poniedziałek, 20 lipca 2015

Żegnamy Wyspę

Za namową Andy’ego zostaliśmy na Wyspie dodatkowy dzień. W sobotę, która znów kusiła nas słońcem, mieliśmy okazję pożegnać się z miejscem, które tak bardzo wszyscy kochamy. Rano pojechaliśmy pierwszy raz podczas tej wizyty do Muzeum Ani z Zielonego Wzgórza w Park Corner. W środę śnił mi się George — pomyślałam, że pewnie zastanawiają się z Pam, dlaczego jeszcze ich nie odwiedziłam. Przejeżdżaliśmy obok Muzeum wiele razy, jednak zawsze brakowało czasu. W sobotę pojechaliśmy tam rano, żeby i ostatniego dnia nie umknęła nam szansa odwiedzenia jednego z ulubionych miejsc w ferworze ostatnich godzin na Wyspie. Dobrze trafiliśmy — w Muzeum była Pam, która powitała nas jak starych znajomych. Pokazała nam od razu wydrukowane zdjęcie Nadii, które zdobiło ich „bardzo ważną książkę” (zdjęcie to posłałam George’owi po tym, jak Nadia dostała kapelusz z rudymi warkoczami jako nagrodę w konkursie na stronie filmu „Ania z Zielonego Wzgórza” na Facebooku — jeszcze raz dziękuję wszystkim, którzy na nią głosowali!).


Zrobiliśmy pamiątkowe zdjęcie i już mieliśmy ruszać dalej, kiedy Pam zaczęła gdzieś wydzwaniać i usilnie gestykulować, abyśmy nie wychodzili. Po chwili wszystko się wyjaśniło... Pam zaserwowała nam wspaniałą niespodziankę — przejażdżkę z Mateuszem! Nie wypadało odmówić, więc podobnie jak w sierpniu, rozpoczynaliśmy nasz ostatni dzień na Wyspie od podziwiania Jeziora Lśniących Wód.






Po przejażdżce pięknie podziękowaliśmy Pam i chcieliśmy pojechać do Cavendish. Jednak nie udało się szybko wyjść, bo Pam zadzwoniła do Kensington po George’a, który już był w drodze... Przy okazji wspomnę, iż pomimo tego, że Wyspa Księcia Edwarda jest częścią cywilizacji zachodniej, czas biegnie tu zupełnie inaczej. Wszystko trwa zdecydowanie dłużej niż się planuje, a jeśli w planach uwzględnia się inne osoby, to należy się przygotować na długie rozmowy, na które nie zawsze jest czas :). George zjawił się po kilku minutach i zaczęliśmy rozmawiać, między innymi o lalkach, które wysłał on do Polski (przypominam, że jeszcze dysponujemy lalkami z Wyspy — można zamówić je pisząc na adres info@choosinghope.org). Było bardzo miło, ale niestety wskazówki zagarka nie chciały zwolnić i wkrótce musieliśmy pożegnać rodzeństwo Campbellów. Bardzo łatwo wyobrazić sobie, że i Maud uwielbiała przebywać u swoich kuzynów w Park Corner. 

Z Park Corner pojechaliśmy do Cavendish, a dokładnie na Zielone Wzgórze. 








Weekendy w Avonlea są zawsze interesujące :). Tym razem po dokładnym zwiedzeniu domu i odnalezieniu ametystowej broszki w pokoju Maryli oraz kawałków tabliczki szkolnej Ani, mieliśmy okazję spędzić sporo czasu z Anią Shirley i Ruby Gillis, które pozowały do zdjęć i bawiły się z dziećmi. Na godzinę łąka przy Zielonym Wzgórzu przeniosła się w czasie — nagle znaleźliśmy się w drugiej połowie XIX wieku, więc i zabawy były odpowiednie do epoki. Nadia bawiła się znakomicie! A ja patrząc na swoją 7–letnią córkę biegającą wraz z Anią przy Zielonym Wzgórzu poczułam pełnię szczęścia...
















Niestety znów przyszła pora, aby pożegnać i to ukochane miejsce... 







Nawet lody w wiosce Avonlea nie poprawiły nam tym razem humorów... 





Wracaliśmy do Springbrook z ciężkim sercem — następnego dnia mieliśmy opuścić Wyspę i zostawić to oszałamiające piękno za sobą... W  ubiegłym roku pisałam, że Bóg po stworzeniu świata dysponował resztkami piękna, którymi postanowił ozdobić niewielką wyspę we wschodniej Kanadzie. Teraz myślę, że Bóg tworząc Wyspę Księcia Edwarda chciał nam dać przedsmak raju... 










czwartek, 16 lipca 2015

3 latarnie

W piątek znów pogoda dopisała. Wybraliśmy się rano do latarni New London — tej, którą widać z Mojego Wymarzonego Domku. 






Umówiliśmy się przy latarni z Jean, której dziadek przez kilka lat był latarnikiem w New London. Cała rodzina mieszkała  wówczas w latarni, co później mama Jean wraz z siostrami opisały w książce pod tytułem ”Living Under the Light


Jean potwierdziła, że sceny z filmu były tu nagrywane, a kiedy zapytałam ją o kolor czubka wieży, zaprowadziła mnie do ogrodu swojego kuzyna, gdzie znaleźliśmy niezbity dowód na to, że Megan i Schuyler faktycznie spacerowały po tych terenach :) Podobno byłam pierwszą osobą, która była tak dociekliwa. :) 


Z latarni New London udaliśmy się na przylądek Tryon, który ma w sobie tak ogromny urok, że nigdy nie znudzi mi się odwiedzanie tego terenu. Dzień był wymarzony do robienia zdjęć – bogaty błękit nieba i Zatoki Św. Wawrzyńca oraz świeża, soczysta zieleń pól wspaniale komponowały się ze sobą tworząc prawdziwą ucztę dla oka. 








Dzięki dronowi zobaczyliśmy to miejsce również z lotu ptaka. I Wy możecie zobaczyć, jak tam jest pięknie:




Z Cape Tryon pojechaliśmy na godzinkę na plażę. Dziewczynki miały się niedługo rozstać, więc wspólnym pluskaniem w Zatoce Św. Wawrzyńca przypieczętowały swoją nową przyjaźń. Po wyjeździe Denise i Rilli chwilkę odpoczęliśmy, po czym pojechaliśmy do North Rustico, gdzie znajduje się kolejna latarnia morska. Latarnia ta i zabudowania z North Rustico pojawiają się w filmie – Mateusz i Ania jadąc ze stacji w Bright River mijają je w drodze na Zielone Wzgórze.




Kończył się kolejny piękny dzień na Wyspie. Radość pobytu w tej przepięknej scenerii powoli ustępowała miejsca smutkowi, który zawsze pojawia się przed opuszczeniem Wyspy. Naprawdę nie wyobrażam sobie, jak wielki smutek musiała odczuwać Maud kiedy w 1911r. opuszczała Wyspę na stałe...