnalezieniu
ametystowej broszki w pokoju Maryli oraz kawałków tabliczki szkolnej Ani,
mieliśmy okazję spędzić sporo czasu z Anią Shirley i Ruby Gillis, które pozowały
do zdjęć i bawiły się z dziećmi. Na godzinę łąka przy Zielonym Wzgórzu
przeniosła się w czasie — nagle znaleźliśmy się w drugiej połowie XIX wieku,
więc i zabawy były odpowiednie do epoki. Nadia bawiła się znakomicie! A ja
patrząc na swoją 7–letnią córkę biegającą wraz z Anią przy Zielonym Wzgórzu
poczułam pełnię szczęścia...
Niestety znów przyszła pora, aby pożegnać i
to ukochane miejsce...
Nawet lody w wiosce Avonlea nie poprawiły nam tym razem humorów...
Wracaliśmy do Springbrook z ciężkim sercem — następnego dnia mieliśmy
opuścić Wyspę i zostawić to oszałamiające piękno za sobą... W ubiegłym roku
pisałam, że Bóg po stworzeniu świata dysponował resztkami piękna, którymi
postanowił ozdobić niewielką wyspę we wschodniej Kanadzie. Teraz myślę, że Bóg
tworząc Wyspę Księcia Edwarda chciał nam dać przedsmak raju...